Zdarzenia ukazane są w czasie teraźniejszym, a więc dzieją się jakby w trakcie czytania, przed oczami odbiorców. Białoszewski dąży do szczegółu – mówi o konkretnych adresach, porze dnia, wymienia osoby z imienia i nazwiska (często używa skrótów). Ataki Niemców, akcje powstańców, działania cywili nie są opisywane jako strategiczne ruchy wojsk. W zasadzie brak w Pamiętniku sformułowań wojskowych. Narracja nasycona jest indywidualizmem autora. Jednocześnie Miron-narrator zachowuje dystans do Mirona-uczestnika zdarzeń. Oznacza to, że autor nie wnika w głąb siebie, nie analizuje swoich zachowań, nie stara się zdominować sobą całej opowieści. Narrator stawia siebie sprzed dwudziestu trzech lat na równi z innymi bohaterami – rodziną, przyjaciółmi.
Za pomocą potocznego języka autor przedstawia potoczność życia cywili. Zwyczajne momenty poszczególnych dni tygodnia dowodzą, że nie sposób pozbyć się naturalnych odruchów, własnych cech charakteru, skłonności, rozmaitych potrzeb, marzeń – nawet w czasie wojny. Ludzie starają się zachować normalność. Oto kilka wypowiedzi bohaterów Pamiętnika...:
A wiesz, Mironku, że ja bym mu się oddała – powiedziała do mnie Irena w zachwycie przez firankę(fragment rozmowy 1 sierpnia i reakcja Haliny na pierwszego powstańca);
Raz zlecieliśmy z Ireną chyba bez butów, bo już nalot i bomby. Staszek akurat siedział w ubikacji. Już bomby. Jakoś w nas nic. Staszek schodzi po iluś minutach: „Wiecie, że jak siedziałem na sedesie, to ten cały sedes chodził razem ze mną i z całym piętrem... Ale jak...”;
Wylecieliśmy na Chłodną. Ulica była w chmurach. Rudych i burych. Od cegieł, dymu. Jak to się ustało zobaczyliśmy straszną zmianę. Rudoszary pył siedział na wszystkim. Na drzewach. Na liściach. Gruby na centymetr chyba. I to zniszczenie. Jedna wacha ubyła. Ale jakim kosztem. Zresztą zaczęło się już zmieniać. Na niespokojnie. I na coraz gorzej. I widokowo. Od placu Żelaznej Bramy, od placu Bankowego, od Elektoralnej Chłodną po naszej stronie pod murem lecieli i lecieli ludzie, kobiety, dzieci, wszyscy schyleni, szarzy, posypani czymś. Pamiętam, ze zachodziło słońce. Paliło się. Ludzie lecieli i lecieli. Potokiem. Ze zbombardowanych domów. Uciekali na Wolę.
Żeby cię, cholero, pierwsza bomba zabiła!(wybuch Michała na Nankę podczas kłótni na Lesznie).
Białoszewski dąży więc do prawdy – nie szuka wzniosłości, ale opisuje to, co widzi, czyli zwyczajnych ludzi postawionych w sytuacji najtrudniejszej próby.