Niedzielny poranek był pochmurny. Józef obudził się z bólem głowy, ponieważ poprzedniego wieczora do późna siedział w piwiarni. Pośpiesznie ubrał się i bez śniadania pobiegł na przedmieście, gdzie miało odbyć się przesłuchanie. Po drodze zauważył trzech bankierów: Rabensteinera, Kullicha i Kaminera. Dwaj pierwsi jechali tramwajem, a trzeci siedział przed kawiarnią. K. nie korzystał tego dnia ze środków transportu, ponieważ nie chciał natknąć się na jakiegoś znajomego przed przesłuchaniem. Biegł chodnikiem chcąc zdążyć na dziewiątą, pomimo że nie umówił się wcale na tę godzinę. Odnalazł ulicę Juliusza, przy której znajdował się budynek sądu.
Wreszcie stanął przed wielkim domem, w którym go oczekiwano. Brama wjazdowa do rozległego gmachu była na tyle szeroka i wysoka, że z łatwością przejeżdżały przez nią ciężarówki. K. zorientował się, że znał większość z firm, których nazwy widniały na bokach samochodów stojących pod budynkiem. Wiele z nich było obsługiwanych przez jego bank. Józef rozglądając się zwracał uwagę na szczegóły. Dostrzegł bosego mężczyznę czytającego gazetę, huśtające się dzieci, dziewczynę z wiadrem przed pompą studni. Zauważył też rozpięty między oknami sznur, na którym schła bielizna. Gdy podszedł bliżej zorientował się, że budynek ma trzy klatki schodowe, a na końcu podwórza małe przejście, które prowadziło na jeszcze inne podwórze. Uzmysłowił sobie tedy, że
„traktowano go doprawdy z osobliwym niedbalstwem czy obojętnością”,ponieważ nie powiedziano mu w którym pokoju ma dojść do przesłuchania.
Wszedł do środka. Na korytarzu bawiły się dzieci. Zaczął poszukiwania pokoju od pierwszego piętra. Wpadł na pomysł, że będzie pukał do każdych drzwi i zamiast pytać o komisje śledczą, będzie udawał, że szuka stolarza Lanza. Dzięki temu zajrzy wszędzie, a nie każdy dowie się, iż miał stawić się na przesłuchanie. Nazwisko to wpadło mu do głowy nieprzypadkowo, właśnie tak nazywał się siostrzeniec pani Grubach. Większość pomieszczeń stanowiły jednopokojowe kawalerki, w których matki gotowały obiady swoim dzieciom, a te nieustannie biegały po korytarzach. Z czasem życzliwi ludzie zaczęli pomagać Józefowi w poszukiwaniach stolarza, o którym nigdy nie słyszeli. Nie odstępowali go na krok, oprowadzając go po kolejnych piętrach, przez co K. zaczął żałować swojego pomysłu. Przed piątym postanowił przerwać poszukiwania, podziękował młodemu robotnikowi, który starał się mu pomóc, a gdy się go pozbył zapukał do pierwszych drzwi na tej kondygnacji.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 - - 21 - - 22 - - 23 - - 24 - - 25 - - 26 - - 27 - - 28 - - 29 - - 30 - - 31 - - 32 - - 33 - - 34 -