Janosz wrócił na Plac, przeprosił Gereba za pochopny osąd i kazał wpuścić posłów. Zarządził, by Kolnay i Czele zostali z nim, a reszta chłopców miała ukryć się za sągami drewna. Starszy z braci Pastorów stanął przed Boką i w imieniu wodza czerwonych koszul wypowiedział oficjalną wojnę. Oświadczył, że bitwa rozegra się jutro o wpół do trzeciej.
Boka przyjął w imieniu swojej armii wypowiedzenie wojny i zaproponował ustalenie reguł walki. Ustalono, że będą walczyć na bomby piaskowe, zapasy i szermierkę na włócznie. Posłowie przyjęli warunki bitwy i nieoczekiwanie spytali o Nemeczka, którego chcieli odwiedzić, ponieważ wykazał się ogromną odwagą. Boka podał im adres malca. Przedstawiciele czerwonych koszul zasalutowali i opuścili Plac. Ruszyli w stronę domu małego Nemeczka. Do mieszkania wpuściła ich matka chłopca i zaprowadziła ich do pokoju, w którym leżał.
Starszy z Pastorów przekazał pozdrowienia w imieniu Feriego i życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Nemeczek uśmiechnął się radośnie i zaczął wypytywać, kiedy będzie wojna. Z żalem stwierdził, że nie będzie mógł uczestniczyć w bitwie. Podał rękę posłom, a bracia Pastorowie przeprosili go za odebranie kulek, po czym wyszli z pomieszczenia. W kuchni zatrzymała ich płacząca matka malca, dziękując im za wizytę i proponując po filiżance czekolady. Starszy Pastor podziękował za propozycję, oświadczając, że nie zasłużyli na smakowity napój.
VIII.
Streszczenie rozdziału:
Chłopcy z Placu Broni odparli atak czerwonych koszul w bitwie o Plac Bronni. Słaniający się na nogach Nemeczek powalił na ziemię przywódcę wrogów - Feriego Acza
W dniu bitwy była piękna pogoda. Za kwadrans druga cała armia zebrała się na Placu Broni. Chłopcy byli spokojniejsi, ponieważ pojawienie się posłów wyjaśniło sytuację i wiedzieli na co musieli być przygotowani. W ostatniej chwili Boka zmienił plan wojenny i poprosił Jano, by wykopał rowy przed fortecami numer cztery i pięć. Generał wyjaśnił dowódcom, że dwa bataliony ukryją się w rowach i na dany znak z zasadzki zaatakują nieprzyjaciela. Pozostali chłopcy wzmacniali fortece i lepili bomby z piasku. Chłopcy z Placu Broni odparli atak czerwonych koszul w bitwie o Plac Bronni. Słaniający się na nogach Nemeczek powalił na ziemię przywódcę wrogów - Feriego Acza
Na jednej z fortec nie było chorągwi, którą chłopcy chcieli odzyskać w uczciwej walce. Poprzedniego dnia do Ogrodu Botanicznego udała się delegacja chłopców z Placu Broni, którzy zabrali ze sobą proporzec przyniesiony przez Gereba. Weiss z szacunkiem przekazał chorągiewkę, a Feri Acz zatrzymał posłów, pytając ich o Gereba. Czele odparł, iż nie zostali upoważnieni do prowadzenia żadnych rozmów, po czym z godnością odeszli.
Tymczasem na Placu Broni trwały przygotowania do bitwy. W pewnym momencie Gereb zbliżył się do Boki i poprosił go o pozwolenie walki w pierwszym szeregu na szańcach, aby wszyscy koledzy go widzieli. Generał przyjrzał mu się uważnie i stwierdził, że jest porządnym chłopakiem. Nieco zmieszany szeregowiec zasalutował i wyznał, że te słowa bardzo go ucieszyły. Po chwili ukrył się w rowie, a Barabasz, którego zastąpił, wspiął się na fortecę.
Przez następnych kilkanaście minut wszyscy z niecierpliwością wyglądali nadejścia przeciwników. Boka po raz ostatni dokonał przeglądu swojej armii, sprawdził budkę stróża Jano, w której mieli zostać zamknięci pojmani wrogowie i zbliżył się do szańca. Stanął na nasypie, przemawiając do żołnierzy i uświadamiając ich, że to w ich rękach spoczywają losy bitwy. Odpowiedział mu gromki okrzyk chłopców. Następnie wraz z adiutantem wszedł na dach budy, by stamtąd dobrze widzieć cały plac.
Sześć minut później wszyscy usłyszeli sygnał trąbki, zapowiadający zbliżanie się wroga. Boka, pobladły z wrażenia, zaczął obserwować armię nieprzyjaciela przez lornetkę, po czym wydał Kolnayowi rozkaz do trąbienia. Amię czerwonych koszul prowadził starszy z braci Pastorów. Zatrzymali się w bojowym szyku tuż przy bramach, prowadzących na Plac Broni.
