Trzydziestotrzyletni bohater powieści Andrzeja Szczypiorskiego Początek był bandytą działającym w myśl zasady pieniądze albo życie i posługującym się łomem lub kastetem z taką łatwością, z jaką okradał praktycznie każdego, kogo spotkał na ulicy: Polaków, Niemców (tych wolał, ponieważ byli zamożniejsi).
Z racji tego, iż zajmował się także - za dużą opłatą - przemycaniem ludzi z getta do aryjskiej części miasta, przyczynił się – mimo bójki z Pięknym Lolem - do uratowania małej Joasi, siostry Henia.
Po wojnie ponownie spotkał szmalcownika, który dwadzieścia lat wcześniej próbował go okraść. Tyle że teraz były zupełnie inne okoliczności. Wiktor wyszedł właśnie z więzienia jako człowiek przedwcześnie postarzały, wyrzutek i reakcjonista i z racji inicjatywy władz państwowych, ożywionych misją naprawiania natury ludzkiej, dostał skierowanie do pewnej fabryki materiałów budowlanych. Miał pracować przy obsłudze betoniarki. Gdy wszedł do gabinetu kierownika działu personalnego, okazało się, że jest nim… Piękny Lolo! Bohaterowie natychmiast się rozpoznali. Po długiej i dosyć ostrej wymianie zdań, wypełnionej wulgaryzmami i groźbami (Jak oni zaczną grzebać koło ciebie, gnoju jeden, to już się nie wymkniesz. Czy mi uwierzą? Pewnie, że uwierzą. W nich jest cholernie dużo tęsknoty do wymierzania sprawiedliwości. Żadna partia ci nie pomoże, żadne stanowisko), Suchowiak wyszedł z pokoju z pokaźną sumą w kieszeni i skierowaniem do lepiej płatnej pracy w innymi przedsiębiorstwie.
Piękny Lolo
Bohater ten w czasie wojny napadał i okradał Żydów, był eleganckim szmalcownikiem, zabierającym im wszystko, co mieli przy sobie. Czasem, gdy nie zebrał satysfakcjonującej zdobyczy, odprowadzał swoją zdobycz na posterunek policji.
Po wojnie pracował jako kierownik działu personalnego w fabryce materiałów budowlanych. Pewnego dnia musiał dać dużą łapówkę oraz skierowanie do lepiej płatnej pracy Suchowiakowi, który rozpoznał w nim Pięknego Lola.
Apolinary Kujawski
Apolinary Kujawski – był znanym w Warszawie krawcem męskich spodni, człowiekiem bardzo zamożnym i szanowanym. Zajmował piękne i słoneczne, pięciopokojowe mieszkanie przy ulicy Marszałkowskiej, gdzie przeprowadził się ze skromnej sutereny z ulicy Miodowej (zarabiał wówczas prasowaniem męskich garniturów oraz reperacją odzieży tak zwanej biedoty).
Za radą sędziego Romnickiego przyjął stałą posadę w zakładzie krawieckim bogatego Żyda Benjamina Mitelmana, zatrudniającym aż kilkanaście osób, co na przedwojenne czasy świadczyło o bogactwie i żyłce przedsiębiorczej właściciela.
Gdy w 1940 roku jego pracodawca musiał się przenieść do getta, nakazał Kujawskiemu, by opiekował się osobiście jego zakładem. Mężczyzna miał korzystać z dochodów oraz przynosić ich część Mitelmanowi do getta. Na koniec tej ważnej rozmowy zdolny krawiec obiecał, że po wojnie założy ze swoim szefem wspólny zakład.
Kujawski rzetelnie i uczciwie wywiązywał się z umowy, regularnie zanosił Mitelmanowi część zysków. Podczas takich wizyt w getcie oglądał cierpienie Żydów, ich nędze, głód. Uważa, że nawet jeśli ich wina była udowodniona, to i tak jest to kara za ich grzechy ponad wyobrażenia ludzkie, nawet jeśli srodze zgrzeszyli, nie dając wiary słowu Zbawiciela. Rozmyśla także nad powodem ciężkiej sytuacji Polski:
I tylko jedna sprawa sączyła niepokój w jego serce. Że mianowicie Pan Bóg jak gdyby odwrócił się od Polski, wystawiał ją na zbyt ciężką próbę. Czymże bowiem ta Polska zawiniła tak bardzo, gdy po stuleciu niewoli i cierpień odrodziła się po Wielkiej Wojnie i przetrwała zaledwie dwadzieścia lat? Na pewno nie wszystko było w Polsce w porządku, lecz czy gdzie indziej było w porządku? Czy było w porządku, jeśli potężna Francja broniła się zaledwie przez miesiąc i kapitulowała tak sromotnie, niemal na kolana padając przed Hitlerem? Czy było w porządku, jeżeli Sowiety, rozciągając się aż na skraj świata, pękły z trzaskiem pod naporem niemieckim w ciągu dwóch miesięcy? A przecież Sowiety dokonały wspólnie z Hitlerem rozbioru tej nieszczęsnej Polski. Za ten grzech Bóg słusznie ich pokarał, uciekali przed Niemcami aż do samej Moskwy i dopiero tam się jakoś opamiętali, skuteczniej stawili opór. Więc coś takiego było w Polsce i Polakach, że znów muszą cierpieć, jak nigdy dotychczas? Dlaczego Bóg tak okrutnie Polskę i Polaków doświadcza?
Gdy wiosną 1942 roku Mitelman zmarł w getcie, Kujawski przejął jego cały wielki majątek (jedyny syn nieboszczyka – dentysta Mieczysław, także zginął – był ofiarą kuli na ulicy).
Apolinary, ciesząc się swobodą finansową, zaczął gromadzić dzieła sztuki, które marzył przekazać dla muzeum w niepodległej Polsce.
Niestety, jego pragnienie się nie spełniło – został zastrzelony podczas ulicznej egzekucji jesienią w 1943 roku, po uprzednim pojmaniu go, zmierzającego na spacer po Saskim Ogrodzie, na ulicy i zamknięciu w policyjnej budzie:
Umarł pod ścianą kamienicy, a gdy oprawcy wrzucili jego ciało na platformę i odjechali, jakaś kobieta umoczyła chusteczkę w krwi krawca, krzepnącej na chodniku, i uniosła z sobą jak pieczęć ludzkiego męczeństwa.
Tak oto wszedł do panteonu bohaterów narodowych, choć wcale tego nie pragnął i nawet w ostatniej chwili nie przemknęła mu przez głowę myśl, że jest bohaterem.
Bronek Blutman
Jest bohaterem powieści Początek Andrzeja Szczypiorskiego. Jego rodowód sięga początków Biblii:
mnie żaden Żyd nie oszukał! W promieniu światła, który się odbija w żydowskiej źrenicy, widzę starego Mojżesza, święto paschy i święto namiotów, Arkę Przymierza widzę wyraźnie, twarze wszystkich dwunastu plemion Izraela, i Garizim widzę, i Sychem, i Betel, i Hebron, wszystko widzę w jednym żydowskim spojrzeniu, od Idumei, przez Karmel, aż do Taboru i jeziora Genezaret, a nawet dalej, bo widzę Dan, i dalej jeszcze widzę, aż po górę Hermon. Dlaczego chce mnie poniżyć na mojej własnej ziemi?
To on rozpoznaje w Marii Magdalenie Gostomskiej Żydówkę Irmę Seidenman i wydaje ją, jak dziesiątki już przed nią, gestapo.
Bronek był konfidentem, demaskując Żydów Niemcom miał nadzieję na ocalenie własnego życia.
Zostaje rozstrzelany w ruinach getta.
Profesor Winiar
Ten matematyk, nauczyciel Henia, umiera w oczekiwaniu na tramwaj, gdyż nie może znieść widoku i dźwięku wesołej karuzeli nieopodal wysokiego muru, oddzielającego getto od aryjskiej części miasta.
Stuckler
Niemiec był gorliwym esesmanem, stale tropił Żydów i niszczył Polaków, którymi pogardzał. To on przesłuchiwał Irmę Seidenman i znalazł przy niej srebrną papierośnicę. Dał się jednak przekonać rodakowi, który zapewniał, że kobieta jest jego znajomą i nie może być Żydówką.
Bohater do końca życia był zdania, że Niemcy zabijali wrogów, aby zwyciężyć. Umarł z głodu i wyczerpania na Syberii, gdzie wraz z innymi jeńcami niemieckimi został skierowany na ciężkie roboty do karczowania lasów.
Romnicki
Jego historia rozpoczyna się na Podolu, w świecie dawno umarłym, skąd sędzia odszedł jako młodzieniec jeszcze, by odtąd już samotnie mierzyć się z losem.
Bohater jest polskim sędzią, przedstawicielem inteligencji, humanistą, który, prócz prowadzenia interesów z Apolinarym Kujawskim, pomaga swoim żydowskim przyjaciołom, przebywającym w getcie, realizując nakaz męstwa Pana Cogito: Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach.
Dzięki ogromnej odwadze zgadza się uratować córkę znajomego adwokata, którą odbiera po wyprowadzeniu jej na aryjską część Warszawy i zawozi do klasztoru. Tam, słysząc słowa siostry Weroniki zapowiadającej, że wychowa Joasię na katolickie dziecko, szybko ripostuje, że ona i będzie żydowską kobietą.
Bohater jest przekonany o niezwykłej misji Żydów wyznaczonej przez samego Boga, który wybrał ten naród spośród wielu innych.
Po okupacji adwokat, jako reprezentant niewygodnej frakcji politycznej, zostaje aresztowany. Opuściwszy stalinowskie więzienie w 1956 roku, do śmierci mieszka u dalekich krewnych w małym prowincjonalny miasteczku.
Joasia Fichtelbaum (Miriam Wewer)
Joasia jako jedyny żydowski bohater powieści Andrzeja Szczypiorskiego przeżywa wojnę.
Jest siostrą Henia. Mając cztery latka, zostaje wyprowadzona z getta przez Wiktora Suchowiaka i oddana przez znajomego swojego ojca – sędziego Romnickiego, pod opiekę siostry Weroniki. W zakonie dziewczynka zmienia tożsamość – staje się Marysią Wiewiórą, osieroconą katoliczką spod Sanoka. Ukończywszy dwadzieścia lat, wyjeżdża do Izraela i jako Miriam Wewer wychodzi za mąż i rodzi dziewczynkę.
Charakterystyka narodów w „Początku”
Nie strona, po której się walczy, określa człowieka, lecz jego własny wybór– te słowa Ewy Jażdżewskiej-Goldsteinowej doskonale oddają charakter analizowanej powieści.
Andrzej Szczypiorski w Początku bohaterami ustanawia przedstawicieli kilku narodów żyjących obok siebie w okupowanej Warszawie. Mamy tu Niemców, Żydów, no i oczywiście Polaków, co czyni tę historię wielonarodowościową i wielopłaszczyznową, bowiem pisarz złamał, podważył, poddał ocenie i refleksji powszechnie obowiązujące narodowościowe stereotypy, wypowiadając się przeciwko etykietom przypisanym niektórym nacjom.
Przedstawicielami narodowości żydowskiej są między innymi: piękna i wykształcona wdowa Irma Seidenmanowa, młody chłopak Henryk Fichtelbaum oraz konfident Bronek Blutman. Postaci te nie są typowymi – według propagandy hitlerowskiej aryjskiej krwi – Żydami, na przykład Irma reprezentuje nordycki typ urody: jest złotowłosą, bladą i efemeryczną kobietą.
Nie spełniają też szablonowych wymogów współpracy mniejszości w czasie zagrożenia – Bronek nie ma wyrzutów sumienia, gdy siłą odwozi Irmę na gestapo. Cieszy się, że powiększy swoje szanse na przeżycie, że przypodoba się Niemcom.
Jeśli mowa o Germanach, w powieści mamy kilku przedstawicieli tego narodu: Johanna Müllera czy Stucklera. Mimo wspólnego pochodzenia, różni ich chyba wszystko: stosunek do polityki Adolfa Hitlera (pierwszy z mężczyzn jest całkowicie przeciwny nazistowskiej ideologii, podczas gdy drugi jest jej wiernym wyznawcą), sposób traktowania Żydów czy stosunek do swoich współrodaków (Stuckler jest dumny słysząc o kolejnych wojennych zdobyczach Niemców, a Müller uważa, że są oni płascy jak deska, nie mają głębszych uczuć, są zakłamani oraz dwulicowi:
Niemcy są prostolinijni. (…)Niemcy są płascy jak deska! Bez wyobraźni, bez obłudy, bez dwulicowości (…) Stucklerowi kazali Żydów tępić, to ich tępi. Każą mu Żydów szanować, to będzie łaskawą panią całował w rękę i traktował najlepszym, francuskim koniakiem. Dyscyplina, akuratność, rzetelność w każdej robocie. W zbójeckiej robocie także, niestety! (…)Niemcy nie popełniają pomyłek, to nie jest w niemieckim stylu. (…)Brak nam szczypty szaleństwa, myślał, jesteśmy tak bardzo trzeźwi. (…)Być lepszym w każdej dziedzinie, być niedoścignionym - oto niemiecka ambicja. Najpiękniej komponować, najwydatniej pracować, najmądrzej filozofować, najwięcej posiadać, najsprawniej zabijać! (…)Jeśli historia nałoży kiedyś na Niemców obowiązek hipokryzji, staną się najdoskonalszymi hipokrytami pod słońcem).
