Seweryn Baryka pilnował tej książeczki jak oka w głowie. Wędrowała z nim po szerokiej Rosji, leżąć cicho na dnie kuferka, między brudnymi kołnierzykami i znoszoną bielizną, w sąsiedztwie niepowabnych skarpetek i brulionów podań o posady do rozmaitych dignitarzy. [...] Potem spoczywała w szufladzie stolika, między najważniejszymi papierami.
Przez czas dość długi w mieście Baku było głucho, martwo i nudno. Wszystko jeszcze po dawnemu ruszało się i łaziło, ale niesłychanie ospale, niemrawo, z rezerwą, a nawet jawną perfidią. Nie mogło być inaczej, skoro z dnia na dzień wszystko się odmieniało. Dwa żywioły miasta – Tatarzy i Ormianie – czatowali na się wzajemnie z wyszczerzonymi zębami i wyostrzonym w zanadrzu kinżałem.
Nim jednak spuszczono prostą trumnę w głąb dołu, Cezary zapragnął raz jeszcze spojrzeć na matkę. Oderwał deskę nakrywającą świerkowe pudło i po raz ostatni przypatrzył się obliczu zgasłej. Splatając jej zesztywniałe palce do snu wiecznego zobaczył również, że złota obrączka, którą przez tyle lat przywykł całować i wyczuwać, iż była niejako częścią ręki, czymś niby kość czy sustaw, wrośnięta w skórę chudej ręki – ze ta złota obrączka zdarta została z palca wraz z nieżywa skórą, gdyż widać nie chciała się poddać rozłączeniu dobrowolnemu. [...] Cezary zapamiętał sobie ten widok.
Z głębi wozu [...] wysuwał się cadaver młodej kobiety. [...] Czarne włosy dosięgały ziemi i wlokły się po skrwawionej kurzawie drogi. [...] Cezary zapatrzył się w tą postać odchodzącą w światy umarłych.
Przechodzień minął bramę. Wszedł do Polski, kraju swoich rodziców. [...] „Gdzież są twoje szklane domy? – rozmyślał brnąc dalej. – Gdzież są twoje szklane domy?...”
Wielosławski wnet się wylizał, a nie zapomniał usługi. [...] Wielosławski zaproponował Baryce, żeby ten pojechał do niego na wypoczynek do jakowejś Nawłoci w okolicach Częstochowy. Baryka przystał.
Wniesiono uroczyści tacę z kamiennymi imbrykami. W jednym była kawa, kawa jednym słowem – nie jakiś sobaczy ersatz niemiecki – „kawusia”, rozlewająca aromat swój na dom cały. W kamiennych także garnuszkach podsuwano porcję śmietanki. Z kożuszkami zagorzałymi od ognia uśmiechały się do gościa te kamienne garnuszki, przypiekane przez ogień zewnętrzny.
strona: - 1 - - 2 -