" (...) za ‘prawdziwy’ głód uważaliśmy tylko taki stan, w którym na wszystko dookoła patrzy się jak na obiekt do zjedzenia."
(Część 2: Zapiski z martwego domu)
"Taki jest jednak zawsze pierwszy odruch beznadziejności: wiara, że w samotności cierpienie zahartuje się i wysublimuje jak w ogniu oczyszczającym. Mało ludzi potrafi naprawdę znieść samotność, ale wielu marzy o niej jak o ostatniej ucieczce. Podobnie jak myśl o samobójstwie, myśl o samotności bywa najczęściej jedyną formą protestu, na jaką nas stać, gdy wszystko zawiodło, a śmierć ma w sobie jeszcze ciągle więcej grozy niż uroku."
(Część 1: Praca, dzień po dniu)
"Dante nie wiedział, że nie ma na świecie cierpienia większego, niż doznawać szczęścia na oczach nieszczęśliwych, jeść w obecności głodnych."
(Część 2: Ural 1942)
" Tylko w więzieniu łatwo jest zrozumieć, że życie bez czekania na cokolwiek nie ma najmniejszego sensu i wypełnia się po brzegi rozpaczą."
(Część 1: Praca, dzień po dniu)
" Ale czy może być większa tortura niż nagłe uświadomienie sobie, że ta nadzieja była tylko złudzeniem podnieconych zmysłów?"
(Część 1: Praca, dzień po dniu)
" (...) jeśli człowiek nie ma w życiu jakiegoś określonego celu – (...) to musi mieć przynajmniej na co czekać."
(Część 1: Ręka w ogniu)
" Tylko w pochłaniającej wszystko pustce samotności, w ciemnościach zacierających kontury świata zewnętrznego można odczuć, że się jest sobą aż do granic zwątpienia (...)."
(Część 1: Zmartwychwstanie)
" Byłem jak ślepiec, który odzyskawszy wzrok, obudził się w próżni pełnej luster, odbijających tylko jego własną samotność."
(Część 1: Zmartwychwstanie)
" Dobrze jest mówić o nadziei tym, którzy oczekują czegoś od przyszłości; ale jak natchnąć nią człowieka zbyt słabego, aby położyć kres swoim cierpieniom własną ręką?"
(Część 2: Krzyki nocne)
"(...) dla patrzących z boku wieczność trwa tyle co zmrużenie oka, a dla skazanych na swój los zmrużenie oka trwa wieczność."
(Część 2: Zapiski z martwego domu)
" Są tajemnice, które łączą, są jednak i takie, które w wypadku klęski na zawsze – dzielą."
(Część 2: Zapiski z martwego domu)
"(...) szczęście nie jest nigdy dla biorących tym, czym wydaje się dającemu."
(Część 2: Męka za wiarę)
" Dawniej rzucano niewolników lwom na pożarcie, teraz rzuca się lwy na pożarcie niewolnikom."
(Część 1: Zabójca Stalina)
"Jaki ból sprawia uświadomienie sobie nicości i błahości celu naszych oczekiwań, gdy zostają wreszcie spełnione! Lepiej jest jest czekać, spodziewając się rzeczy nieosiągalnych nawet, niż mieć wiedzę, że się posiada nikły zaledwie cień dawnych pragnień."
(Część 1: Wychodnoj dień)
" (...) nie ma takiej rzeczy, której by człowiek nie zrobił z głodu i bólu."
(Część 2: Głód)
" (...) i jedynego pragnienia, jakie odczuwa podświadomie każdy człowiek – przetrwania w pamięci innych."
(Część 2: Krzyki nocne)
" Życie (...) jest jak fala morska. Utrzymasz się na grzbiecie – wyrzuci cię na bezpieczny brzeg; nie utrzymasz się – poniesie cię coraz dalej od brzegu."
(Część 2: Zapiski z martwego domu)
"Z nie spotykaną u nikogo innego zaciekłością i pasją przesadzali teraz w swojej nienawiści, tak jak niegdyś przesadzali w swej miłości."
(Część 2: Zapiski z martwego domu)
"Człowiek nie może żyć nie wiedząc po co żyje"
"Boże daj mi samotność gdyż nienawidzę ludzi"
"Jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym i odzyskaniem indywidualności"
“ Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich...”
„Nie wolno człowiekowi tworzyć nieludzkich warunków, bo człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach.”
„Można zwątpić w człowieka i sens walki o to, aby mu było lepiej na ziemi”
W normalnym państwie istnieją ludzie zadowoleni, średnio zadowoleni i niezadowoleni. W państwie, w którym wszyscy są zadowoleni, zachodzi podejrzenie, że wszyscy są niezadowoleni. Tak czy owak, tworzymy zwartą całość.
Człowiek głodny nie filozofuje, gotów jest zrobić wszystko, aby zdobyć dodatkową łyżkę strawy.
Męka życia więziennego nie kończyła się w baraku, wprost przeciwnie, zamieniała się dopiero w torturę myśli o śmierci.
Czekając na samotność, baliśmy się jej jednocześnie. Była ona jedyną namiastką wolności, za którą w chwilach zupełnego odprężenia płaciło się ulgą i fizycznym prawie bólem płaczu. Taki jest jednak zawsze pierwszy odruch beznadziejności: wiara, że w samotności cierpienie zahartuje się i wysublimuje jak w ogniu oczyszczającym.
W każdym razie można przyjąć jako zasadę, że bez „tufty” i przekupstwa na wszystkich odcinkach pracy w obozie normy nie dosięgałyby nigdy nawet stu procent.
Jak gdybym tu słyszał Dostojewskiego: „Cały sens słowa aresztant oznacza człowieka bez woli; a wydając pieniądze, działa on z własnej woli”. Różnica była tylko jedna: nie mieliśmy pieniędzy, ale mieliśmy za to resztki sił do pracy i płaciliśmy nimi za zachowanie najskromniejszych pozorów człowieczeństwa równie szczodrze, jak katorżnicy carscy swoimi kopiejkami.
Więźnia można uważać za „spreparowanego” do ostatecznego zabiegu dopiero wtedy, gdy widać już wyraźnie, jak jego osobowość rozpada się na drobne części składowe: pomiędzy skojarzeniami powstają luki, myśli i uczucia obluzowują się w swych pierwotnych łożyskach i klekocą jak w zepsutej maszynie, pasy transmisyjne łączące teraźniejszość z przeszłością obsuwają się w kół napędowych i opadają na dno świadomości, wszystkie dźwignie i przekładnie intelektu i woli zacinają się, strzałki w zegarach pomiarowych skaczą jak oszalałe od zera do maksimum i z powrotem. Maszyna kręci się dalej na zwiększonych obrotach, ale nie pracuje już tak jak dawniej – wszystko, co wydawało się oskarżonemu przed chwilą absurdem, staje się rzeczą prawdopodobną, choć ciągle jeszcze nieprawdziwą, uczucia zmieniają barwę, napięcie woli znika.
Nie śmiej się – odpowiedział poważnie – przeżyłem obóz dzięki nadziei ucieczki, przeżyłem trupiarnię dzięki zaoszczędzonemu chlebowi. Człowiek nie może żyć, nie wiedząc, po co żyje.
Rewolucja genetyczna Łysenki odwróciła pokrewne w gruncie rzeczy tendencje w Kościele katolickim. Tam człowiek ginie w odmętach grzechu i potępienia, jeśli nie spłynie nań światło łaski nadprzyrodzonej, tu może być taki, jakim go uczynią zmienione sztucznie warunki przyrodnicze; i tu, i tam jednak jest bezwolnym przedmiotem w czyichś rękach, a od wstępnego sformułowania celu życia ludzkiego na ziemi zależy jedynie, czy na kupie gnoju wyrośnie żądany okaz hodowli biologicznej, czy błogosławiony kwiat duszy ludzkiej.
Głód, głód… Potworne uczucie, zamieniające się w końcu w abstrakcyjną ideę, w majaki senne, podsycane coraz słabiej gorączką istnienia. Ciało przypomina przegrzaną maszynę, pracującą na zwiększonych obrotach i zmniejszonym paliwie, zwłaszcza gdy w okresach przesilenia zwiotczałe ręce i nogi upodabniają się do starganych pasów transmisyjnych. Jaka jest granica jego działania, poza którą chyląca się do upadku godność ludzka odzyskuje na nowo swą zachwianą równowagę? Nie ma żadnej.
Nasz barak wypływał na bezksiężycowe morze ciemności i niby okręt widmo uciekał ścigany co nocy przez śmierć, unosząc pod swym pokładem śpiącą załogę skazańców.
W sferze uczuć ludzkich istnieje dziwne zjawisko, które jest czymś więcej niż zwykłym przyzwyczajeniem, bo prawie samobójczym prawem bezwładu psychicznego. Chcę przez to powiedzieć, że na samym dnie nędzy ludzkiej zdarzają się chwile, kiedy każda możliwość zmiany – choćby to nawet miała być zmiana na lepsze – wydaje się czymś ryzykownym i niebezpiecznym.
Bardziej realnie niż dotąd również uprzytamniałem sobie w rzadkich chwilach przytomności umysłu smutek i gorycz umierania, usiłując na próżno przypomnieć sobie całe dotychczasowe życie, jak gdybym szukał pociechy w tej możliwości spojrzenia po raz ostatni w twarz człowieka, który nosił niegdyś nazwisko moje nazwisko – był mną. Ze wszystkich objawów śmierci ten proces odłączania się od własnej osobowości jest chyba najstraszniejszy i najbardziej sprzyja nawróceniu. Cóż bowiem pozostaje, jeśli się nawet nie wierzy, że kiedyś, na tamtym brzegu wędrówki ziemskiej, nastąpi na powrót cudowne przeniknięcie się ciała porzuconego na deskach cierpienia i wyciekającej zeń jak krew z żył treści życia. Były to chwile, kiedy żałowałem, że zeskorupiawszy w obozie, nie potrafię się modlić; byłem jak jałowa, wysuszona na żużel i spękana w słońcu pustynnym skała, z której dopóty nie wytryśnie żywy zdrój, dopóki jej nie dotknie cudowna laska.