Boka przez chwilę wpatrywał się w Feriego i nagle zaczął skakać z radości, krzycząc, że są uratowani. Ucałował Kolnaya, który niczego nie rozumiał Janosz wyjaśnił mu, że armia czerwonych koszul podzieliła się na dwie grupy i jedna z nich czeka, aż grupa dowodzona przez Pastora rozbije przeciwnika. Obaj zeszli z dachu i ruszyli na pomoc. Tymczasem bataliony, rozstawione od ulicy Marii doskonale zrealizowały swój plan. Chłopcy, udając panikę, biegali po tartaku, a czerwoni uganiali się za nimi z wrzaskiem.
Po chwili Kolnay dał sygnał do bombardowania. Boka wysłał go na szaniec, by powiedział żołnierzom, że mają cierpliwie czekać. Za tartakiem rozlegały się okrzyki walczących chłopców. Barabasz cały czas celował w starszego Pastora, który ryczał ze złości. Piechota, ukryta w budce i wozowni, czekała na rozkaz do ataku. Boka zauważył, że bomby piaskowe kończą się i bombardowanie zaczyna słabnąć. Nadal wierzył w zwycięstwo, chociaż forteca numer dwa przerwała ogień. Wówczas wysłał adiutanta z rozkazem dla piechoty.
Chłopcy nadciągnęli z odsieczą w samą porę. Przeciwników ogarnęła panika. Zaskoczeni i zdezorientowani po chwili przekonali się, że walczą z chłopcami, którzy jakiś czas temu uciekali przed nimi. Boka również zaczął mocować się z jednym z wrogów, który widząc, że nie zdoła go pokonać, podciął mu nogi. Razem z Kolnayem wepchnęli nieuczciwego przeciwnika do budki stróża. Generał znów włączył się do boju. Adiutant ruszył z rozkazem wzmocnienia fortec do załóg pierwszej i drugiej fortecy.
Czonakosz zdołał zamknąć niepokonanego dotąd Pastora w budce, a jego czyn wywołał okrzyki triumfu. Oddział czerwonych koszul zrozumiał, że przegrywa. Jedyną nadzieją była teraz armia Acza, stojąca przed furtką przy ulicy Pawła. Feri czekał na sygnał do walki, nieświadomy, że jego żołnierze kolejno byli zamykani w stróżówce. Po jakimś czasie usłyszeli doniosły okrzyk, który ich zaniepokoił. Młodszy Pastor wystąpił z szeregu, mówiąc, że najwyraźniej stało się coś złego, ponieważ nie rozpoznaje głosów kolegów.
Feri próbował zachować spokój, lecz usłyszał wiwatujących chłopców z Placu Broni. Wówczas domyślił się, że przegrali bitwę i będzie musiał walczyć ze wszystkimi oddziałami przeciwnika, mając do dyspozycji wyłącznie swoją armię. Usłyszał dźwięk trąbki i zobaczył bataliony z Placu Broni, zajmujące pozycje na fortecach od strony ulicy Pawła. Sebenicz pobiegł do ulicy Marii i po chwili wrócił, mówiąc, że nigdzie nie ma oddziału Pastora. Acz domyślił się, że jego żołnierze zostali zamknięci w budce. Wydał rozkaz do ataku i wraz ze swym oddziałem wbiegł na Plac.
Boka, który wraz z Kolnayem zajął pozycję na dachu budki, wydawał dyspozycje. Czerwoni zaczęli cofać się przed piaskowymi bombami i w tym samym momencie ruszyły na nich rezerwowe bataliony. Wkrótce obie armie zwarły się ze sobą na środku placu. Chłopcy z Placu Broni, zmęczeni starciem z oddziałami Pastora, nie zdołali powstrzymać natarcia wroga, który powoli zbliżał się do szańca. Wtedy Boka wysłał adiutanta z rozkazem, aby ukryci w rowie żołnierze przystąpili do ataku. Kolnay ruszył biegiem, lecz nieoczekiwanie przeciwnik zagrodził mu drogę i zaczął się z nim mocować. Generał zeskoczył z budki, by osobiście zanieść rozkaz. W pościg za nim ruszył Feri, lecz Janosz zdołał dotrzeć do szańca i w tym samym momencie w stronę Acza posypały się bomby piaskowe.
Boka zrozumiał, że zbliża się decydujący moment walki i wydał rozkaz do ataku. Natychmiast pojawił się nowy oddział, który zwartym szeregiem natarł na czerwone koszule. Na fortecach zabrakło piasku i artylerzyści przyłączyli się do bitwy na ziemi. Przeciwnicy, świadomi przegranej, zaczęli walczyć niezgodnie z wcześniej przyjętymi regułami. Sytuacja stawała się niebezpieczna. Acz zaczął zbliżać się do budki, by uwolnić zamkniętych chłopców, lecz nagle zatrzymał się, ponieważ zza stróżówki wyłonił się Nemeczek i podniósł do góry ręce. Malec, wymizerowany chorobą, z ogromną siłą chwycił Feriego wpół i powalił go na ziemię, po czym sam upadł nieprzytomny. Armia wroga wpadła w popłoch, co jedynie przypieczętowało ich przegraną.
Chłopcy z Placu Broni otoczyli przeciwników i zaczęli wypierać ich z Placu. Na placu boju został tylko Feri Acz, samotny i pokonany. Obok niego leżał Nemeczek. W szeregach zwycięzców zapanowała euforia. Chłopcy wznosili radosne okrzyki. Boka po chwili wrócił w towarzystwie Słowaka. Przyniósł wodę z tartaku. Wszyscy zgromadzili się wokół nieprzytomnego Nemeczka. Jano ułożył ostrożnie malca na szańcu i delikatnie zwilżył mu twarz. Po paru minutach chłopiec otworzył oczy i uśmiechnął się, nie wiedząc, co się stało. Chłopcy chórem odpowiedzieli, że zwyciężyli, a Boka odparł, że to Nemeczkowi zawdzięczają swoją wygraną.
Malec nie chciał w to uwierzyć. Wyjaśnił, że rodzice nie pozwolili mu wychodzić z domu, lecz kiedy został sam, zdawało mu się, że słyszy głos Kolnaya, który wzywał go na pomoc. Potem usłyszał Bokę, który nie kazał mu przychodzić na Plac Broni. Dlatego wyskoczył z łóżka, ubrał się i uciekł z domu. Opowiadał to z przejęciem i nagle zaniósł się kaszlem.
Boka uspokoił go i zdecydował, że muszą zanieść malca do domu. Przedtem wypuścił jeńców z budki. Na placu został tylko Feri, którego generał kazał zostawić w spokoju. Wszyscy zasalutowali wodzowi przeciwników i nawet Nemeczek podniósł się z trudem, stając na baczność. Feri oddał honory i opuścił Plac. Oręż wroga leżał na stercie przed chatką stróża, a na fortecy numer trzy powiewała chorągiewka, którą Gereb odebrał Sebeniczowi w zaciekłej walce. Widok zdrajcy zaskoczył Nemeczka, lecz Boka wyjaśnił, że Gereb zmazał swoją winę i odzyskał stopień porucznika. Deżo podziękował i nieśmiało przypomniał, że Nemeczek nadal był tylko szeregowcem. Boka mianował malca kapitanem, a wszyscy wiwatowali na cześć tego, który trzykrotnie ratował ich z opresji.
Nieoczekiwanie na Placu pojawiła się zapłakana matka malca, która od dłuższego czasu go szukała. Wzięła syna na ręce i ruszyła do domu, a cała armia szła za nią, uformowana w dwuszereg. W bramie domu kobieta zatrzymała się, ponieważ Nemeczek wyrwał się z jej objęć i stanął przed kolegami. Chłopcy kolejno uścisnęli jego drobną dłoń. Po chwili wraz z matką zniknął w ciemnej sieni. Koledzy w milczeniu patrzyli w okno mieszkania malca i zaczęli powoli rozchodzić się do domów. Przed bramą został jedynie Boka, który przekonawszy się, że jest sam, rozpłakał się.
Przeczuwał bowiem, wiedział to, czego żaden z chłopców nie śmiał powiedzieć; oto gaśnie powoli życie jego jedynego szeregowca.
Po pewnym czasie zbliżył się do niego ojciec malca, wracający od klienta, u którego był z przymiarką garnituru. Mężczyzna bez słowa objął chłopca i również rozpłakał się. Potem poprosił Janosza, by wrócił do domu i wszedł na podwórze. Boka otarł łzy, lecz nie odszedł, czując, że jego obowiązkiem jest trwanie na honorowej warcie w chwili, kiedy umierał jego wierny żołnierz. Zaskoczony dostrzegł Feriego, który zatrzymał się przed domem Nemeczka. Przeciwnicy spojrzeli na siebie, lecz nie odezwali się ani słowem. Po jakimś czasie odeszli do swoich domów. Chłopiec leżał na łóżku, oddychając ciężko i wsłuchując się w wiatr, uderzający w szyby.
IX.
Streszczenie rozdziału:
Chłopcy ze Związku Kitowców przywrócili honor Nemeczka, dziękowali również Janoszowi Boce za przywództwo.
Chłopcy ze Związku Kitowców przywrócili honor Nemeczka, dziękowali również Janoszowi Boce za przywództwo.
W tajnym protokole, zapisanym w Wielkiej Księdze Związku Kitowców, członkowie wyrażali skruchę za to, że bezpodstawnie obrazili Erna Nemeczka i przywrócili honor jego nazwisku, zapisując je samymi dużymi literami. Dziękowali również Janoszowi Boce za przeprowadzenie zwycięskiej bitwy. W dowód uznania każdy z członków zobowiązany został do dopisaniu słów „i Janosz Boka” w tytule wiersza „Hetman Janosz Hunyadi” na 168 stronie podręcznika historii, a w rozdziale „Klęska pod Mohaczem” pod nazwiskiem pokonanego biskupa – „i Ferenc Acz”. W dalszej części protokołu przytoczony został spór między Kolnayem a Barabaszem, który oskarżał prezesa związku o zaniedbanie obowiązku żucia kitu.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -