Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki
Twarz Karoliny złagodniała. Światło białe przez nią przeleciało. Wśród nadludzkich, widać, boleści przebił się uśmiech. Gościł przez chwilę na wargach czarnych jakby z żelaza. Cezary nachylił się i złożył pocałunek na wargach, których pierwszy dotknął ustami – i ostatni. Odskoczył, bo usta te bezwładnie się rozchyliły i, wśród jęku potwornego, cały język spomiędzy nich się na zewnątrz wywalił. Jeszcze raz, drugi, jęk się powtórzył – i wszystko ustało dziwnie raptownie. Lekarz przyłożył ucho do piersi Karoliny. Długo słuchał. Strzepnął palcami, podniósł się i począł sprzątać swe statki, szukać porzuconego paltota i kapelusza. Karolina umarła.


Ksiądz Anastazy, który spowiadał Karolinę przed śmiercią, oświadczył, że to nie było samobójstwo. Truciznę podała Wanda, ale nie było na to dowodów. Cezary mógł właściwie ujawnić motyw, który pogrążyłby morderczynię, ale był zbyt zajęty romansem z Laurą. Poza tym nie chciał ujawniać swoich zalotów do Karoliny. Baryka zachowywał się, jakby zupełnie nie był poruszony śmiercią Karusi.

Pewnej nocy, tuż przed Bożym Narodzeniem, młody amant jak zwykle biegł przez pola do domu swej kochanki, tym razem jednak czekał tam na niego wściekły narzeczony – Barwicki. Doszło do awantury, Cezary zranił Barwickiego, za co kochanka wyrzuciła zdezorientowanego młokosa z domu.

– Wyjdźże pan stąd! Wyjdź stąd! Wyjdź stąd!
– Dobrze. Pójdę. Zaraz pójdę. Chciałem tylko...
Nie wiedząc, co już gada, dorzucił:
– Chciałem wam, mili, poprawni narzeczeni, dać moje błogosławieństwo na nowe, zyskowne gospodarstwo.
To mówiąc smagnął Laurę szpicrutą poprzez twarz i rozstawione ręce. Po czym ze szpicrutą w ręce wyszedł.

Po tym wszystkim zrozpaczony i oszołomiony Baryka włóczył się po polach, rozmyślając chaotycznie o ostatnich wypadkach. Nieświadomie dotarł na grób Karoliny, gdzie spotkał księdza Anatazego. Mężczyźni starli się. Ksiądz zrzucił na Cezarego winę za śmierć panny Szarłatowiczówny. Cezary nie pozwolił mu rozporządzać swoim sumieniem. Udał się do swego pokoju w domu Wieloslawskich. Tam naszedł go Hipolit, chcący pomóc przyjacielowi. Ten jednak nie chciał zdradzić, co się z nim dzieje. Hipolit pozwala mu wyjechać na jakiś czas do Chłodka, dodając jednak:

Ech, ty głupcze! Ty dardanelski ośle! Zmarnowałeś Karusię! Uradziliśmy byli tutaj w rodzinie, żeby Karusię jakoś wyposażyć. Postanowiliśmy dać jej ten Chłodek w posagu. Zdawało się, że ty ją lubisz. Marzyłem: pobiorą się, osiądą na tym Chłodku. Myślałem, że będziemy przez życie nasze sąsiadami. Ech, ty głupcze!...

Następnego dnia Cezary wyjechał do Chłodka, odprowadzany tylko przez Hipolita, bo reszta domowników od czasu śmierci Karusi nie była mu zbyt przychylna. We wsi zamieszkał u ekonoma Gruboszewskiego, zapoznawał się tam z pracą i życiem chłopów. Najbardziej zadziwiało go to, że mimo swej sytuacji chłopi nigdy się nie buntują. Któregoś dnia przybył Hipolit z wiadomością o ślubie Laury. Zaraz po tym Cezary postanowił powrócić do Warszawy.


Część 3: Wiatr od wschodu


Po powrocie do Warszawy Cezary na nowo rozpoczął studia medyczne. Zamieszkał razem z kolegą Buławnikiem w nędznym pokoju przy ulicy Miłej.

Pokój mu się jednak nie podobał. Był mały – na jakie dziesięć lat przed wojną europejską pomalowany na kolor zupy pomidorowej – jakiś nieporęczny a nadto przewiewny. Nie wiało jednak z okna i ze drzwi czyste powietrze, lecz zapach pewnych niezbędnych ubikacji, które mieściły się na dole wprawdzie, lecz właśnie pod oknem tego pokoju. Nadto stał tuż za murem blaszany komin piekarni, który, jak zawzięty diabeł, walił wciąż w okno studenckie kłębami burego dymu. W nocy słychać było nieustający hurgot wózków z pieczywem, pędzonych ręcznie z pieca chlebowego, od czego cienkie, choć tak stare mury drżały jak w febrze. Nie był to, słowem, pokój przyjemny. I Buławnik nie był przyjemnym towarzyszem: egoista i skąpiec za dnia, prześmiewca i ordynus wieczorem, w nocy chrapał za dziesięciu. Lecz Baryka nie miał wyboru. Musiał korzystać z układu z tym kolegą, gdyż pustki miał w kieszeni.

Przez jakiś czas utrzymywał się z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży fraka. Potem, gdy nastąpił finansowy kryzys, postanowił odnowić znajomość z Gajowcem. W pokoju, w którym został przyjęty przez starego przyjaciela, dostrzegł trzy portrety wielkich „warszawiaków”: Mariana Bohusza, Stanisława Krzemińskiego oraz Edwarda Abramowskiego. Ponieważ młodzik nie miał pojęcia, kim oni są, Gajowiec rozpoczął opowieść o bohaterach. Każdy z nich oddał życie w imię krzewienia takich ideałów, jak patriotyzm czy rozwój oświaty. Gajowiec chciał, aby teraz Polska rozwijała się zgodnie z tymi ideałami:

Żeby to nas zostawiono w spokoju na parę lat! Żeby się to nami przestali zajmować rozmaici zewnętrzni dobrodzieje! Tamci ludzie, których widzisz na tych podobiznach, żyli podczas najsroższej zimy. Patrzyli na życie dalekie poprzez obmarznięte kraty. Jakże mieli dać nam prawdziwą wiadomość o życiu ludzi spracowanych w warsztatach i po norach? I my sami jeszcze nie wiemy, co i jak, gdyż dopiero pierwszy wiosenny wiatr powiał w nasze twarze. To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie że nieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywać twardą, przerośniętą caliznę.


Jednak dla Baryki te zmiany zachodziły zbyt wolno, czego nie omieszkał powiedzieć Gajowcowi. Uwaga młodzieńca poza nauką na uniwersytecie skupiała się teraz na biedocie warszawskiej. Codziennie przechodził przez najnędzniejsza dzielnicę żydowską, obserwował uważnie życie tej społeczności i czuł coraz większy sprzeciw wobec niesprawiedliwości, której doświadczają. Tymczasem Gajowiec poza pracą urzędował, pisał książkę o Polsce nowożytnej, w której rysował projekt wszechstronnego rozwoju kraju: społecznych, ekonomicznych i politycznych reform. Ponieważ gromadził ogromne ilości materiałów niezbędnych do swego dzieła, zatrudnił Cezarego do porządkowania papierów. Młodzieniec cieszył się z pracy, która zapewniała mu utrzymanie w Warszawie, ale coraz bardziej ciążyło mu towarzystwo Gajowca, bo ten, jak każdy starzec, lubił wracać do przeszłości, co niezmiernie drażniło Barykę.

W tych czasach mieszkanie Baryki i Buławnika zaczął odwiedzać Antoni Lulek – student prawa, osobnik niezwykle chorowity i anemiczny, ale obdarzony nieprzeciętną umysłowością. Lulek nie lubił rozmawiać z Buławnikiem, bo jego zbyt prosty, racjonalny umysł był mu zbyt odległy, za to dobrze dogadywał się Baryką podatnym na mgliste, komunistyczne idee. Ufny Cezary zwierzył się owemu koledze ze swych niedawnych przejść z Nawłocia i Leńca, Lulek wykorzystał te informacje, by wzbudzić i pogłębić w młodym zapaleńcu nienawiść wobec „klasy uprzywilejowanej” i państwa polskiego.

strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij




  Dowiedz się więcej
1  Przedwiośnie - streszczenie "w pigułce"
2  Szczegółowy plan wydarzeń Przedwiośnia
3  Obraz życia ziemiaństwa w Nawłoci