O godzinie jedenastej wezwał do swojego gabinetu dwóch woźnych. Mężczyźni dostarczyli mu listy i wizytówki dwóch zacnych klientów, którzy oczekiwali na spotkanie z K. Musiał ich przyjąć, choć odrywali go od pracy nad wnioskiem. Pierwszym z nich był fabrykant, dobry znajomy bohatera. Józef początkowo zainteresowany rozmową o rachunkach i interesach szybko stracił koncentrację i zamiast słuchać słów rozmówcy skupił się na jego łysinie. Gdy do gabinetu wszedł wicedyrektor fabrykant podskoczył z krzesła. K. miał nadzieję, że zwierzchnik zajmie się klientem, przez co będzie mógł wrócić do swojej pracy. Fabrykant skarżył się na Józefa, który nie chciał z nim robić interesów. Wicedyrektor zaprosił mężczyznę do swojego gabinetu, gdzie miał zamiar dobić z nim targu. Bohater przypatrywał się tej rozmowie, nie wtrącając się w nią. Fabrykant zapowiedział prokurentowi, że zaraz do niego wróci, ponieważ miał do niego jeszcze jedną sprawę. Gdy wreszcie został sam w gabinecie, K. podszedł do okna i wpatrywał się w padający śnieg. Zastanawiał się nad swoim położeniem i tym, czy podoła obronieniu się przed sądem. Wiedział, że proces stanowił poważną przeszkodzę dla jego kariery zawodowej. Nie potrafił skupić się na sprawach banku,
„podczas gdy na strychu urzędnicy sądowi siedzieli nad jego aktami”.Wiedział, że jeśli dyrektor dowie się o procesie, to zrobi wszystko, by mu pomóc. Spodziewał się również, iż gdy wieść ta dotrze do wicedyrektora, to mężczyzna nie zawaha się przed użyciem jej przeciwko niemu.
K. uchylił okno, a do pokoju dostały się opary dymu zmieszane z chłodną mgłą. Wtedy z gabinetu wicedyrektora wszedł fabrykant. Mężczyzna cieszył się, że udało mu się dobić interesu z bankierem, ale jego zadowolenia nie podzielał Józef. Gdy bohater chciał go odprowadzić do drzwi, inwestorowi przypomniało się, że miał dla niego drobną wiadomość. „Pan ma proces, prawda?”, zapytał fabrykant. Mężczyzna uspokoił K., mówiąc że dowiedział się o tym od znajomych z sądu, a nie od wicedyrektora, a od niejakiego Titorellego, malarza. Nie było to jego prawdziwe nazwisko, ale pseudonim. Artysta ten malował ładne obrazki dla fabrykanta, ale żył z pracy dla sądu. Mężczyzna był przekonany, że Titorelli mógł pomóc w jakiś sposób Józefowi, co prawda nie miał on żadnej władzy, ale znał wielu sędziów. Fabrykant zastrzegł jednak, aby K. udał się do malarza w sytuacji ostatecznej. Uważał, że jeśli bohater będzie miał sprecyzowany plan obrony, to rady „takiej kreatury” mogłyby mu jedynie zaszkodzić. Wręczył Józefowi list polecający i adres Titorellego i życzył powodzenia w procesie.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 - - 21 - - 22 - - 23 - - 24 - - 25 - - 26 - - 27 - - 28 - - 29 - - 30 - - 31 - - 32 - - 33 - - 34 -