Nie znaczy to jednak, że robił wszystko, by tylko nie myśleć o swoim położeniu. Przeciwnie, czasami potrafił siedzieć godzinami bez ruchu, odnajdywał w tym przyjemność, rozkoszował się powietrzem i urokami natury:
Wszystkie jego myśli stawały się wówczas nieokreślone i jakby zamglone; smutek opadał stężały na dno jego serca, ale nie wywoływał w nim ucisku; wzrok błądzący po polach i skałach przywiązywał się coraz bardziej do martwych przedmiotów. Tak, kochał martwe przedmioty: oglądane codziennie, stały się w końcu jedynymi towarzyszami jego życia.
Fizyczne, psychiczne i emocjonalne cierpienia Lebrosso, trwające ponad ćwierć wieku (umarł w roku 1803, w sześć lat po wizycie autora książeczki de Maistre'a), stały się próbą jego charakteru i sprawdzianem wiary. Okazał się człowiekiem troskliwym i opiekuńczym (troska o to, by nie dotykać róż, które potem zrywały dzieci w obawie o zarażenie maluchów; odmowa uściśnięcia ręki przybysza), czującym więź z przyrodą i zwierzętami (łatwo zaprzyjaźnił się z odrzuconym przez ludzi psem przybłędą: Przepędzany przez żywych, był prawdziwym skarbem w domu umarłych), ale przede wszystkim pokładającym ufność w Bogu, którego traktował jak przyjaciela, mawiając Nie wolno mieć innego towarzysza poza sobą samym, innego przyjaciela poza Bogiem. Postrzegał wiarę jako sposób uświęcenia cierpienia, dostrzegając w Chrystusie na krzyżu cząstkę siebie - chorego, trędowatego. Ta analogia pozwoliła mu na pokorne przyjmowanie przeciwności losu.
Historia o trędowatym mieszkańcu Wieży Stachu, symbolu heroicznej siły i humanizmu pokazuje, jak należy przyjmować cierpienie, jak szukać jego sensu i dostrzec w nim odpowiedź na pytanie o cel świata i istnienia. Należy kochać swoją celę, a znajdzie się w niej spokój.
strona: - 1 - - 2 - - 3 -