Adam od ponad czterdziestu lat wspólnego życia nigdy nie widział tak zachowującej się Róży. Dostrzegł w niej kogoś zupełnie innego. Domyślał się, że żona próbuje pogodzić się z całym światem i Bogiem, ale nie wiedział dlaczego. Przecież chorowała już znacznie ciężej, a wtedy pozostawała sobą, czyli nieznośną, niesympatyczną, znerwicowaną i złośliwą.
Róża przeraziła wszystkich swoim zachowaniem. Siedziała przy stole pozbawiona gniewu, dostojeństwa, skłonna do wszelkiej ugody i porozumienia. Gdy wstali, kobieta rzekła: Cały dzień dzisiaj widzę czasy, rzeczy, miejsce tak dawno minione… Co to znaczy? Czemu wszystko naraz wraca do mnie?
Opuszczając dom Marty, poprosiła ją, aby jeszcze dziś przyszła do jej mieszkania, bo ma jej coś bardzo ważnego do powiedzenia. Jeszcze raz przeprosiła zięcia i wnuka za swoje wcześniejsze zachowanie i poprosiła o przebaczenie. Zapytała Adama czy ją odprowadzi, ponieważ musi się z nim poważanie rozmówić. Kiedy wyszli Marta się rozpłakała. Widząc tak odmienioną matkę zaczęła się o nią bać.
XVII
Róża z Adamem pojechali dorożką do jej mieszkania. Kobieta od roku żyła sama, wynajmując mały pokoik przy ulicy Wilczej z całodziennym wyżywieniem od pewnej kulturalnej rodziny. W mieszkaniu służąca podała im kawę. Róża miała zamiar wyjaśnić Adamowi pewne sprawy, gdyż jak powiedziała: (…) moje życie tutaj kończy się.
Mężczyzna od roku mieszkał z panią Kwiatkowską na Mokotowie. Pasowali do siebie, mieli wspólne zainteresowania i pasje, doskonale się dogadywali, chadzali do kina, pili herbatki, uczęszczali na msze do kościoła, rozmawiali o Bogu i społeczeństwie. Pani Kwiatkowska byłą dobrą kobietą, która świetnie rozumiała Adama.
Róża powiedziała mężowi, że nie ma żalu o to, że ją opuścił dla innej. Od początku małżeństwa nie pasowali do siebie. On był synem burmistrza Nowego Miasta, a ona pochodziła z rodziny wygnańców, tułaczy legionowych. Ona nigdy nie przejmowała się ludźmi, domem, życiem we dwoje. Nie byli prawdziwą parą. On ją kochał, a jej prawdziwą miłością była muzyka. Każde z nich żyło własnym życiem. Na koniec poprosiła męża o przebaczenie całego zła, jakie mu wyrządziła przez ostatnie czterdzieści lat. Adam również prosił o wybaczenie dla swoich czynów. Zapłakani padli sobie w objęcia.
XVIII
Wychodząc z mieszkania żony Adam minął się Martą. Kobieta spytała ojca, czy z matką wszystko dobrze. Mężczyzna po chwili namysłu odparł, że chyba tak i poszedł w swoją stronę.
Zanim weszła do mieszkania, Marta przypominała sobie swoje dzieciństwo i moment, w którym matka w końcu ją zaakceptowała. Od tamtej chwili bardzo się do siebie zbliżyły, spoufaliły. Dopiero wtedy matka opowiedziała jej o swoim szczęśliwym dzieciństwie w Taganrogu, czasie spędzonym u ciotki Luizy, miłości do Michała, męczarniach na stypendium w Petersburgu, o swoim małżeństwie i samotności.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 -