Naprawdę Miłosz nie »patrzy« na piękno rzeczy: one je dopada, jak pies zwierzynę. W doskonałości plastycznej, jaką miała od lat poezja autora Ocalenia znać uderzającą drapieżność. Nigdzie nie widać jej wyraźniej niż w Dolinie Issy; wynika tam z istoty tematu. Nie człowiek wobec przyrody, lecz człowiek w przyrodzie stanowi treść tej powieści.Miłosz wyraził to doskonale poprzez kreację Tomasza, który jest jeszcze za młody na kontemplowanie piękna natury, on zamiast tego czuje się jej częścią, jest w niej.
Jednak Dolina Issy jest przede wszystkim utworem o dojrzewaniu, o stawaniu się dorosłym. Bohaterem historii jest dorastajże dziecko, które w momencie zakończenia opowieści ma trzynaście lat. Proces jego dojrzewania odbywa się dzięki otaczającym go ludziom i zjawom nadprzyrodzonym:
(…) diabły – nieprzypadkowo ubrane w kuse, pańskie i kulturalne fraczki – »pracowały jak mogły« nad Tomaszem: pojęcie próby, męskiego i bolesnego doświadczenia, odgrywa wielką rolę w pedagogii Miłosza. Chichocząc, podsuwały Tomaszowi wszystkie sprzeczności, jakie tkwią w »naturalnym« życiu; ale kształtowały go nie tylko tak: uczyły go pośrednio całego humanistycznego bogactwa, w jakie obfitowało codzienne życie nad Issą,pisze Błoński. Z kolei Marek Zaleski dodaje: Tomasz zatem dostępuje rozmaitych wtajemniczeń i inicjacji. Jakich to? Ano takich, które wprowadzają do jego duszy dysonans, podejrzenie, że oto może nie żyjemy na najlepszym ze światów, choć żyjemy na ziemi czarów.
Bohater przekonuje się na własne oczy, że miłość wyraża się głównie przez erotyczne pożądanie, które prowadzi do potrzeby całkowitego „posiadania” drugiej osoby. Tomasz dostrzega, że otaczający go ludzie nie są jednoznaczni, a ich zachowanie zmienia się w zależności od okoliczności: Dlaczego wszyscy grają komedię, wykrzywiają się, małpują jedni drugich, jeśli naprawdę są zupełnie inni? – zastanawia się bohater. Chłopiec nie mógł zrozumieć ludzkiej dwulicowości.
Bohater Doliny Issy przekonuje się też, czym jest zło. Na własne oczy widział ludzkie cierpienie i śmierć, które stanowią naturalny element ludzkiej egzystencji. Marek Zaleski pisze o tym:
I to jest w powieści sprawa kluczowa. Jako czytelnicy jesteśmy tu świadkami różnych śmierci. (…) Tomasz jest świadkiem śmierci ludzi i zwierząt. Sam też zadaje śmierć. Ale urządzenie świata postrzega jako niesprawiedliwe, dopiero kiedy zdaje sobie sprawę, że dla wiewiórki, którą zabił na polowaniu – z miłości właśnie – nie ma zmartwychwstania.Właśnie na wspomnianym polowaniu zaszła w Tomaszu przemiana, która spowodowała, iż zaczął czuć się obco we własnym świecie. Zaleski dodaje, że:
Epizod z wiewiórką to minitraktat na temat nieobecności łaski, w którym chrześcijańska zasada solidarności, na manichejską kłodę, zostaje rozciągnięta na całość stworzenia. (…) Tomasz, choć jego doświadczenie temu już przeczy, chce wierzyć, że śmierci nie ma: nie na darmo nosi imię biblijnego apostoła niedowiarka.
Bohater został zmuszony do opuszczenia doliny, w której czuł się jak w domu. Wyjazd do Polski był nieunikniony, jedynie odwleczony w czasie. Chłopiec nie zdawał sobie wówczas sprawy, że już nigdy nie będzie tak szczęśliwy, jak w ciągu tych kilku lat spędzonych nad Issą. Na Tomasza czekało jeszcze całe życie, dorosłe życie, w które wkraczał jako – ukształtowany przez dziadków, Litwinów, czy diabły – młody człowiek. Jak pisze Marek Zaleski o końcowych scenach Doliny Issy:
A więc trzeba wydorośleć. Bo dorosłość to wierność temu, co lokuje się poza czasem. To wiara, że nasze uczynki mają swoje ostateczne znaczenie, a każda rzecz swoją rację istnienia. Dlatego Tomasz musi wyjechać. (…) Tomasz musi więc odnaleźć sposób, jak niewiedzę i przynależność do natury, która czyni go więźniem śmiertelnego i żywiącego się swym bezwiednym egoizmem ciała, przekuć w siłę, czyli jak zamieszkać w świecie historii, ale historii pojętej tak, by – jak wówczas dla wielu zdziecinniałych dorosłych – nie zmieniała się w naturalistycznie rozumiane fatum rządzące się prawami mitycznej dziejowej konieczności.
Autobiografizm w Dolinie Issy
Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji. I chociaż, moja rodzina, już od XVI wieku posługiwała się językiem polskim, tak jak wiele rodzin w Finlandii szwedzkim, a w Irlandii angielskim, wskutek czego jestem polskim, nie litewskim, poetą, krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły.
strona: - 1 - - 2 - - 3 -