Róża opuściła ręce. Siadła – nogi drżały. Rzuciła smyczek...
Księżycowa orkiestra pod batutą Brahmsa grała dalej. Tylko na miejscu pieśni skrzypiec wystąpiła cisza – czarna jak zaskórna woda. Jeszcze tu i ówdzie błyskał refleks solą... cisza przecież czyniła się coraz głębsza, szersza i pochłaniała resztę wibracji. Z wolna milkły także widmowe instrumenty. Po jednemu wsiąkały w próżnię... Chaos bezdźwięczny pokrył wreszcie harmonię.
Róża łkała:
- To przeze mnie, przeze mnie. Ja zniszczyłam wszystko! Ja, podła, przez swoje niedołęstwo zgubiłam piękno tej nocy. (149-152, Róża grająca koncert Brahmsa)
Kiedy była już blisko, wstał. Sprężył się, zamajaczył tuż przed oczami twarzą białą jak u trupa, smyczek wytrącił z palców Róży, skrzypce upadły z brzękiem. Poczuła się zamknięta w uścisk, zapach golarni buchnął w nozdrza, Adam chrypiał:
- Nie po to tu jesteś, żebyś mi grała po nocach... Do diabła z twoim Brahmsem!
Szarpnął, zaciągnął do sypialni...
Płynęły dalej nocne godziny, tak samo pełne księżyca, muzyki jak w tej minucie, kiedy Róża grała pierwsze solo adagia. Nie czuła ich już wszakże, nie rozumiała. Krzyczała:
- Łotrze, łotrze...
Nad ranem, dusząc się od łez i od zapachu Maréchal – poczęła Martę. (156)
Od czasu dyfterytu zmieniło się postępowanie Róży z Martą.
Różę opanował strach. Wyobrażała sobie, że wszyscy, całe obce miasto (mieszkali już wtedy w kraju) śledzi jej stosunek do córki. Że sąsiedzi i przechodnie kontrolują, czy dziecku nie dzieje się krzywda albo czy Róża nie jest matką niedołężną, nieokrzesaną, nie mającą pojęcia o wychowaniu. Nieustannie musztrowała Martę: nie garb się, nie rób min, nie wygniataj sukni; jak wyjdziesz na spacer, co ludzie o tobie powiedzą? Kiedy zaczęła się nauka szkolna, nigdy nie było dość piątek, odznaczeń, popisów, Marta we wszystkim musiała być pierwsza. (168/169)
- (...) Ach, Władyś, Władyś ukochany – Róża załkała – już nawet strach wspomnieć, jak podle chciałam zemścić się na tobie za to, że zostawiasz mnie w pustce... I wtedy, Władyś (to była noc księżycowa) – spojrzałam w ogród. Drzewa, sadzawka, gwiazdy, taki właśnie blask na obłokach i na wodzie to tu, to tam, aż nagle – patrzę, słucham... wszystko! Drzewa szumią, blask szumi i świat pełni się, nalewa po brzegi. Czuję, słyszę, że istnieje wszystko... I przeraziłam się! Jakże to? ja chcę dziecku mojemu odebrać wszystko? Zapomniałam o zemście. To tylko pamiętałam. Brahms wie. Ja czuję, słyszę... A on wie. W koncercie D-dur powiedział wszystko. Rozumiesz, jak ot jest? Harmonia. Przecież o to tylko chodzi... Tam u niego – pamiętasz? (...)
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -