Snaut uważał, że muszą zastanowić się nad raportem. Podejrzewał, że Sartorius będzie chciał zataić pewne szczegóły, a przecież odkryli, że planeta wykazuje rozumne działanie. Uważał, że zaistniała wyjątkowa szansa na Kontakt z planetą, szczególnie, że Kelvin traktował ją jako żywa istotę – nienawidził jej. Skoro Solaris potrafiła wniknąć w głąb ludzkiej świadomości była też zdolna do nawiązania Kontaktu. Możliwe też, że używała ludzkiej świadomości jako recepty produkcyjnej, nie była świadoma natury człowieka. Snaut postanowił zająć się sporządzeniem raportu. Nie chciał opuszczać Solaris.
Stary mimoid
W ciągu pięciu dni naukowcy opracowali i wysłali raport. Przez kolejne przekaźniki miał on dotrzeć w ciągu miesięcy do Ziemi. Odpowiedź miała nadejść w podobny sposób. Wiedział, że musi czekać wiele tygodni, patrząc na ocean, zanim przybędzie po niego metalowy kolos transportowy – Ulysses albo Prometeusz i będzie mógł wrócić do domu. Kelvin nie wiedział jednak gdzie tak naprawdę jest jego dom. Myślał o tym, co będzie robił na Ziemi, jakich ludzi pozna, jak będzie się zachowywał.
Rozmyślania przerwało wejście Snauta. Kelvin zapytał go czy zastanawiał się nad istnieniem Boga. Boga w którego istotę byłaby wpisana ułomność. Boga, omylnego w swojej wszechmocy, dla którego stworzenie nieskończoności stało się bezgraniczną klęską. Istota ta nie przypominałaby człowieka, ponieważ człowiek nie stwarza sobie celów, jest zdeterminowany. Nie utożsamiał go z planetą Solaris, ją uważał za anachoretę, pustelnika kosmosu, a nie boga. Mogła być także zalążkiem nowego boga, bogiem w stanie niemowlęcości, co wyjaśniałoby niemożność nawiązania z nim Kontaktu.
Kelvin powiedział, że mógłby uwierzyć tylko w ułomnego Boga. Za oknem mężczyźni dostrzegli zarys starego mimoidu. Kelvin postanowił polecieć by obejrzeć go z bliska, uświadomił sobie, że od przybycia nie opuścił Stacji. Snautowi pomysł ten nie spodobał się, podejrzewał, że kolega może już nigdy nie wrócić, jednak ten zapewnił go, że na pewno powróci.
Kelvin po raz pierwszy sam wznosił się nad oceanem. Obserwował grzbiety fal płonących czerwienią fal i oddaloną Stację. Po pewnym czasie z trudem wylądował na niewielkim mimo idzie, odprysku jakiejś większej formacji. Zszedł na ląd. Skały były daleko lżejsze od pumeksu, przez to sprawiające wrażenie powietrznych. Stwierdził, że mimoid go tak naprawdę nie ciekawi, ciekawy był ocean. Próbował dotknąć galaretowatych fal. Masa otoczyła jego dłoń, nie dotykając jej jednak. Po chwili odpłynęła. Było to zjawisko dobrze znane od prawie stulecia, jednak jego przeżycie było niepowtarzalne. Kelvin zatapiał się w oceanie, jednoczył się z nim był gotów bez jednej myśli wybaczyć mu wszystko.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 -