Opowiadanie rozpoczyna się opowieścią narratora o miejscu, w którym wraz z innymi więźniami budował boisko do piłki nożnej. Miejsce to mieściło się za barakami szpitala. Było to puste pole; z lewej strony znajdował się obóz cygański, z tyłu drut, a za nim rampa, za rampą obóz kobiecy - tzw. FKL. Niedaleko widać było krematoria.
Boisko budowali wiosną. Sadzili kwiaty i inne rośliny. Podlewali je. Gdy skończyli budowę, kwiaty już zakwitły. Wielu z więźniów spędzało wieczorami czas na boisku, grając w piłkę nożną. Inni rozmawiali z FKL- em.
Pewnego dnia Tadek grał w piłkę z kolegami. W pewnym momencie piłka znalazła się pod drutami. Pobiegł po nią. Spojrzał na rampę, gdzie właśnie podjechał pociąg załadowany ludźmi. Ludzie wysiedli i zaczęli iść drogą w kierunku lasu. Usiedli i spoglądali na grających. Narrator wrócił i grał dalej. W pewnym momencie piłka znowu znalazła się w miejscu, skąd widać było rampę. Tadek pobiegł po nią i spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą siedzieli ludzie. Teraz rampa była pusta. Mężczyzna zrozumiał, iż tych ludzi już nie ma. Że odeszli do krematorium. Po jakimś czasie ludzie zaczęli chodzić dwiema drogami. Obie wiodły do krematorium, ale niektórzy szli dalej - do obozu. Oznaczało to dla nich życie.
Narrator opowiada o swoim życiu w obozie. Ludzie zajmowali się tam swoimi sprawami, dni mijały tak samo. A za rampą ludzie wciąż szli. Szli dniem i nocą. Często słyszał ich krzyk. Opowiada o odcinku C, który znajdował się obok obozu roboczego, w którym przebywał. Odcinek ten był nie zamieszkany i nie wykończony. Stały tam baraki. Nie było papy na dachach, niektóre bloki nie miały prycz. Mimo to umieszczono w tych blokach po tysiąc lub więcej młodych kobiet. Bloków było 28. Dziewczęta miały ogolone głowy, ubrane były w sukienki bez rękawków, mimo porannego mrozu, jaki musiały znosić codziennie rano na apelu. Obóz ten nazywany był przez mieszkańców innych obozów perskim rynkiem, gdyż kolorowe chusteczki na głowach poruszających się po rynku kobiet kojarzyły się im z egzotyką.
Perski rynek nie był obozem gotowym. Budowano tam drogę z kamienia, kanalizację, umywalnię. Zwożono koce, kołdry, naczynia. Właśnie w tym obozie narrator kładł papę na dachy. Codziennie rano przychodził pod bramę obozu. Na jego teren wpuszczały go wachmanki (strażniczki). W środku kobiety oblegały przybyłych mężczyzn, prosząc ich o różne rzeczy: chusteczkę higieniczną, ołówek, kawałek chleba. Mężczyźni oddawali im wszystko, co mieli w kieszeniach. Pytały również o swoich bliskich.
strona: - 1 - - 2 -