Charlie Marlow był wytrawnym, doświadczonym żeglarzem i gawędziarzem. Już nieco podstarzały pływał na krążowniku „Nellie”, na którego pokładzie był jedynym zawodowym marynarzem. Pozostali członkowie załogi traktowali go z należnym mu szacunkiem. Wszystkich interesowały jego opowieści, które snuł całymi godzinami, gdy tylko czas mu na to pozwalał. Podczas postoju na Tamizie Marlow postanowił opowiedzieć kolegom o swoim pobycie w sercu Afryki i spotkaniu z tajemniczym panem Kurtzem.
Marlow od najmłodszych lat był zafascynowany kształtem rzeki Kongo, który podziwiał na mapach i globusach. Od zawsze marzył, żeby poprowadzić parowiec w górę tej niesamowitej błękitnej nitki. Po powrocie do Londynu po sześcioletniej nieobecności, gdy tylko dowiedział się, że kompania handlowa, która prowadzi interesy w Kongo Belgijskim, ma swoje przedstawicielstwo w Londynie zgłosił się tam niezwłocznie. Dzięki wstawiennictwu wpływowej ciotki z kontynentu (Marlow myślał o sobie jako o wyspiarzu, ponieważ był Anglikiem) bohater dostał wymarzoną posadę. Później okazało się, że miejsce zwolniło się po tym, jak tubylcu zamordowali jednego z kapitanów.
Aby dopiąć wszelkich formalności Marlow musiał udać się do grobowego miasta (Brukseli), gdzie mieściła się siedziba przedsiębiorstwa. Na miejscu przekonał się, że pracujący tam ludzie są bardzo tajemniczy, dwie kobiety tam spotkane nazwał nawet: odźwiernymi u wrót Ciemności. Po błyskawicznym załatwieniu papierkowych formalności i rozmowie z prezesem, skierowano marynarza do lekarza na badania. Od medyka Marlow dowiedział się, że ten nie znał nikogo, kto żywy wrócił z koloni. Po złożeniu wizyty swojej ciotce bohater był gotów do wyruszenia w podróż.
Rejs francuskim parowcem z południa Europy do serca Afryki trwał aż trzydzieści dni. W tym czasie Marlow czuł niepokój z powodu złowieszczego wyglądu linii brzegowej, która ciągle wyglądała tak samo. Denerwowała go dżungla, która tak gęsto porastała nabrzeże, że dostrzeżenie czegokolwiek w głąb lądu było niemożliwe. Mniej więcej w połowie podróży parowiec natknął się na francuski okręt wojenny, który prowadził nieustający ostrzał brzegu, pomimo że niczego nie było na nim widać. Ta sytuacja przypominała Marlowowi zły sen, z resztą jak cała podroż.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 -