Martho, to były twoje zarobione pieniądze. Te dwa pensy. Dziękuję ci – powiedziała sztywno, bo nie zwykła była dziękować ani zwracać uwagi na to, że ktoś coś dla niej zrobił. – Dziękuję ci – powtórzyła i wyciągnęła rękę, nie wiedząc, jak się zachować. W każdym razie była w tajemniczym ogrodzie i miała wrażenie, że odkryła jakiś własny świat. • Panienka przynosi zaszczyt Misselthwaite – rzekł. – Ździebełko panienka przytyła i już nie jest taka żółta. Jak tu panienka pierwszy raz przyszła do ogrodu, to tak wyglądała akurat jak niewypierzona wrona. I takem sobie pomyślał, że takiego szpetnego i niemiłego dziecka w życiu nie widziałem.
Ukradłam ten ogród – rzekła prędko. – On nie jest wcale mój. On jest niczyj. Nikt go nie chce, nikt o niego nie dba, nikt do niego nigdy nie wchodzi. Może już wszystko w nim wymarło – nie wiem! (…) Wszystko mi jedno! Wszystko mi jedno! Nikt nie ma prawa mi go odebrać, bo ja jedna o niego dbam. Pozwolili mu zmarnieć i zamknęli go na klucz. Mary nie zdawała sobie sprawy z tego, że sama była rozkapryszonym dzieckiem, lecz widziała aż nadto, jakim sobkiem był ten dziwny, tajemniczy chłopiec. Jakby cały świat został stworzony dla niego! Jaki był dziwny i jak obojętnie mówił o śmierci. Matka mówi, że to jest najgorsze, co może być dla dziecka. Dzieci, których się nie pragnie, rzadko kiedy żyją. Pan Craven kupiłby Colinowi wszystko, co za pieniądze kupić można, ale wolałby zapomnieć, że jego syn żyje. Przy tym boi się, że Colinowi pewnego dnia wyrośnie garb. Cicho bądź! – huknęła ostro. – Milcz! Nienawidzę cię! Wszyscy cię nie cierpią! Chciałabym, żeby wszyscy wyszli z domu, a ty żebyś się tu na śmierć zakrzyczał! I zaraz się na śmierć zakrzyczysz – zaraz! Bardzo bym tego chciała! Tylko Colin wiedział, jakie wrażenie zrobiły na nim te wypowiedziane w złości wyrazy. Gdyby miał przed kim wygadać się ze swych urojonych, tajonych obaw, gdyby pozwolił komuś mówić do siebie, gdyby miał towarzystwo dzieci, a nie leżał po całych dniach w łóżku w tym ogromnym, pustym domu, żyjąc w atmosferze leku ludzi, po większej części niemądrych, a bardzo za to nim znużonych, zrozumiałby, że jego obawy i niedomagania są głównie płodem jego wyobraźni. Lecz on leżał i rozmyślał o sobie, o swoich bólach, o swoim zmęczeniu przez całe dnie, miesiące, lata. I dopiero teraz, gdy inne, równie jak on niesympatyczne dziecko uparcie twierdziło, że nie jest on tak chory, jak sobie wyobraża – Colinowi zaświtała myśl, że może Mary ma rację. strona:
- 1 - - 2 - - 3 - - 4 -