Przypominając tę okrutną opowieść, Herbert dokonał w niej znamiennego przesunięcia akcentów. Zaczął od stwierdzenia, że właściwy pojedynek Apolla z Marsjaszem odbył się już po wyroku sędziów, grą Marsjasza był jego krzyk, krzyk bólu. Krzycząc, Marsjasz
“opowiada (...)- i tu następuje dokładny opis poetycki wnętrzności ciała sylena. Apollo “wstrząsony dreszczem obrzydzenia” po pewnym czasie nie wytrzymuje i odchodzi, zastanawiając się na zimno,
nieprzebrane bogactwo
swego ciała”
“czy z wycia MarsjaszaOd krzyku Marsjasza upadł pod nogi Apollina “skamieniały słowik” i osiwiało drzewo, do którego przywiązany był nieszczęsny śpiewak.
nie powstanie czasem
nowa gałąź
sztuki”
Co chciał wyrazić Herbert taką wersją mitologicznej opowieści? Sens jej jest oczywisty, choć z namysłu poety trochę wieloznaczny. Można w niej widzieć ukazanie wyższości prawdy ludzkiego cierpienia nad zimnym i nieludzkim ideałem estetycznej harmonii, który reprezentuje Apollo, a więc formę przeciwstawienia się sztuce obojętnej i niewrażliwej na zagadnienia moralne. Można też widzieć aluzję do tego, że prawdy naszych czasów, w których dokonywano przecież okrucieństwa na miarę śmierci Marsjasza, nie jest w stanie oddać sztuka utrzymana w tradycyjnych estetycznych konwencjach, sugestię, że sztuka współczesna musi poza te konwencje wyjść.