Reprezentantem narodu polskiego jest przede wszystkim Paweł Kryński – nosiciel cech charakteru Andrzeja Szczypiorskiego oraz mający podobną do prozaika biografię. Choć jest postacią pozytywną (pomaga Żydom, bierze udział w powstaniu warszawskim, a po wojnie nie godzi się na współpracę z komunistami, działa w opozycji), to nie minimalizuje złych uczuć, jakich po lekturze powieści dostarczyło postępowanie wielu Polaków, którym pisarz wytknął tchórzostwo, cieszenie się z czyjegoś nieszczęścia, donosicielstwo.
Wystarczy wspomnieć chociażby dwie sceny – choć jest ich kilkanaście – dowodzące tej tezy. Gdy na przykład ukrywający się po ucieczce z getta Henio wchodzi do cukierni i chce zjeść ciastko, zostaje przepędzony niczym chory na wściekliznę pies:
(…) wzbudził najpierw dyskretne zaciekawienie, później popłoch, wreszcie gwałtowną reakcję jakiegoś mężczyzny, który wykrzyknął! "Żyd je ciastko!". Reakcja zebranych w kawiarni Polaków była natychmiastowa: Kilka osób w pośpiechu opuściło cukiernię, kelner zawołał - "O, Jezu! Teraz nas wszystkich pozabijają!".
Podobnym negatywnym świadectwem braku empatii i zobojętnienia na cudze cierpienie jest epizod z profesorem Winiarem, który umiera nie mogąc znieść wesołych dźwięków karuzeli, ustawionej pod murem getta, zza którego dochodziły krzyki mordowanych Żydów. O okropności wojny i jej paraliżującym wpływie na podstawowe ludzkie odruchu świadczy fragment traktujący o tym, że w dniu pogrzebu profesora Winiara karuzela na placu Krasińskich kręciła się nadal:
(…) koniki galopowały, powoziki podskakiwały, sanie sunęły, gondole pluskały, chorągiewki furkotały, panny piszczały, młodzieńcy pokrzykiwali, katarynka skrzypiała, mechanizm karuzeli dudnił, wystrzały z broni maszynowej rozlegały się coraz donośniej, wybuchały pociski armatnie, huczały płomienie i tylko żydowskich jęków nie było słychać spoza muru, bo Żydzi umierali w milczeniu, odpowiadali granatami i bronią ręczną, ale usta ich milczały, już bowiem byli umarli, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, bo mężnie wybierali śmierć, zanim jeszcze nadeszła, wychodzili jej naprzeciw, w ich dumnych oczach była cała wzniosłość dziejów ludzkich, odbijały się w nich pożary getta, przerażone pyski esesmanów, ogłupiałe pyski polskiej gawiedzi, zgromadzonej wokół karuzeli, smutna twarz nieboszczyka profesora Winiara, odbijały się więc w ich oczach wszystkie dalekie i bliskie losy świata, całe zło świata i okruch jego dobra, a także twarz Stwórcy, zasępiona i gniewna, smutna i cokolwiek upokorzona, bo Stwórca odwracał oczy ku innym galaktykom, aby nie patrzeć na to, co zgotował nie tylko umiłowanemu ludowi, ale wszystkim ludziom ziemi, zhańbionym, współwinnym, podłym, bezradnym, zawstydzonym, a pośród wszystkich ludzi ziemi także temu człowiekowi, który stojąc na przystanku tramwajowym, dokładnie w miejscu, gdzie przed kilku dniami profesor Winiar padł na posterunku, powiedział pogodnie: - Żydki się smażą, aż skwierczy!
Z nieba, osnutego dymami, żaden grom jednak nie uderzył i nie poraził tego człowieka, bo to zostało zapisane w księgach stworzenia przed tysiącami tysięcy lat. I było tak zapisane, aby profesor Winiar zmarł nieco wcześniej i nie usłyszał słów owego człowieka, który roześmiał się wesoło i poszedł w stronę karuzeli.
Początek ukazuje przekrój wojennego i powojennego społeczeństwa - wielonarodowego, wielowyznaniowego i wielojęzycznego - w którym pokojowe współistnienie Polaków, Żydów i Niemców, wzajemna tolerancja i kulturowy synkretyzm zostały zastąpione niestety przez donosicielstwo, konfidencję, antysemityzm, brak szacunku dla innych religii, zaściankowość, ksenofobię.
Zaletą scharakteryzowania narodów w powieść jest ukazanie ich w innym, niż znanym do tej pory, świetle. Prozaik jako jeden z pierwszych polskich literatów pokazał, że w każdej narodowości – czy to żydowskiej, niemieckiej, czy naszej – wielokrotnie idealizowanej i stawianej na świeczniku - narodowości są ludzie zarówno szlachetni, altruistyczni, jak i kolaboranci, szmalcownicy, zdrajcy.
Żydzi na przykład nie są zacierającymi ręce, bezdusznymi handlarzami, nie żyją w zwartych, solidarnych grupach, nie są źle nastawieni do Polaków. Przeciwnie. Bogaty krawiec Benjamin Mitelman na swojego następcę wybiera Polaka Apolinarego Kujawskiego, któremu ufa i powierza fabrykę, gdy musi wraz z rodziną przenieść się do getta. Bronek Blutman cieszy się, gdy zaprowadzi jakiegoś Żyda na gestapo, nic nie robi sobie z tego, że wydaje rodaka. Szczypiorski pokazał, że potomkowie Mojżesza przed wojną byli zasymilowani z Polakami (przyjaźń Henia i Pawła, ślub Irmy i Ignacego), czego nie udało się już chyba odbudować po wydarzeniach marcowych 1968 roku.
Podsumowując, Początek nie jest atakiem na Polaków czy idealizacją Żydów, nie jest tekstem generalizującym. Jest raczej zwróceniem uwagi na to, jaki wpływ na ludzi ma wojna i jej konsekwencje, które przecież nie dotykają tylko tych złych do szpiku kości, ponieważ czasem z ludzi dobrych do bólu zamieniają w ludzi pokroju Bronka Blutmana czy Pięknego Lola.
Powojenne losy bohaterów „Początku”
Z kilkunastu bohaterów Początku Andrzeja Szczypiorskiego wojnę przeżywa zaledwie kilku. Choć przerwać Holocaust udaje się między innymi Pawłowi Kryńskiemu, Irmie Seidenmanowej, Wiktorowi Suchowiakowi, Pięknemu Lolowi, sędziemu Romnickiemu oraz Joasi Fichtelbaum, to ich życie nie płynie szczęśliwie. Dotyka ich dramat wykorzenienia, a wydarzenia 1968 roku czy stanu wojennego zmuszają ich do wyjazdu z kraju, który uznali za ojczyznę.
Kryński nie może się odnaleźć w kraju rządzonym przez komunistów, którzy prowadzą propagandę oskarżającą uczestników powstania warszawskiego, posądzają ich o szaleństwo i głupotę. Ponaglany ciągłymi propozycjami współpracy, nie akceptując prosowieckiego kierunku polityki państwa, w końcu emigruje do Paryża, gdzie spotyka dawną miłość - panią Irmę Seidenmanową, która trafiła zagranicę po tym, jak została internowana w czasie wydarzeń 1968 roku.
Wracając do Pawła, po kilku latach podróży po Europie i poszukiwania własnego miejsca na świecie, wraca w końcu do kraju, angażuje się w działalność opozycyjną, aktywnie działa w NSZZ „Solidarność”, a wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego dzieli przymusowy emigracyjny los dawnej sąsiadki.
Bohater nigdy nie pogodził się z tym, że kraj, o wolność którego walczył podczas II wojny światowej, jest pozbawiony suwerenności, opanowany przez ludzi podporządkowanych Związkowi Radzieckiemu.
Pod koniec życia z bólem wspominał twarze młodych milicjantów i żołnierzy, którym kazano pilnować internowanych:
Po raz pierwszy sama Polska Polskę zhańbiła i wdeptała w błoto! Swoją gorzką wypowiedź skonstatował słowami: Nareszcie zdechł mit o naszej wyjątkowości, o tym polskim cierpieniu, które zawsze było czyste, prawe i szlachetne. (…) Święta Polska, cierpiąca i mężna. Polskość święta, zapita, skurwiona, sprzedajna, z gębą wypchaną frazesem, antysemicka, antyniemiecka, antyrosyjska, antyludzka. Pod obrazkiem Najświętszej Panienki. Pod stopami młodych oenreowców i starych pułkowników. Pod dachem Belwederu. Pod mostem. Święta polskość pod knajpą i kasą. Tępe pyski granatowych policjantów. Lisie mordy szmalcowników. Okrutne twarze stalinowców. Chamskie gęby Marca. Przerażone gęby Sierpnia. Pyszałkowate gęby Grudnia. Święta polskość bluźniercza, która się ośmieliła nazywać Polskę Chrystusem Narodów, a hodowała szpiclów i donosicieli, karierowiczów i ciemniaków, oprawców i łapowników, ksenofobię podniosła do rangi patriotyzmu, u obcych klamek się wieszała, składała wiernopoddańcze pocałunki na dłoniach tyranów. (…)Gdzie się podziała nasza wolność, jeśli nie możemy być sobą? Gdzie się podziałem, kiedy się zawieruszyłem?
strona: - 1 - - 2 - - 3 -