Powieść to portret kobiety złej, jędzy, neurasteniczki. Róża nie jest niezwykłym zjawiskiem. Jest nieszczęśliwą kobietą, wyżywającą się na bliskich za swoje nieszczęśliwe życie. Została pokazana cała jej złość. Autorka nie tuszuje jej wad, nie stara się wybielić. Portret kreśli przekonująco, nie obawia się ośmieszenia bohaterki. Ukazuje pierwotną, prostą złość. Dopóki Róża znajduje się na tle codziennych, zwykłych spraw, jest zwyczajną złośnicą, wybucha pospolitą złością, okazuje się prostą sekutnicę.
Ukazana na tle innych warunków, wyjątkowych sytuacji, całkowicie się zmienia. Jest inną istotą, kobietą przeznaczoną do wielkiego, bohaterskiego życia, do niezwykłych przeżyć, do których klucz może dać tylko muzyka lub niezwykła miłość.
W rzadkich chwilach, kiedy ma okazję wznieść się ponad codzienność, okazuje się kobietą wspaniałą, o niezwykłym wnętrzu. Fascynującą i urzekającą. Bijąca od niej siła ma moc przemiany wszystkiego dookoła na lepsze. Jej złości i humory mają siłę twórczą. W takich momentach wybacza się jej wszystko. Ten niesamowity efekt osiąga Róża, grając na skrzypcach albo z czułością zajmując się chorym dzieckiem.
Pisarka z prawdziwym mistrzostwem oddała tę dwoistość bohaterki. Wciąż oscyluje ona między natchnioną muzą a ordynarną złośnicą. Bogactwo psychiki zdaje się uzasadniać i gwarantować kontrasty. Złość, wzgarda ukazane na tle wspaniałości zdają się nabierać nowego znaczenia. I odwrotnie - zalety na tle wad chronią postać przed papierowością, urealniają.
Egoistka, pozbawiona zrozumienia i miłości, szczera do bólu, znajduje uznanie i entuzjazm, gdy tylko wykaże odrobinę dobroci. Wystarczy prosty uśmiech, by była uwielbiana. Sekret tkwi w jej samowystarczalności. Jest niezależna od otoczenia, żyje sama dla siebie. W jej świecie każdy jest od kogoś zależny, o coś zabiega. Tylko ona nie potrzebuje nikogo. Złość, na jaką sobie pozwala, jest triumfem jej niezależności.
Ale złość nie kończy się na awanturach i scenach histerii. Jest znacznie groźniejsza i ma swoje konsekwencje. Łamie życie Adamowi, fatalistycznie odbija się na życiu dzieci, a nawet czasem podsuwa pomysł zbrodni -jak wtedy, gdy chciała zabić Władysia. Zdajemy sobie sprawę, że złość, desperackie akty mają swoje podłoże i cel, że są skierowane pod zły adres. Wchodzimy na teren podświadomości. Okazuje się, że autorka posłużyła się techniką swobodnego kojarzenia, zupełnie jak na seansie psychoanalitycznym. Już na początku powieści „przemyciła” istotę życia bohaterki, jej przekleństwo, fatum, czyli zachwyty Michała nad jaj urodą. Słowa: „diese, diese Nase” stały się źródłem nieszczęścia, ale uświadomi to sobie zbyt późno. Komplementy Michała obudziły ją do życia, uczyniły z niej kobietę, ale gdy Michał odszedł, złamały ją, zamknęły na zawsze jej kobiecość.
Te słowa to szczęście i tragedia Róży. Według nich odczytywała swoje życie. Kiedy ich zabrakło, nie chciała przyjąć żadnego zadośćuczynienia. Odrzucała wszystkie kontrpropozycje świata. Jej życie zatrzymało się. Róża nie chciała namiastki życia, żadnych zastępstw. Nie obchodziło ją nic, co stanowiło treść życia i szczęścia każdej normalnej kobiety: małżeństwo, dzieci, ich szczęście, kariera. To dla niej świat zewnętrzny, niewłaściwy.
Życie ukazane jako kompleks, złapane jak w potrzask, wyrywa się jednak ku wolności przez sztukę, ambicję, karierę. I Róża rozpaczliwie chwyta się tych możliwości. Najtragiczniejsze są chyba jej spotkania z muzyką. Nie dopuszcza do siebie myśli, że nie ma wielkiego talentu. A im jest starsza, tym bardziej jej możliwości maleją. Mimo to walczy o swoje miejsce na muzycznych wyżynach. Piękny jest fragment, gdy Róża gra koncert skrzypcowy D-dur Brahmsa. Wydaje się wtedy na moment te wyżyny osiągnąć. Zdaje się być przez chwilę wolna i szczęśliwa. W chwili uniesienia przeżycie estetyczne staje się metafizycznym, objawia tajemnicę świata.
Róża żyje przeszłością, jej życie skierowane jest do wewnątrz. Miłość Michała to dla niej sprawa ponadczasowa, wieczna. Jak do mety zmierza wstecz jej życie. Bo przecież na koniec mówi, że jest szczęśliwa jak wtedy, gdy miała szesnaście lat. A więc dotarła! Osiągnęła swój cel.
Niezwykłe jest jej spotkanie z dr. Gerhardtem. Lekarz przypadkowo użył takich samych słów jak niegdyś Michał. To przekonało Różę, że kochanek nigdy jej nie zdradził, zawsze był przy niej. Jej dzieci są jego dziećmi. Na chwilę lekarz zajmuje miejsce Michała, staje się nim. Ten jedyny raz Bóg jej wysłuchał i zachował Michała. Nieszczęśliwe życie z Adamem było tylko snem. Róża właśnie się obudziła, znów jest dziewczyną i ma przed soba całe życie. Sytuacja z Michałem stała się wieczna. Miejsce, czas, osoby nie mają znaczenia. Róża może być zbawiona, uszczęśliwiona tylko tymi słowami. Kruszy swój pancerz złości, wymazuje całe swoje dotychczasowe życie. Wreszcie jest szczera i radosna. Nową zasadą jej życia jest uśmiech, który „z sytego serca płynie”. Na koniec Róża staje się po prostu człowiekiem.