Mój Adam... – zniżyÅ‚a gÅ‚os – przypomnij sobie dobrze tamten wieczór, tamtÄ… noc... Cóż to zabić pragnÄ…Å‚eÅ› wtedy we mnie? za co zmaltretowaÅ‚eÅ› bezbronnÄ…? przeciw czemu spÅ‚odziÅ‚eÅ› MartÄ™? Przypomnij...
Milczał.
- WiÄ™c ja ci powiem: muzykÄ™ chciaÅ‚eÅ› zamordować! Przeciwko muzyce urodziÅ‚am twojÄ… córkÄ™! Czy miaÅ‚am jÄ… kochać – tÄ™ strzygÄ™, nasÅ‚anÄ… na zgubÄ™ mej duszy? Ale mój dziad San Domingo przetrzymaÅ‚ i spod Somosierry w mundurze powróciÅ‚, i ja także duszy swojej, choć nie serafickiej i diabÅ‚u nieraz przychylnej, ukrzywdzić nie daÅ‚am: nie zdradziÅ‚am muzyki. I mnie za to nagrodzono! Nie wiem, kto tam – twój Bóg Å‚askawy czy po prostu Å›lepy, rozumny los – nagrodziÅ‚ mojÄ… staÅ‚ość. Marta nie bÄ™dzie rzepy sadziÅ‚a dla ciebie. Marta ma gÅ‚os, którym można wyÅ›piewać najpiÄ™kniejszÄ… muzykÄ™! Å»ycie Marty bÄ™dzie moje – nie twoje, Adamie. (184/185)
- Adam, przebacz... Mnie serce kraje siÄ™, kiedy myÅ›lÄ™ o twoim życiu. Ale pomyÅ›l ty także o moim. Mówisz: nie potrafisz nienawidzić. Ależ to wÅ‚aÅ›nie szczęście twoje wielkie! Czy zastanowiÅ‚eÅ› siÄ™ kiedy, jak mnie ciężko, jak nieludzko byÅ‚o żyć z mojÄ… nienawiÅ›ciÄ…? A dlaczego ty – dobry i rozumiejÄ…cy – nie wyratowaÅ‚eÅ› mnie, gÅ‚upi? Dlaczego baÅ‚eÅ› siÄ™ mnie, Adamie? Dlaczego?
Żałosnym, starczym głosem odrzekł:
- Jakże ja mogłem ciebie od ciebie samej wyratować? (228)
A on [doktor Geerhardt]... On, Marciu, żeby choć skrzywiÅ‚ siÄ™ albo zasÄ™piÅ‚! Nic. SiadÅ‚ z powrotem przy biurku, obserwuje mnie – czasami ojcowie patrzÄ… tak na swoje maÅ‚e dzieci – z zadumÄ…, z podziwem, z litoÅ›ciÄ…... Nareszcie mówi: "Mehr Ruhe. Spokoju, spokoju... Und so eine wunderschöne Nase haben wir...".*
(...)
- To jest moja fotografia z tamtych lat... Z lat MichaÅ‚a. WidziaÅ‚aÅ› jÄ…. "Diese Nase. Diese wunderschöne Nase..." Któż to już raz powiedziaÅ‚ tak o mnie, przy mnie? Jakież to sprawy jedyne, nie- ziszczone, najlepsze i najgorsze, zaczęły siÄ™ od tych słów? Marciu... ty wiesz... Marciu...
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 -