Chwalił się przy tym swymi osiągnięciami i kompetencjami, a także opowiadał o zasadach, jakie rządzą sądownictwem, a które bazują na utrzymaniu tajemnicy. Argumenty adwokata nie były dla Józefa przekonujące, dlatego postanowił sam złożyć do sądu podanie i zająć się swoim procesem. Był pewien swej niewinności i dlatego zdecydował się na samodzielne działanie. Jednak problemem była nieznajomość oskarżenia, gdyż nie wiedział, od czego należy zacząć pisanie podania. Był znużony całą sytuacją.
Jego złe samopoczucie zaczęło mieć odzwierciedlenie w jego obowiązkach służbowych, które zaczął zaniedbywać, a co wykorzystywał rywalizujący z nim wicedyrektor. Teraz ważniejsza dla K. stała się jego sprawa w sądzie, która pochłaniała wszystkie jego myśli.
Pewnego dnia K. nie potrafił porozumieć się z fabrykantem w interesach. Widząc to zastępca dyrektora zaprosił klienta do siebie i sfinalizował interes podpisując z nim kontrakt. Fabrykant przed wyjściem odwiedził raz jeszcze Józefa i udzielił mu rad w sprawie procesu. Dowiedział się o nim od malarza sądowego – Titorellego, od którego kupował obrazy. Zaskoczony K. przyjął list polecający do Titorellego.
Wicedyrektor przyjął trzech interesantów, których odprawił Józef i zaczął panoszyć się w jego gabinecie udając, że szuka jakiejś umowy. Takie zachowanie wicedyrektora zaniepokoiło K. Poczuł, że jego pozycja w banku może być zagrożona. Jednak nie widział sposobu, aby więcej uwagi poświęcać pracy, gdyż proces zajął nadrzędną pozycję w jego życiu.
K. postanowił udać się do malarza, który mieszkał w odległej dzielnicy. Jak się okazało, mieszkał on na strychu nędznego domu. Wizycie bohatera u malarza towarzyszyły kilkuletnie dziewczynki, które przysłuchiwały się rozmowie. K. wręczył malarzowi list od fabrykanta. Następnie dowiedział się, że Titorelli zajęcie sądowego portrecisty odziedziczył po ojcu. W pokoju malarza panował zaduch, przez który Józef źle się poczuł. Usiadł więc na łóżku. Malarz przyrzekł pomóc mu w procesie, a także przedstawił mu trzy sposoby jego uwolnienia: prawidłowe, pozorne i przewleczone. Wyjaśnił mu mechanizmy działania sądu, gdzie jeden paradoks opiera się na drugim. Chodziło o to, że sąd nie uznaje żadnych argumentów, decyzje w sprawie wyroków nie są znane nawet sędziom, zaś niewinny nie potrzebuje żadnej pomocy. K. dowiedział się również, że rzadko zdarza się, aby osoba niewinna została uwolniona. Malarz przyznał, iż sam nigdy nie spotkał się z jawnymi decyzjami dotyczącymi wyroku sądowego. Słyszał o nich tylko z opowieści, które urastały do rangi legend. Pozorne uwolnienie byłoby wtedy, gdyby malarz napisał specjalne oświadczenie potwierdzającego niewinność K. oraz zebrał pod nim podpisy sędziów. Minusem takiego rozwiązania byłoby prawdopodobne ponowne aresztowanie Józefa, które miałoby nastąpić za jakiś czas. Z kolei przewleczenie przetrzymałoby proces w jego początkowym stadium, przez co oskarżony i jego protektor musieliby być w stałym kontakcie z sądem. Skutek byłby taki, że proces nie kończył się, ale też nie posuwał się do przodu. Obydwa rozwiązania - uwolnienie i przewleczenie - zapobiegłyby skazaniu oskarżonego, ale również jego uwolnieniu. K. nie zdecydował się na żadne rozwiązanie.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -