Marcin wraz z matką udają się do domu profesora Majewskiego. Majewski każe długo na siebie czekać. Rozmowa o przygotowaniu chłopca do egzaminu odbywa się wśród wszelkich grzeczności. Borowiczowa stara się dobrze wypaść, niczym nie urazić nauczyciela. Kobieta płaci za lekcje z góry.
Rozdział 4
Po trzech lekcjach u Majewskiego Marcin przystępuje do egzaminu. W komisji siedzą trzy osoby: inspektor gimnazjum – Sieldiew, pan Majewski, jeden z nauczycieli – Itarion Stiepanycz Ozierskij, zwany przez wszystkich „Kałmukiem”. Kandydaci odpowiadają z języka rosyjskiego. Kto źle odpowiada wychodzi na korytarz. Tym sposobem z ponad setki dzieci zostaje w sali połowa. Część pisemna wyłania trzydzieścioro przyjętych do klasy wstępnej. Są to uczniowie prawosławni, synowie ludzi zamożnych albo wysoko postawionych oraz dziwnym zbiegiem okoliczności uczniowie pana Majewskiego (w tym także Marcin). Na koniec ksiądz Wargulski pośpiesznie pyta kandydatów z religii.
Rodzice nieprzyjętych do szkoły dzieci pytają inspektora, dlaczego jest taki wynik egzaminu. Inspektor narzeka na przygotowanie. Jego zdaniem chodzi o zły akcent. Na egzaminie wymaga się od uczniów, aby biegle mówiły po rosyjsku. Rodzice są oburzeni. Rosyjski to dla nich obcy język. Inspektor mówi o reformie, czyli wprowadzeniu języka rosyjskiego do domów, aby nawet z rodzicami dzieci mówiły po rosyjsku.
W pensjonacie dla uczniów u pani Przepiórkowskiej, w dzielnicy Wygwizdów, Marcin poznaje swoje przyszłe lokum. Matka chłopca i właścicielka stancji znają się, kiedyś były sąsiadkami. Stancja jest droga, ale Marcin zostanie u „starej Przepiórzycy”. Z pięciorga dzieci państwa Przepiórkowskich zostały dwie córki, stare panny i syn, Karol. Najstarszy i najukochańszy Teofil (kobieta wciąż o nim wspomina) zmarł nagle, ukąszony przez żmiję. Najmłodszy syn zginął w powstaniu, ciała nie odnaleziono. Mąż Przepiórkowskiej zmarł w Bełchatowie, kiedy dzieci były jeszcze małe.
U „starej Przepiórzycy” są dwaj goście, znajomi męża, którzy wciąż przychodzą do wdowy na kawę i rozmowy o polityce. Radca Somonowicz jest typem polskiego patrioty, który tęskni do „starych czasów”, jasno wyraża swoją niechęć do rusyfikacji, wprost ocenia „rządy” jako złe i czasy jako ciężkie. Jego zdaniem ludzie nie powinni tak brnąć do szkół, bo już jest za dużo mędrców, pół-mędrców i głupców. Brakuje zawodów rzemieślniczych, zainteresowania się rolnictwem i spuścizną narodową. Radca Grzebicki nie jest tak radykalny. Uspokaja przysłuchującą się rozmowie panią Borowiczową. Pod koniec rozmowy Borowiczowa ma mętlik w głowie. Zastanawia się, kim są Mochnacki, Drucki-Lubecki, Murawiew, o których mówili emeryci. Gdy zaczyna sobie uświadamiać tę sytuację, przechodzi ją dreszcz i ból serca.
Rozdział 5
Marcinek uczy się dzielnie, ale arytmetyka i rosyjski są jego zmorami. Chłopiec znalazł sobie miejsce na belkach za murem, które najbardziej przypominało mu rodzinne, wiejskie okolice. W mieście czuje się samotny, uwięziony, przytłumiony brukiem, brudem, budynkami. Tęskni do otwartej przestrzeni, ciszy, traw i drzew. Na stancji u "Przepiórzycy" jest korepetytor, który pomaga w lekcjach zwłaszcza pierwszakom. Nazywa się Wiktor Alfons Pigwański. Bardziej jednak niż opieka nad uczniami zajmuje go pisanie wierszy i wypracowywanie wizerunku roztargnionego poety.
Chłopcy ze stancji szydzą z Marcina. Bracia Daleszowscy wciąż wymyślają nowe sposoby dokuczania młodszemu. Trochę lepiej wygląda znajomość Marcina ze Szwarcem, przydomek „Buta”. Jest to chłopiec starszy, drugi rok siedzi w pierwszej klasie. Często biją się obaj z Marcinem, ale nie są to wrogie wojny, jak w przypadku braci Daleszowskich.
Szkoła jest piętrowa. Na parterze uczą się najmłodsi. Panuje tu wesoły harmider na każdej przerwie. Porządku pilnuje pan Pazur. Wyżej, w tzw. „cukierni” są sale klas wyższych, od trzeciej do ósmej. „Cukiernia” rządzi się innymi prawami. Na długiej przerwie to starsi uczniowie zajmują górkę przed szkołą i toczą wojnę na kasztany z młodszymi, stacjonującymi na otwartym polu.
Nierówne szanse to norma nie tylko podczas zabawy chłopców. W klasie panuje atmosfera strachu. Dzieci biedne, o niskim pochodzeniu, są wydrwiwane publicznie przez nauczyciela, nazywane „cymbałami”, „pachciarską kobyłą” (jak Romcio Gumowicz), osłami itp. Lepsi uczniowie śmieją się w głos razem z nauczycielem ze słabszych uczniów. Przerażenie odpowiadających przy tablicy uczniów nierzadko wywołuje fizyczny ból, płacz, drgawki, poplątanie myśli. Marcin po raz pierwszy czuje współczucie dla jednego ze słabszych kolegów – Romka Gumowicza, zwanego „Czarny”.
Rozdział 6
Po Marcina przyjechała do Klerykowa matka, aby zabrać syna na wiosenne święta do domu. W drodze do Gawronek woźnica Jędrek opowiada chłopcu o tym, jak skradziono ulubioną kobyłę Borowiczów. Za gniadą płakali wszyscy. Nawet ogłoszono na ambonie, że panu na Gawronkach skradziono konia. Po jakimś czasie jednak gniada sama wróciła do gospodarstwa, cała obwiązana łachmanami i z powrozem na szyi. Marcin słucha opowieści z wielkim wzruszeniem. Jest szczęśliwy, jadąc z matką pośród najpiękniejszych dla niego terenów. Kiedy wóz zwalnia, chłopak wyskakuje zerwać z przydrożnej kapliczki bzy dla matki.
Rozdział 7
Jeszcze tego lata umiera matka Marcina. Pan Borowicz, mając teraz więcej pracy w gospodarstwie, nie rozpieszcza syna. Dba tylko o pieniądze na szkołę i książki. Osierocony Marcin dostaje promocję do pierwszej klasy gimnazjum. Odkąd sadzają go w ławce z „Wilczkiem”, drugorocznym łobuzem, Marcin przestaje się pilnie uczyć. We dwóch chodzą na wagary, „Wilczek” uczy Borowicza ściągać, podmieniać zeszyty, chytrze rozgryzać metody nauczycieli. Podczas jednych z zimowych wagarów, kiedy chłopcy uciekli z mszy w kościele, udają się nad strumień. Zmarznięty Marcin postanawia wracać. W kościele jest świadkiem sceny wyrzucenia inspektora gimnazjum przez księdza Wargulskiego. Rosjanin domaga się śpiewów po rosyjsku. Surowy ksiądz siłą wyrzuca go za drzwi świątyni. Wargulski nakazuje Marcinowi milczenie za wszelką cenę.
Rozdział 8
Nauczycielem łaciny jest pan Leim. Dawniejszy patriota, ożeniony z Polką, mówiący w domu po polsku, mający dwie córki, które działają w mieście na rzecz utrzymania polskości – ma jeszcze w swojej bibliotece zakazane przez cenzurę carską książki, czasem ręcznie przez Leima przepisywane. Za czasów szkoły wojewódzkiej w Klerykowie Leim był największą sławą wśród profesorów.
Wykładał historię powszechną, języki starożytne i niemiecki w najlepszych klasach. Teraz, gdy przekształcono szkołę w gimnazjum rosyjskie, pan Leim uczy tylko łaciny i tylko w klasach pierwszych. Poza tym nauczyciel ten słynie z egzekwowania zakazu mówienia po polsku. Pan Leim jest chudym staruszkiem i bardzo śmiesznie się ubiera. Z jego staroświeckiego pieroga (nakrycie głowy) drwią nauczyciele i – na potęgę – uczniowie. Pan Leim sieje jednak postrach w klasie. Na lekcjach panuje u niego absolutna cisza. Kiedy ktoś na tablicy pisze Borowicz ciągle głośno mówi po polsku, pan Leim wymierza Marcinowi surową karę dwóch godzin w kozie.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -