Historia z literatem S. przypomniała Edelmanowi podróż do USA w 1963 roku. Odbyło się tam spotkanie z przywódcami związków zawodowych. Celem spotkania była dyskusja dotycząca pamięci. Edelman czuł się zażenowany, bał się, by nie powiedzieć czegoś niestosownego, słów w rodzaju: „A jakie to ma znaczenie dzisiaj?” Postanowił podejść do sprawy wyrozumiale i z należnym dystansem.
Prezesi związków dawali w czasie wojny pieniądze na broń dla getta i
„(...) do prezydenta Roosevelta chodzili, żeby zapytać, czy to prawda, co opowiadają o tych wszystkich historiach w getcie.”Edelman wnioskuje, że musiało to być po tym, jak wykupiony przez Tosię Goliborską z Gestapo (za dywan perski), „Wacław”, sporządził raport. Raport ukryty pod plombą w zębie kuriera „trafił przez Londyn do USA”, lecz wydał się wówczas tak nieprawdopodobny, że w wątpliwość poddawano zawarte w nim informacje.
W wywiadzie pojawia się wspomnienie o Antku i Celinie. Antek był zastępcą Anielewicza, przedstawicielem ŻOB po aryjskiej stronie, opuścił getto tuż przed wybuchem powstania. Celina całą okupację spędziła w getcie, wyszła z niego ostatniego dnia kanałami.
Marek Edelman, Icchak Cukierman (Antek) i Stefan Grajek (archiwum ŻIH)
Antek zgłosił zastrzeżenia, co do ilości osób biorących udział w powstaniu (uważał, że żydowskich bojowników było dużo więcej niż utrzymywał bohater wywiadu – około 500 – 600 osób), ale Edelman nie pozwolił na korektę: „Nie (...)nas było dwustu dwudziestu.”
Za sprostowaniami w raporcie opowiadał się ponadto literat S. Chodziło mu głównie o sprawę ryb i Anielewicza:
„To nie Anielewicz malował je, ale jego matka. Niech pani to sobie zanotuje(...) bo to jest bardzo ważne.”
Fragment 3 - streszczenie
We wstępie fragmentu autorka pisze: „Wracam do sprawy rozważnego dobierania słów.” Edelman jako ostatni (po Anielewiczu) przywódca powstania w getcie warszawskim, po ustaniu akcji zbrojnej został wezwany do złożenia sprawozdania przedstawicielom partii politycznych:
„Przez dwadzieścia dni, mówił można było zabić więcej Niemców i więcej swoich ocalić. Ale, mówił, nie byliśmy wyszkoleni należycie i nie umieliśmy prowadzić walki. Poza tym, mówił, Niemcy też potrafili się dobrze bić.”
Partyjni słuchający zeznań byli zawiedzeni. Raport Edelmana był pozbawiony patosu, nienawiści, krzyku. Przypominał obojętną relację. Uznano raportującego za „strzęp człowieka”. Nie pretendował do rangi bohatera:
„Ten jedyny, który przeżył, nie nadawał się na bohatera.”
Sam Edelman, po zdaniu raportu zrozumiał, że lepiej będzie milczeć. I zamilkł na trzydzieści lat (do czasu publikacji wywiadów z Krall), „a jak przemówił wreszcie, to zaraz stało się jasne, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie przerywał milczenia.”
Fragment 4 - streszczenie
Historia Krystyny Krahelskiej
„Prawdziwie estetyczna śmierć. Tylko tak należy umierać. Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy żyją i umierają nieefektownie: w strachu i ciemności.”
Ciąg dalszy tego fragmentu poświęcony jest już tym „czarnym i brzydkim”:
„Czarni i brzydcy leżą osłabli z głodu w wilgotnej pościeli i czekają, aż ktoś przyniesie im owies na wodzie albo coś ze śmietnika.”
Głód w getcie
Ulica warszawskiego getta
Na ulicach dzieci wyrywają przechodniom paczki z rąk w nadziei zdobycia chleba. W szpitalu spuchniętym z głodu dzieciom dozuje się po pół jajka w proszku i po pastylce witaminy C. Robią to lekarze, by nie narażać na „mękę dzielenia” salowej, również zapuchniętej z głodu.
Tylko personel medyczny ma wyznaczone stałe racje: po pół litra zupy i sześć dekagramów chleba na osobę, ale na specjalnym zebraniu postanowiono, że wszyscy będą otrzymywać po równo i lekarze dobrowolnie zrezygnowali z części swojego przydziału na rzecz innych pracowników placówki.
Głód był tak ogromny, że zdarzały się przypadki kanibalizmu np. trzydziestoletnia kobieta (Rywka Urman) odgryzła kawałek swojego zmarłego dwunastoletniego dziecka. Inna porzuciła zwłoki syna, bo nie miała czym zapłacić za pochówek. Sobie również prorokowała śmierć.
Przed łaźnią na ulicy Spokojnej zdarzały się zamieszki z interwencją policji. Zgromadzonym tam dzieciom dowożono zupę i, kiedy miały ją odbierać, atakował je wygłodniały tłum. Ludzie byli tak wycieńczeni, że niektórzy zasypiali z kęsem chleba w ustach lub w czasie próby wysiłku fizycznego, np. w trakcie biegu za zdobyciem chleba.
Badania nad głodem w getcie
Lekarze w getcie, prowadzili badania nad głodem. Przerwali je, ponieważ rozpoczęła się akcja likwidacyjna i zabrakło „surowca naukowego”. Później zginęli i sami badacze. Przeżyła tylko doktor Teodozja Goliborska, ale potem, kiedy zamieszkała w Australii, zdobyte informacje nie były jej przydatne. Ludzie na nowym kontynencie byli syci.
Tytuł pracy naukowej brzmiał: „Choroba głodowa. Badania kliniczne nad głodem wykonane w getcie warszawskim w 1942 roku.” Reportaż Krall przywołuje niektóre fragmenty pracy, która wyszczególnia trzy fazy wychudzenia:
„I stopień, w którym ma miejsce stopniowa utrata nadmiaru tłuszczu. Wygląda się wtedy młodziej niż zwykle. (...) Do II stopnia wychudzenia należą prawie wszystkie spostrzegane przez nas przypadki. Wyjątek stanowią przypadki III stopnia w postaci charłactwa głodowego, będącego najczęściej stanem przedśmiertnym.”
Zasygnalizowane są zmiany w obrębie poszczególnych układów i narządów. Waga mieszkańców getta była znacznie obniżona w porównaniu do wagi przedwojennej (np. 24 kg u kobiety trzydziestoletniej). Skóra miała bladosiny odcień. Paznokcie były szponowate. Uwidaczniały się obrzęki w okolicach powiek, na stopach, niekiedy był to obrzęk całych powłok skórnych. Po nakłuciu z tkanki podskórnej wydobywał się płyn. Ciało niejednokrotnie pokrywał meszek, zwłaszcza u kobiet. Znamienne był też długie rzęsy.
Ulica warszawskiego getta
Stwierdzano sukcesywne zanikanie niektórych narządów, obniżała się ich waga. Materiałem sekcyjnym objęto 3282 zgony. Zanik serca stwierdzono w 83 procentach przypadków, zanik wątroby w 87 procentach, zanik śledziony i nerek w 82 procentach. Kości gąbczały i miękły. Proporcji nie zmieniał tylko mózg – w każdym z wymienionych stadiów głodu ważył nadal około tysiąca trzystu gramów.
Zmieniał się stan psychiczny głodujących, a charakteryzowało go ubóstwo myśli, apatia i ospałość. Tylko na widok jedzenia następowało ożywienie. Często ludzie nie zdawali sobie sprawy z wygłodzenia, tak jakby niezaspokojone łaknienie było naturalnym stanem organizmu.
Fragment 5 - streszczenie
Przedstawienie Profesora Jana Molla
Następnie operował głowy. Stale doskonalił swoje umiejętności, a wszystko dzięki wczesnej i bogatej praktyce: „Wojna jest doskonałą szkołą dla młodego chirurga.” W Warce – po raz pierwszy zobaczył otwarte, bijące serce. Kilka lat później zajmował się już tylko dziedziną kardiochirurgii i stał się światowej sławy autorytetem.
W 1947 roku po raz pierwszy w Polsce otwarto chirurgicznie klatkę piersiową. Uczynił to profesor Crafoord przybyły ze Sztokholmu. Nie otwarto wówczas worka osierdziowego, w którym rytmicznie, „niczym małe zwierzątko” poruszało się serce. Dziwiono się jego widokiem, zdziwienia nie okazywał tylko młody polski chirurg, który znał już ów widok z innych doświadczeń.
Operacja Gertrudy Kwapisz
Dwudziestego czerwca 1952 roku Profesor potrafił już otworzyć serce Gertrudy Kwapisz i przeprowadzić na nim operację. Z czasem dokonywał wielu poważnych kardiochirurgicznych zabiegów, a jego pacjentami byli ludzie różnego pochodzenia i w różnym wieku, m.in. majster z dziedziny maszyn pasmanteryjnych – pan Rudny, pani Bubnerowa (jej zmarły mąż, kiedyś udzielający się społecznie w gminie wyznania mojżeszowego, rzekomo miał mieć z tych względów „dobre układy” z Panem Bogiem), czy pan Rzewuski – prezes Automobilklubu.
Profesor, trochę zażenowany, wyznaje swoje lęki. Obawia się nie tylko możliwości śmierci pacjenta, ale głównie tego, że może zostać posądzony o eksperymentowanie na człowieku, czego nie dopuszcza etyka lekarska.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -