Ebenezer dalej rozkoszował się spacerem. „Poszedł do kościoła, potem przechadzał się po ulicach obserwując przechodniów, głaszcząc dzieci po głowach, życzliwym głosem zagadując żebraków, zerkając do kuchen w suterenach domów i w okna mieszkań nad nimi. Otóż przekonał się zdumiony, że wszystko, każdy najmniejszy drobiazg, sprawia mu przyjemność. Nie przypuszczał nawet, że zwykła przechadzka – że cokolwiek na świecie może go uczynić tak bardzo szczęśliwym”.
Po południu poszedł do domu siostrzeńca – Freda. Wpuszczony przez służącą, onieśmielony wszedł do pięknie zastawionego pokoju. Gdy ujrzał siostrzeńca zapytał, czy zaproszenie na obiad jest nadal aktualne. Gospodarze, zaskoczeni i zdziwieni wizytą niezapowiedzianego gościa, byli zarazem bardzo szczęśliwi. W pokoju znajdowali się wszyscy ci, których Ebenezer widział już podczas wędrówki z duchem Tegorocznego Bożego Narodzenia. Tak jak przypuszczał, został przyjęty serdecznie. Towarzystwo sprawiło, że poczuł się jak w domu. Po obiedzie wszyscy oddali się zabawie.
Nazajutrz Ebenezer udał się z samego rana do pracy. Gdy w kantorze zjawił się kancelista, kupiec złożył mu świąteczne życzenia, radośnie powiadamiając go o podwyżce. Potem kazał rozpalić w kominkach izby kantoru i klitce kancelisty.
Końcowa uwaga Dickensa o zmianie bohatera jest godna przytoczenia: „Nie wystarczy powiedzieć, że Scrooge dotrzymał słowa. Zrobił to, co obiecał i wiele, wiele ponadto. Dla Maleńkiego Tima, który nie umarł, był drugim ojcem. Stał się tak dobrym przyjacielem, tak dobrym chlebodawcą, tak dobrym człowiekiem, że lepszego nie znajdziesz w tym naszym starym mieście, ani też innym zacnym starym mieście czy miasteczku na tym naszym zacnym starym świecie”. Choć niektórzy wyśmiewali zmiany, jakie zaszły w charakterze kupca, on nigdy nie przejmował się uwagami: „był na tyle mądry, iż wiedział, że wszystko, co kiedykolwiek zdarzyło się dobrego na tej naszej ziemi, było początkowo przedmiotem drwin pewnego gatunku ludzi. Wiedząc zaś, że ludzi ci i tak będą ślepi, Scrooge uważał, iż lepiej jest dla nich, aby od pełnego drwin śmiechu robiły im się zmarszczki dookoła oczu, niż aby ich choroba objawiła się w jakiejś mniej przyjemnej formie. W jego własnym sercu gościła pogoda i to mu wystarczało”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -