Duch Marleya
Był dzień Wigilii Świąt Bożego Narodzenia. Ebenezer Scrooge – bogaty, chciwy stary grzesznik, wspominał swojego wspólnika – Marleya. Przyjaciel zmarł równo siedem lat temu.
Ebenezer został jego jedynym spadkobiercą. Podczas pogrzebu tylko on szedł za trumną Marleya.
Tego dnia Scrooge pracował jak zwykle w swym kantorze. Drzwi od zakładu były uchylone. Przez szparę obserwował pracę swego kancelisty, który urzędował w małej klitce obok, kopiując listy.
W kantorze u kupca palił się skąpy ogień. W izdebce kancelisty natomiast tlił się chyba najwyżej węgielek. Zziębnięty pracownik oczywiście nie mógł dołożyć do ognia, gdyż skrzynka z węglem stała na widoku Scrooge`a. Gdyby jednak odważył się sięgnąć po bryłkę, zostałby wyrzucony z pracy.
Do kantoru przyszedł młody, radosny siostrzeniec Scrooge`a. Złożył wujowi życzenia świąteczne i zaprosił do siebie na obiad. Bez skutku próbował przekonać Ebenezera do wspólnego i radosnego świętowania.
Po chwili do kantoru weszło dwóch mężczyzn zbierających datki. Pieniądze miały być przeznaczone na jadło, odzienie, opał dla biednych. Kupiec odparł, że nic go to nie obchodzi i nakazał, by nieproszeni goście dali mu spokój. Cały czas powtarzał, że nie obchodzi świąt i nie będzie ich umilał próżniakom.
Nastał zmrok. Nadeszła godzina zamknięcia kantoru. Kancelista zgasił świecę. Scrooge oznajmił mu, że następny dzień (25 grudnia) będzie miał wolny od pracy. Wypomniał mu jednak, że będzie musiał mu i tak za ten dzień zapłacić. Urzędnik bardzo dziękował pracodawcy.
Scrooge udał się do jadłodajni. Zjadł tam obiad, przejrzał gazetę i poszedł do domu.
Ebenezer zajmował mieszkanie należące do zmarłego wspólnika. Gdy włożył klucz do zamka, odruchowo zerknął na kołatkę przy drzwiach. Zamiast niej ujrzał twarz zmarłego Marleya. Ze zjawy promieniowało posępne światło, twarz miała zagniewany i straszny wyraz, skóra była sina, a oczy nieruchome.
Po chwili twarz znikła i pojawiła się kołatka. Scrooge nie przestraszył się. Zabezpieczył mieszkanie i sprawdził, czy poza nim nikogo nie ma w domu.
Od kilku dni był przeziębiony i dlatego teraz usiadł przed kominkiem, zajadając się owsianką. Choć w mieszkaniu było zimno, w palenisku – z „oszczędności” - tlił się bardzo mały ogień. Kominek był staroświecki, wyłożony kaflami. Kupiec na każdym z nich ujrzał twarz Marleya. Choć serce zaczęło mu łomotać w piersi, za chwilę pomyślał jednak, że wszystko mu się przywidziało.
Wtem dzwonki w całym budynku zaczęły dzwonić. Pod podłogą rozległ się dźwięk ciężkich łańcuchów. Drzwi piwnicy otworzyły się z trzaskiem. Do jego mieszkania weszło widmo i stanęło na środku pokoju. Kupiec ujrzał postać Marleya w tym samym ubraniu, co za życia. Cała postać była przezroczysta.
Przerażony Scrooge drżącym głosem spytał ducha o powód wizyty. Wówczas widmo głosem Marleya odparło, że za życia był jego wspólnikiem. Dodał, że
na każdym człowieku ciąży obowiązek bratania się z ludźmi, jeżeli ktoś za życia tego zaniedba, musi dopełnić go po śmierci.Dusza takiego człowieka skazana jest na wieczną wędrówkę. Wędrówka ta jest jego pokutą. Musi wlec za sobą łańcuch, który sam sobie ukuł własnymi rękami. Wyjaśnił, że od siedmiu lat dręczą go wyrzuty sumienia, ponieważ za życia był złym człowiekiem. Powinien wtedy pomagać ludziom, okazywać im miłosierdzie, życzliwość, lecz wówczas pochłaniało go pomnażanie pieniędzy i robienie interesów.
Na koniec duch ostrzegł kupca, że jego łańcuch jest jeszcze dłuższy. Dodał, że:
Przybyłem tu dzisiejszego wieczora, aby cię powiadomić, że nie przepadła jeszcze dla ciebie wszystka nadzieja, że możesz jeszcze uniknąć mego losu. Sposobność po temu mnie będziesz zawdzięczał, Ebenezerze. Potem Marley oznajmił, że nawiedzą go kolejno trzy zjawy. Bez ich odwiedzin nie będzie mógł odmienić swego losu.
Na pożegnanie duch podwiązał sobie brodę chustką, co spowodowało naprawienie szczęki. Następnie podniósł rękę (już owiniętą łańcuchem) i wówczas rozległy się w powietrzu jęki, żale pełne skarg i skruchy.
Duch wyfrunął przez okno i dołączył do żałosnego chóru. Kupiec spostrzegł mnóstwo zjaw unoszących się w powietrzu i podążających w różnych kierunkach wśród rozpaczliwych lamentów. Wszystkie one wlokły za sobą łańcuchy. Upiorne głosy umilkły, gdy pochłonęła je mgła. Scrooge próbował ignorować całe zdarzenie, ale bał się cokolwiek powiedzieć na głos. Zmęczony, rzucił się na łóżko i zasnął.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -