Rozdział 1
Wieczorem 4 stycznia Marcinek Borowicz wraz z rodzicami udaje się do szkoły w Owczarach. Chłopiec ma osiem lat, ubrano go odświętnie, opowiadano o wspaniałych rzeczach, które go czekają w szkole. Spokojnie palący fajkę ojciec i zapłakana matka wiozą Marcina saniami. Chłopiec nigdy nie opuszczał domu w Gawronkach. Marcin podejrzewa z niepokojem, że życie szkolne nie będzie tak obiecujące, jak mówili wszyscy. Poza tym dopiero teraz chłopiec zdaje sobie sprawę, że zostanie u obcych ludzi sam, z dala od rodzinnego domu.
Nowego ucznia wita nauczyciel, Ferdynand Wiechowski i jego żona, Marcjanna z Pilaszów. W domu nauczyciela Marcinek zauważa dyscyplinę (skórzany bat) i dziwną atmosferę wokół swojej osoby. Wszyscy nazywają go „chlubą” rodziny i natarczywie domagają się od Marcinka zrozumienia i przykładania się do szkolnych sprawunków. Z Wiechowskimi mieszka dziewczyna, Józia, o której pani Marcjanna mówi „siostrzenica księdza”. Usługuje w tym domu brudna Małgośka. W pewnym momencie Marcinek czuje się jak towar na sprzedaż.
Rodzice targują się z Wiechowską o cenę za wykształcenie i wychowanie syna. Borowiczów nie stać na wynajęcie korepetytora (chodzi o przygotowanie dziecka do pierwszej klasy), dlatego oddają syna pod opiekę nauczyciela w zamian za dostarczanie plonów. Kiedy rodzice młodego Borowicza odjeżdżają, chłopiec długo za nimi biegnie. Żona nauczyciela siłą wprowadza Marcinka do domu. Nadchodzi pierwsza samotna noc chłopca.
Pierwszy dzień w szkole rozpoczyna się niespodziankami. Najpierw Marcinek musi się zmierzyć z samodzielnym umyciem i ubraniem się. Pani Wiechowska otwiera przed nim drzwi do sali lekcyjnej, która kojarzy się chłopcu z kościołem. W sali są dzieci w różnym wieku, różnie poubierane. Jest zimno i nieładnie pachnie. Starszy kolega z ławy, Piotr Michcik, wprowadza młodego Borowicza w tajniki języka rosyjskiego.
Marcin nie rozumie ani słowa, co jest przyczyną jego zawstydzenia i wielkich rumieńców na twarzy. Gdy wchodzi nauczyciel – surowy, oschły, ze znudzoną miną – klasa milknie. Przestraszone dzieci próbują zrozumieć rosyjską listę obecności. Z poprawianego przez profesora słowa jest na jest`, robi się jeść. Marcinek jest skonsternowany.
Po egzaminowaniu dzieci, które wychodziły kolejno na środek i w trudach odpowiadały przy tablicy z czytania chrestomatii rosyjskiej albo z alfabetu rosyjskiego, nauczyciel rozpoczyna śpiewanie pieśni cerkiewnej. Dzieciom myli się ona czasem z katolicką melodią „Święty Boże, Święty mocny...”, co wprawia Wiechowskiego w złość. Z wielkim wysiłkiem profesor próbuje zagłuszyć polską pieśń.
Rozdział 2
W ciągu dwumiesięcznej bytności w szkole Marcinek "zdumiewające uczynił w naukach postępy"– tak zaczyna się rozdział drugi. O „zdumiewających postępach” pisze Borowiczom żona nauczyciela. Rodzice nie odwiedzają syna przez całe dwa miesiące. Tymczasem Marcinek ma ogromne kłopoty ze zrozumieniem arytmetyki. Często też czytanie bądź słuchanie po rosyjsku jest dla chłopca mechanicznym „wkuwaniem”. Pełen strachu i wstydu Marcin nie nadąża za tokiem myślowym nauczyciela, nie potrafi skupić się na tłumaczeniu sobie obcej mowy i rozumieniu wiedzy.
Marcin spędza całe dnie w domu nauczyciela. Nie wolno mu bawić się z dziećmi. Chłopiec usilnie więc ćwiczy kaligrafię i uczy się wierszyków na pamięć. Tęsknie patrzy za okno. Podczas jedynego spaceru z panią nauczycielową i Józią zaczyna płakać za domem rodzinnym. Po powrocie nauczyciel obwieszcza, że do szkoły w Owczarach przyjeżdża dyrektor. W domu Wiechowskich rozpoczyna się popłoch przygotowań do tej wizyty.
Pani Wiechowska przyrządza pyszne potrawy, razem z Małgosią sprzątają izby mieszkalne. Wiechowski zleca sprzątanie szkoły, szlifuje z Michcikiem czytanie po rosyjsku, uczniów Piątka i Wójcika uczy na pamięć członków rodziny carskiej. Wobec reszty klasy nauczyciel częściej stosuje dyscyplinę, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty. Sam uzupełnia dzienniki i wykazy dla naczelnika. W dzień wizyty do sąsiedniej wsi, w której uczy Pałyszewski, nauczyciel wysyła posłańca. Kiedy wiadomo, że dyrektor już się zbliża do Owczar, wszyscy są spięci i przejęci tym, co będzie. Marcinek i Józia mają nakaz ukrycia się, żeby ich naczelnik nie widział. Oboje drżą ze strachu.
Obchód dyrektora, Piotra Nikołajewicza Jaczmieniewa, wydaje się z początku bardzo udany. Michcik wspaniale czyta i deklamuje po rosyjsku, ale gdy Jaczmieniew egzaminuje pozostałe dzieci, Wiechowskiemu grozi dymisja. Dyrektor oskarża nauczyciela o polską propagandę. Dzieci nie umieją czytać po rosyjsku, natomiast wszystkie znają polski. Załamany Wiechowski płacze i upija się piwem, sprowadzonym specjalnie dla dyrektora. Po chwili jednak naczelnik wraca do domu nauczyciela i obiecuje mu podwyżkę, a nawet przeprasza za pomyłkę w ocenie pracy Wiechowskiego. Pani Marcjanna relacjonuje mężowi, jak baby ze wsi skarżyły na Wiechowskiego, że uczy po rosyjsku, że śpiewa cerkiewne, a nie katolickie pieśni. Zarzuty kobiet przyczyniają się do polepszenia wizerunku Wiechowskiego w oczach naczelnika Jaczmieniewa.
Szczęśliwy Wiechowski świętuje z żoną awans. Marcinek i Józia z przerażeniem oglądają scenę kładzenia do łóżka pijanego nauczyciela. Jaczmieniew, jadący w mroźny wieczór do miasta, wspomina młodość, tęskni za upadłymi ideałami, rozmyśla nad niemożliwymi w zasadzie warunkami rusyfikacji polskich ziem. Oto fragment myśli Jaczmieniewa:
Nie należy szerzyć oświaty w kosmopolitycznym znaczeniu tego wyrazu, lecz należy szerzyć "oświatę rosyjską". Na to zdał się cały Pestalozzi... Pragnąc za pomocą zruszczenia tych chłopów polskich istotnie przyczynić się do szybkiego rozwoju Północy na drodze cywilizacji, należałoby to zrobić tak skutecznie, ażeby chłop tutejszy ukochał Rosję, jej prawosławną wiarę, mowę, obyczaj, ażeby za nią gotów był ginąć na wojnie i pracować dla niej w pokoju. Trzeba by więc wydrzeć z korzeniem tutejszy, iście zwierzęcy konserwatyzm tych chłopów. Trzeba by zburzyć tę odwieczną, swoistą kulturę, niby stare domostwo, spalić na stosie wierzenia, przesądy, obyczaje i zbudować nowe, nasze, tak szybko, jak się buduje miasta w Ameryce Północnej. Na tym gruncie dopiero można by zacząć wypełnianie marzeń pedagogów szwajcarskich.
Rozdział 3
W budynku gimnazjum w Klerykowie zgromadzeni są rodzice wraz z dziećmi – kandydatami do pierwszej klasy, tzw. przygotowawczej. Są wśród nich urzędnicy, szlachta, księża, przemysłowcy, a nawet zamożniejsi chłopi. Na ogłoszenie terminu egzaminu, kwalifikującego do szkoły, czekają także pani Borowiczowa z Marcinkiem. Chłopiec po raz pierwszy z życiu ma szyte spodnie i kamaszki na gumie. Jest to wielka chwila zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. W kącie śpi pan Pazur, „pedel” (stróż, woźny), który mówi łamanym polskim i rosyjskim tak, że nikt go nie rozumie.
Wszyscy zgromadzeni z niecierpliwością oczekują decyzji nauczycieli w sprawie terminu egzaminów. Niektórzy szlachcice na ponad tydzień opuścili swoje folwarki. Dyrektor, który przechodzi z jednego pokoju do drugiego, patrzy na oczekujących chłopów w sposób z wyższością i tak samo się do nich zwraca. Pani Borowiczowa próbuje się czegoś dowiedzieć od pana Pazura, którego starsi uczniowie wciąż przedrzeźniają. Marcinek jest przerażony widokiem egzaminu starszych gimnazjalistów, którzy w tym czasie mają swoje poprawki. Ponadto starsi uczniowie zaczynają szydzić z ubrań Marcinka.
Po powrocie tego dnia do hotelu pani Borowiczowa rozmawia z Żydem, który radzi jej wynająć lekcje przygotowawcze u samego egzaminatora, pana Majewskiego. Borowiczowa prosi męża o pożyczkę w Gawronkach w wysokości 25 rubli na ten cel. Jest to dla rodziny wielka suma, ale kobieta nie widzi innego wyjścia dla Marcinka.
Marcin wraz z matką udają się do domu profesora Majewskiego. Majewski każe długo na siebie czekać. Rozmowa o przygotowaniu chłopca do egzaminu odbywa się wśród wszelkich grzeczności. Borowiczowa stara się dobrze wypaść, niczym nie urazić nauczyciela. Kobieta płaci za lekcje z góry.
Rozdział 4
Po trzech lekcjach u Majewskiego Marcin przystępuje do egzaminu. W komisji siedzą trzy osoby: inspektor gimnazjum – Sieldiew, pan Majewski, jeden z nauczycieli – Itarion Stiepanycz Ozierskij, zwany przez wszystkich „Kałmukiem”. Kandydaci odpowiadają z języka rosyjskiego. Kto źle odpowiada wychodzi na korytarz. Tym sposobem z ponad setki dzieci zostaje w sali połowa. Część pisemna wyłania trzydzieścioro przyjętych do klasy wstępnej. Są to uczniowie prawosławni, synowie ludzi zamożnych albo wysoko postawionych oraz dziwnym zbiegiem okoliczności uczniowie pana Majewskiego (w tym także Marcin). Na koniec ksiądz Wargulski pośpiesznie pyta kandydatów z religii.
Rodzice nieprzyjętych do szkoły dzieci pytają inspektora, dlaczego jest taki wynik egzaminu. Inspektor narzeka na przygotowanie. Jego zdaniem chodzi o zły akcent. Na egzaminie wymaga się od uczniów, aby biegle mówiły po rosyjsku. Rodzice są oburzeni. Rosyjski to dla nich obcy język. Inspektor mówi o reformie, czyli wprowadzeniu języka rosyjskiego do domów, aby nawet z rodzicami dzieci mówiły po rosyjsku.
W pensjonacie dla uczniów u pani Przepiórkowskiej, w dzielnicy Wygwizdów, Marcin poznaje swoje przyszłe lokum. Matka chłopca i właścicielka stancji znają się, kiedyś były sąsiadkami. Stancja jest droga, ale Marcin zostanie u „starej Przepiórzycy”. Z pięciorga dzieci państwa Przepiórkowskich zostały dwie córki, stare panny i syn, Karol. Najstarszy i najukochańszy Teofil (kobieta wciąż o nim wspomina) zmarł nagle, ukąszony przez żmiję. Najmłodszy syn zginął w powstaniu, ciała nie odnaleziono. Mąż Przepiórkowskiej zmarł w Bełchatowie, kiedy dzieci były jeszcze małe.
U „starej Przepiórzycy” są dwaj goście, znajomi męża, którzy wciąż przychodzą do wdowy na kawę i rozmowy o polityce. Radca Somonowicz jest typem polskiego patrioty, który tęskni do „starych czasów”, jasno wyraża swoją niechęć do rusyfikacji, wprost ocenia „rządy” jako złe i czasy jako ciężkie. Jego zdaniem ludzie nie powinni tak brnąć do szkół, bo już jest za dużo mędrców, pół-mędrców i głupców. Brakuje zawodów rzemieślniczych, zainteresowania się rolnictwem i spuścizną narodową. Radca Grzebicki nie jest tak radykalny. Uspokaja przysłuchującą się rozmowie panią Borowiczową. Pod koniec rozmowy Borowiczowa ma mętlik w głowie. Zastanawia się, kim są Mochnacki, Drucki-Lubecki, Murawiew, o których mówili emeryci. Gdy zaczyna sobie uświadamiać tę sytuację, przechodzi ją dreszcz i ból serca.
Rozdział 5
Marcinek uczy się dzielnie, ale arytmetyka i rosyjski są jego zmorami. Chłopiec znalazł sobie miejsce na belkach za murem, które najbardziej przypominało mu rodzinne, wiejskie okolice. W mieście czuje się samotny, uwięziony, przytłumiony brukiem, brudem, budynkami. Tęskni do otwartej przestrzeni, ciszy, traw i drzew. Na stancji u "Przepiórzycy" jest korepetytor, który pomaga w lekcjach zwłaszcza pierwszakom. Nazywa się Wiktor Alfons Pigwański. Bardziej jednak niż opieka nad uczniami zajmuje go pisanie wierszy i wypracowywanie wizerunku roztargnionego poety.
Chłopcy ze stancji szydzą z Marcina. Bracia Daleszowscy wciąż wymyślają nowe sposoby dokuczania młodszemu. Trochę lepiej wygląda znajomość Marcina ze Szwarcem, przydomek „Buta”. Jest to chłopiec starszy, drugi rok siedzi w pierwszej klasie. Często biją się obaj z Marcinem, ale nie są to wrogie wojny, jak w przypadku braci Daleszowskich.
Szkoła jest piętrowa. Na parterze uczą się najmłodsi. Panuje tu wesoły harmider na każdej przerwie. Porządku pilnuje pan Pazur. Wyżej, w tzw. „cukierni” są sale klas wyższych, od trzeciej do ósmej. „Cukiernia” rządzi się innymi prawami. Na długiej przerwie to starsi uczniowie zajmują górkę przed szkołą i toczą wojnę na kasztany z młodszymi, stacjonującymi na otwartym polu.
Nierówne szanse to norma nie tylko podczas zabawy chłopców. W klasie panuje atmosfera strachu. Dzieci biedne, o niskim pochodzeniu, są wydrwiwane publicznie przez nauczyciela, nazywane „cymbałami”, „pachciarską kobyłą” (jak Romcio Gumowicz), osłami itp. Lepsi uczniowie śmieją się w głos razem z nauczycielem ze słabszych uczniów. Przerażenie odpowiadających przy tablicy uczniów nierzadko wywołuje fizyczny ból, płacz, drgawki, poplątanie myśli. Marcin po raz pierwszy czuje współczucie dla jednego ze słabszych kolegów – Romka Gumowicza, zwanego „Czarny”.
Rozdział 6
Po Marcina przyjechała do Klerykowa matka, aby zabrać syna na wiosenne święta do domu. W drodze do Gawronek woźnica Jędrek opowiada chłopcu o tym, jak skradziono ulubioną kobyłę Borowiczów. Za gniadą płakali wszyscy. Nawet ogłoszono na ambonie, że panu na Gawronkach skradziono konia. Po jakimś czasie jednak gniada sama wróciła do gospodarstwa, cała obwiązana łachmanami i z powrozem na szyi. Marcin słucha opowieści z wielkim wzruszeniem. Jest szczęśliwy, jadąc z matką pośród najpiękniejszych dla niego terenów. Kiedy wóz zwalnia, chłopak wyskakuje zerwać z przydrożnej kapliczki bzy dla matki.
Rozdział 7
Jeszcze tego lata umiera matka Marcina. Pan Borowicz, mając teraz więcej pracy w gospodarstwie, nie rozpieszcza syna. Dba tylko o pieniądze na szkołę i książki. Osierocony Marcin dostaje promocję do pierwszej klasy gimnazjum. Odkąd sadzają go w ławce z „Wilczkiem”, drugorocznym łobuzem, Marcin przestaje się pilnie uczyć. We dwóch chodzą na wagary, „Wilczek” uczy Borowicza ściągać, podmieniać zeszyty, chytrze rozgryzać metody nauczycieli. Podczas jednych z zimowych wagarów, kiedy chłopcy uciekli z mszy w kościele, udają się nad strumień. Zmarznięty Marcin postanawia wracać. W kościele jest świadkiem sceny wyrzucenia inspektora gimnazjum przez księdza Wargulskiego. Rosjanin domaga się śpiewów po rosyjsku. Surowy ksiądz siłą wyrzuca go za drzwi świątyni. Wargulski nakazuje Marcinowi milczenie za wszelką cenę.
Rozdział 8
Nauczycielem łaciny jest pan Leim. Dawniejszy patriota, ożeniony z Polką, mówiący w domu po polsku, mający dwie córki, które działają w mieście na rzecz utrzymania polskości – ma jeszcze w swojej bibliotece zakazane przez cenzurę carską książki, czasem ręcznie przez Leima przepisywane. Za czasów szkoły wojewódzkiej w Klerykowie Leim był największą sławą wśród profesorów.
Wykładał historię powszechną, języki starożytne i niemiecki w najlepszych klasach. Teraz, gdy przekształcono szkołę w gimnazjum rosyjskie, pan Leim uczy tylko łaciny i tylko w klasach pierwszych. Poza tym nauczyciel ten słynie z egzekwowania zakazu mówienia po polsku. Pan Leim jest chudym staruszkiem i bardzo śmiesznie się ubiera. Z jego staroświeckiego pieroga (nakrycie głowy) drwią nauczyciele i – na potęgę – uczniowie. Pan Leim sieje jednak postrach w klasie. Na lekcjach panuje u niego absolutna cisza. Kiedy ktoś na tablicy pisze Borowicz ciągle głośno mówi po polsku, pan Leim wymierza Marcinowi surową karę dwóch godzin w kozie.
Język rosyjski wykłada „Kałmuk” (Iłarion Stiepanycz Ozierskij), człowiek grubszy i zawsze umazany błotem i kredą. W przeciwieństwie do pana Leima, nauczyciel rosyjskiego nie potrafi utrzymać dyscypliny na lekcjach. Chłopcy wyczyniają w sali co chcą, drwiąc z nauczyciela. Raz zastawili na niego pułapkę – rozciągnęli żyłkę, przez którą niezgrabny „Kałmuk” się przewrócił w drodze do hałasujących gwizdkami uczniów. Pan Ozierskij zawsze też pyta uczniów o drogę do swego domu.
Język polski jest nadobowiązkowy. Zastraszony pan Sztetter, dawniej tłumacz wierszy Szelleya, nie przykłada się ani do gramatyki, ani do literatury polskiej. Zamiast tego uczniowie tłumaczą teksty na rosyjski, gdyż Sztetter zapewne boi się o swoje dzieci w carskich gimnazjach. Wszyscy traktują nauczyciela jak intruza w rosyjskim systemie edukacji. W dodatku język polski odbywa się z samego rana, kiedy większość chłopców przysypia jeszcze, zwłaszcza w zimie. Oceny z polskiego nie liczą się zupełnie.
Nauczyciel matematyki w klerykowskim gimnazjum jest sławą, a zarazem postrachem wśród uczniów. Zapytany o swoją polskość, odrzekłby, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Tymczasem jego metody nie pozwalają chłopcom liczyć po polsku, ale po rosyjsku:
na pytanie zadane znienacka, ile jest pięć razy ośm - tenże uczeń nie odpowie we własnej myśli: - czterdzieści, lecz sorok. Było coś w wykładzie pana Nogackiego, co zmuszało chłopców do myślenia po rosyjsku.
Rozdział 9
Pierwszą i drugą klasę Marcin przeszedł bez problemów, ale nie był pilnym uczniem. Do nauki zaczyna się przykładać w połowie klasy trzeciej. Dzieje się tak dzięki jednej przygodzie.
Szwarc przywiózł kiedyś z domu pistolet, z którego bracia Daleszowscy, Marcin i Szwarc strzelali w swojej tajnej kryjówce. Jednak zabawę chłopców odkrył żandarm. Złapani trzecioklasiści, czyli Marcin i Szwarc (Daleszowscy byli w starszych klasach) zostali oddani w ręce dyrekcji szkoły. Za karę Marcin spędził noc w klasie. Przerażony chłopiec wyobrażał sobie rozmiar kary – wyrzucenie ze szkoły, gniew ojca, zesłanie na Syberię albo więzienie w cytadeli lub nawet szubienicę.
Na przesłuchaniu u dyrektora gimnazjum Szwarc bezczelnie skłamał, że nie strzelał pistoletu. Marcin jednak przyznał się do winy, ale zaprzeczył, że używał prochu. Po dodatkowych godzinach w kozie o chlebie i wodzie, chłopców przywrócono do nauki w gimnazjum. Marcin przypisał takie zakończenie wydarzeń wstawiennictwu matki i po opuszczeniu kozy natychmiast poszedł do kościoła pomodlić się w jej intencji. Zaczął również pilniej przykładać się do nauki.
Marcin żarliwe modli się codziennie rano. Nawet odrabianie lekcji uważa za doskonalenie swojej duszy. Staje się on chłopcem ufnym, uczynnym, posusznym i pracowitym.
Rozdział 10
Marcin zdał egzaminy z klasy czwartej do piątej. Spędza wakacje jak zawsze w Gawronkach. Gospodarstwo nie przypomina jednak zadbanego folwarku, jakim był za życia matki Marcina. Stary pan Borowicz daremnie usiłuje zapobiec niszczeniu domu, sprzętów, ogródka, a nawet odzieży. Marcin dostaje pewnego dnia strzelbę od ojca. Podczas pilnowania chłopów przy sianokosach, chłopak uczy się polowania na ptaki. Samotne wędrówki ze strzelbą stają się teraz ulubionym zajęciem Marcina.
Czasem młody panicz zapuszcza się do innych wiosek, w których chłopi rządzą się prymitywnymi prawami i nawet księża nie odwiedzają zbyt często tych ukrytych w lasach chałup.
We wsi Bukowiec żyje chłop Scubioła, który sprytem i siłą zdobył wiele ziem i podporządkował sobie innych chłopów, a nawet włościan. Od Scubioły wszyscy pożyczają pieniądze, żywność, sprzęty, konie. Chłop oczywiście sporo zarabia z procentów.
Gawronki natomiast są najbiedniejszą miejscowością. Osiemnaście domów gospodarzy około trzema morgami lichej ziemi każdy. Nikt we wsi nie ma konia. Najbiedniejszy jest rzemieślnik, Lejba Koniecpolski z bardzo liczną rodziną. Gospodarstwo prowadzi sam z żoną. Często przymiera głodem, bo niewiele zarabia z wyrobu trepów (przerobionych chłopskich butów).
Najsławniejszy zaś w okolicy jest Szymon Noga, mistrz łowiectwa. Chłop wyrusza czasem z Marcinem do lasu, opowiadając albo o zwyczajach myśliwskich, albo o dawniejszych czasach, m.in. o powstaniu.
Marcin szykuje sobie szałas, który nazywa altanką. Gromadzi tam wszystkie przedmioty potrzebne na polowania i majsterkowania oraz swoje ulubione romanse pornograficzne. W tym miejscu spędza dużo czasu, rozmyśla, marzy, podziwia przyrodę.
Pewnego razu Szymon Noga obiecuje chłopcu polowanie na głuszce. Cały dzień chodzenia i wabienia ptaków kończy się chrapaniem pijanego Nogi, leżącego w krzakach i rozczarowaniem Marcina.
Rozdział 11
Po wakacjach w gimnazjum klerykowskim następują zmiany personalne. Odeszli: dyrektor, pan Leim, pomocnik gospodarzy klas, dwaj nauczyciele historii. Odtąd
figurował nowy zarząd: dyrektor Kriestoobriadnikow, inspektor Zabielskij, nowy nauczyciel łaciny Rosjanin Pietrow, pomocnik gospodarzy klasowych Mieszoczkin i nauczyciel historii Kostriulew..
Zmienia się również sposób traktowania uczniów gimnazjum i zasady nauki. Wprowadzony system przypomina strukturę policyjno-śledczą. Uczniowie są rewidowani w swoich stancjach o każdej porze dnia i nocy. Panuje całkowity zakaz mówienia po polsku, posiadania polskich książek i przedmiotów o symbolice patriotycznej. Nakłania się gimnazjalistów do składania skarg na kolegów (donosów). Miasto zabrania przedstawień polskich w teatrze, natomiast promuje występy rosyjskich amatorów.
Częste rewizje, a szczególniej nagłe a niespodziewane wizyty, trwoga oczekiwania, niepokój, że ktoś podsłuchuje, źle oddziaływały na umoralnianą młodzież pod rozmaitymi względami. Pobyt w szkole był dla wszystkich mieszkających na stancjach pobytem w więzieniu
W mieście Kleryków rozpoczyna się epoka imigracji rosyjskiej.
Chrzczono tam na nowo stare ulice, kasowano wiekowe instytucje i rzeczy, a zaprowadzano nie mniej zgrzybiałe, ale rosyjskie.Pewnego dnia gimnazjum ogłasza występ „ruskiej” trupy teatralnej. Chłopcy urządzają bojkot, mówiąc, że tylko zupełny mandryl może chodzić na podobne "szopki". Ale Marcin Borowicz, na przekór wszystkim postanawia iść na spektakl. Na stancji rozmawia jeszcze o tym z panią Przepiórkowską i radcą Somonowiczem. Dorośli jednak nie przekonują chłopca do pozostania w domu.
Podczas przedstawienia Borowicz uświadamia sobie, jaką potęgą jest rusyfikacja. Dotąd uważał rosyjski za język szkoły, martwy jak łacina. Po konfrontacji ze sztuką, Marcin zaczyna czuć niechęć i przerażenie. Na sali teatru obserwują go nauczyciele gimnazjum. Po sztuce zostaje przedstawiony dyrektorowi i rosyjskim damom, którzy są zachwyceni obecnością piątoklasisty na sztuce. Uczniowie otrzymują cukierki.
Następnego dnia klasa Marcina dokucza mu z powodu obecności na rosyjskim przedstawieniu. Ale kiedy inspektor Zabielski demonstruje swoją sympatię dla Borowicza, reszta uczniów zazdrości Marcinowi. Chłopak zostaje zaproszony do domu inspektora. Tu młodzieńcza dusza Borowicza odnajduje w osobie Zabielskiego pierwszego mistrza.
Rozdział 12
Jędrek Radek urodził się w rodzinie chłopskiej w Pajęczynie Dolnym. W domu szlachcica, u którego pracują Radkowie, jest nauczyciel Paluszkiewicz zwany Kawką. Kiedy chłopak ma dość lat, aby paść gęsi i pilnować świń, zarówno chłopi z gospodarstwa, jak i szlachecka familia, urządzają sobie żarty z nauczyciela. Ku zabawie wszystkich Jędrek doskonale naśladuje kaszel i chód Kawki.
Pewnego razu Paluszkiewiczowi udaje się złapać małego Radka. Chłopiec, pewny, że dostanie lanie, nieufnie odpowiada na uprzejmości belfra, ale spędza u nauczyciela resztę dnia. Kawka natomiast nie tylko malca nie bije, ale pokazuje mu atlas zwierząt, które fascynują Jędrka, a także częstuje chłopca ciastkami.
Chłopskie dziecko bardzo szybko uczy się czytać i pisać po polsku i rosyjsku. Paluszkiewicz postanawia zabrać chłopca do pregimnazjum w Pyrzogłowach. Po czterech latach pilnej i ukoronowanej patentem nauki i po śmierci schorowanego Paluszkiewicza, Jędrek wraca w Pajęczyna Dolnego na wakacje. Nie chce jednak żyć jak rodzice. Ma do nich żal, że namawiali go w dzieciństwie do wyśmiewania Kawki, który stał się potem opiekunem Jędrka i pokazał chłopcu wspaniały świat wiedzy. Młody Radek wstydzi się swego pochodzenia, biedy, chłopskiego akcentu, dzieciństwa, w którym był bity i poniżany.
Po pożegnaniu z rodzicami, zaopatrzony w mizerną wyprawkę, Jędrek Radek idzie pieszo z Pyrzogłów do Klerykowa, zapisać się do piątej klasy gimnazjum. Śpi pod gołym niebem, posila się w karczmie, z której szynkarka go wyrzuca, traci pieniądze oszukany przez chłopa, ale idzie przed siebie. Nagle przejeżdża drogą dorożka jakiegoś szlachcica. Panicz podwozi chłopca aż do samego miasta. Kleryków wywiera na Jędrku wielkie wrażenie. Szczęśliwym trafem chłopak od razu dostaje pracę jako korepetytor małego Władzia Płoniewicza, syna człowieka, którego Jędrek zastał w domu szlachcica.
Jędrek jest przejęty nową szansą w życiu. Dyrekcja przyjmuje chłopca do klasy piątej i Radek od razu zaczyna się pilnie uczyć, pamiętając ostatnie słowa ukochanego nauczyciela z Pyrzogłów:
Nauka jest jak niezmierne morze... [...] Im więcej jej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony. Kiedyś poznasz, jaka to jest rozkosz... Ucz się, co tylko jest sił w tobie, żeby jej zakosztować!
Władzio jest bardzo opornym uczniem. Płoniewicz nie dba o dobre wyżywienie i ubranie korepetytora, a Jędrek poświęca pierwszakowi godzinę rano, potem uczy go w drodze do szkoły, a następnie od obiadu do północy. Do swoich zadań Radek zasiada dopiero nocą. Chłopak jest jednak wdzięczny losowi za taki stan rzeczy. Jedyne, co go dręczy, to pochodzenie, z którego wszyscy w gimnazjum szydzą. Pewnego dnia szykany Jędrka sięgają zenitu. Po odpowiedzi przy tablicy Radek okłada pięściami przedrzeźniającego go kolegę z klasy. Dyrektor gimnazjum wydala Jędrka ze szkoły.
Załamany chłopak stoi przy murze i rozpaczliwie pyta się, o robić. Na myśl o Pajęczynie Radek ma mdłości. Zauważa w pewnym momencie stojącego przed sobą ucznia klasy szóstej. Jest nim Borowicz, ale chłopcy nie znają się jeszcze. Marcin wraca po chwili z Zabielskim, a ten wstawia się u dyrektora za Jędrkiem Radkiem. Przywrócony do gimnazjum chłopak odczuwa wdzięczność i wielkie wzruszenie. Borowicz jednak znika mu z oczu i Jędrek nie wie, jak podziękować koledze.
Rozdział 13
Klasa szósta liczy trzydziestu trzech uczniów. Małą część stanowią towarzysze Marcina z początków nauki. Chłopcy są podzieleni na dwa obozy: „literatów” oraz „wolno-próżniaków”. „Literaci” to Borowicz, Rosjanie, Żydzi – grupa ugodowa, pozostająca pod wpływem inspektora Zabielskiego. Ta część klasy interesuje się literaturą rosyjską, organizuje pozalekcyjne spotkania, doskonali pisanie wypracowań, przemów, traktatów. „Maleńcy uczeni” są zwolennikami teorii, że państwo polskie jest chore, zacofane; że upadło przez anarchię szlachty i powszechne rozpasanie. Są też w tej grupie zapaleni panslawiści. Nie brak niestety szpiegów i lizusów.
Liga wolno-próżniaków gromadzi zaś synów bogaczy i szlachciców. Ci gimnazjaliści trudnią się zakazanymi rozrywkami (np. grą w karty na pieniądze), oszukiwaniem nauczycieli i gospodarzy klas, ściąganiem, leniuchowaniem, dbaniem o elegancką modę. Panuje tu atmosfera przyjaźni i potępianie nadgorliwości w czymkolwiek. Grupa ta namiętnie chodzi na przedstawienia teatralne, w których występują aktorki. Część praktykuje także jazdę konną.
W klasach starszych – siódmej i ósmej – zmienia się podejście do nauki. Uczniowie nadal szanują matematykę, rosyjski, uczą się pilnie fizyki i chemii, ale za to lekceważą łacinę, grekę i historię. Nie zmienia się słaba pozycja języka polskiego, który może być zastąpiony przez równie wątpliwy kurs francuskiego lub niemieckiego.
W umysłach młodych wychowanków klerykowskiego gimnazjum rodzi się pewien ferment. Któryś z uczniów odnajduje w rodzinnej biblioteczce książkę History of civilisation in England Henryka Tomasza Bucklea, oczywiście w przekładzie rosyjskim. Dzieło to wywołuje u gimnazjalistów samodzielne dociekanie, poszukiwanie prawdy na własną rękę, czyli po prostu filozofowanie. Trzej osiemnastolatkowie przodują w swych teoriach: Nochaczewski – zwany „Spinozą”, Miller – zwany „Balfegorem” oraz Marcin Borowicz.
Książka Buckle`a staje się
nie tylko kodeksem i ekscytarzem moralności, ale wprost [...] siłą moralnądla młodych „materialistów”. W sporze pozostaje grupa „metafizyków”, „idealistów” oraz „pomidorowców” (czyli katolików). Borowicz rozwija się w teoriach ateistycznych. Wraz z kolegami wykupuje nawet bydlęce oczy w rzeźni, aby przeprowadzać doświadczenia. Poza tym Marcin mieszka już na nowej stancji, u „Czarnej pani”, gdzie odbywają się zebrania „bucklistów”. Najdziwniejsze jest to, że wszyscy mimowolnie mówią po rosyjsku. Nie znają polskich odpowiedników używanych w filozoficznej książce pojęć. Jest to najbardziej zjadliwa forma obrusienia.
Rozdział 14
W klasie siódmej jest już tylko dwudziestu trzech uczniów. Marcin Borowicz konkuruje w nauce z „Figą”, czyli Tomaszem Waleckim. Walecki nie jest w żadnym obozie, ponieważ pilnuje go matka, katoliczka. Jest to drugi po najlepszym, Szlamie Goldbaumie, uczeń w klasie.
Zaczyna się lekcja historii, którą wykłada Kostriulew, surowy rusyfikator. Kiedy nauczyciel czyta ustęp z podręcznika o tym, jak w żeńskim klasztorze jezuickim znaleziono trumienki z niemowlętami, „Figa” głośno i stanowczo protestuje. Chłopak mówi, że w imieniu całej klasy nie zgadza się na słuchanie takich rzeczy, zwłaszcza, że są fałszywe. Oburzony Kostriulew wychodzi z sali.
Władze gimnazjum przepytują uczniów w sprawie „buntu”. Tylko Borowicz ma odwagę powiedzieć prawdę – że nikt z klasy nie umawiał się z „Figą”. Borowicz nie wstawia się jednak za kolegą, co krytykuje później jeden z uczniów. Walecki dostaje karę kozy i rózgi. Mocno zbity i wściekły na Borowicza „Figa” wraca do klasy.
Rozdział 15
Do klasy przybywa nowy uczeń. Wydalony z Warszawy Bernard Sieger jest w Klerykowie pod specjalnym nadzorem nauczycieli. Chłopak ma zakaz spotykania się z kolegami. Uczy się bardzo dobrze i jest raczej cichy na przerwach. Większość gimnazjalistów dokucza Siegerowi z powodu niejasnej przeszłości w Warszawie, a może też z zazdrości lub niezrozumienia dziwnego wyrazu twarzy u Siegera.
Na lekcji języka polskiego u pana Sztettera Sieger opowiada, czego uczył się w Warszawie. Nauczyciel zaczyna rozumieć, że chłopak otrzymał patriotyczne wychowanie, a z literaturą polską jest bardzo obyty. Sieger każe pisać swoje nazwisko po polsku. Nie boi się też mówić w ojczystym języku. Kiedy nowo przybyły uczeń rozpoczyna recytację Reduty Ordona Mickiewicza, cała klasa zaczyna słuchać z podziwem. Nauczycielowi ciekną łzy. Jest to jedna z bardziej podniosłych i wzruszających chwil dla wszystkich. Nawet Marcin Borowicz przypomina sobie powstańcze opowieści Szymona Nogi, strzępy historii poznawanej w dzieciństwie. Chłopak czuje w sercu żal i bolący poryw buntu. Sieger (Zygier) kończy recytację w absolutnej ciszy.
Rozdział 16
Przez całą klasę ósmą Marcin i jego najbliżsi spotykają się na „górce” w Starym Browarze. Jest to osobne pomieszczenie, przygotowane przez Mariana Gontalę, jednego z gimnazjalistów. Wejście na „górkę” prowadzi przez ukryte przejście w ogrodzeniu parku, co wtajemniczeni uczniowie nazywają „dziurą Efialtesa”. Młodzi korepetytorzy odrabiają tu wspólnie swoje lekcje, uczą się, wymieniają poglądami i doświadczeniami. Co niedziela odbywają się tu spotkania „literatów”, a także wolno-próżniaków. Główny trzon grupy stanowią: Zygier, Borowicz, Walecki, Pieprzojad, Gontala z klasy ósmej i siódmoklasista – Andrzej Radek.
Orientacje filozoficzne w gimnazjum ulegają bowiem zmianom, głównie dzięki Siegerowi. W chłopcach rozpala się poczucie patriotyzmu. Kwitnie zamiłowanie do lektury zakazanych książek, poznawanie ukrywanych dotąd przez nauczycieli gimnazjum faktów historycznych. Gimnazjaliści czytają:
utwory Mickiewicza i Słowackiego, „Historię powstania listopadowego” Maurycego Mochnackiego, mnóstwo pamiętników z roku 1831 i 63, broszury polityczne, wydanie pisarzy okresu Zygmuntowskiego, przekład Boskiej Komedii, dzieł Szekspira, powieści Wiktora Hugo, Balzaka itd., wreszcie dosyć utworów literatury „miejscowej”.Największy wpływ na Marcina Borowicza wywierają Dziady Mickiewicza.
Chłopak czuje, że przez wszystkie lata szkoły był oszukiwany przez nauczycieli. Na myśl, jak silnie uległ rusyfikacji, Marcin odczuwa nieopisany ból i żal. Inni chłopcy również przeżywają na „górce” dojrzewanie do samodzielnego myślenia o historii, o swoim miejscu w świecie, o prawdzie na temat swojej ojczyzny.
Jednego razu urządzono na „górce” małe przyjęcie. Chłopcy zorganizowali butelkę alkoholu. Tego dnia wszystkie lekcje miały być odłożone i chciano zająć się tylko luźnymi rozmowami i odpoczynkiem. Borowicz ma lekcje do późna, więc wszyscy na niego czekają.
Tymczasem Marcin spotyka w drodze do „dziury Efialtesa” nauczyciela Majewskiego, który zwyczajnie szpieguje chłopców. Przerażony chłopak nie wie jak ostrzec kolegów przed rewizją władz. W ciemności udaje się mu jednak zabrać kładkę nad kanałkiem miejskim i Majewski znajduje się chwilowo w pułapce – nie znalazł dziury w ogrodzeniu i nie może też wrócić na chodnik. Wtedy Marcin zaczyna ciskać w belfra błotem. Zrozpaczony, brudny i obolały Majewski nie widzi „oprawcy”.
Mężczyzna próbuje przekupić ucznia, ale na próżno. Marcin ma teraz chwilę upragnionej zemsty za całe osiem lat rusyfikacji, kłamstw, batów, godzin spędzonych w kozie i innych kar tylko za to, że jest Polakiem. Wreszcie chłopak przestaje, bo Majewski wchodzi cały do ścieku i ucieka na drugi brzeg. Marcin ma czas, żeby ostrzec chłopaków. Zanim przebrany już nauczyciel wraca z policją na miejsce zdarzenia, imprezy już nie ma. Uczniowie dawno rozeszli się do domów.
Rozdział 17
Na przełomie kwietnia i maja trwają przygotowania do egzaminu maturalnego. Wśród uczniów panuje atmosfera lęku i napięcia, ale wszyscy pilnie się uczą. Gimnazjaliści poświęcają nauce nawet noce. Wszyscy przyjęli taktykę uczenia się parami bądź trójkami. Jedynie Marcin Borowicz postanawia uczyć się sam. Jego ulubionym miejscem jest małe źródełko w parku.
To tu spotyka śliczną dziewczynę, Annę Stogowską, którą przezywano „Biruta”, uczącą się także samotnie w cieniu drzew nad wodą. Marcin zakochuje się w pięknej i niedostępnej gimnazjalistce. Dziewczyna pochodzi z rodziny o tragicznej historii. Ojciec lekarz pije i gra w karty. Kiedyś uwiódł piękna Rosjankę i został zmuszony do ożenku.
Kobieta kochała męża do tego stopnia, że wyrzekła się swego rosyjskiego pochodzenia. Przyznawała, że Polacy są narodem uciskanym, wyzyskiwanym, mordowanym przez jej rodaków. Pani Stogowska całe życie poświęciła dawaniu świadectwa o Polakach. Ale w pewnym momencie poczuła, że nie jest szczęśliwa. Uważała, że mąż ucieka w nałogi przez to, że ona nie jest ani Polką, ani Rosjanką. Kobieta wcześnie osierociła gromadkę dzieci. Odtąd Anna poprzysięgła sobie w duchu, ze nie wyjdzie za mąż.
Jednak Marcin myśli o pannie Stogowskiej nieustannie. Chłopak przeżywa rozterki, marzy na jawie, ledwo potrafi skupić się na nauce. Dowiaduje się o dziewczynie wszystkiego. Wyrywa nawet kartkę z autografem ukochanej z czyjegoś pamiętnika. Borowicz często przechodzi nocą obok domu panny Anny w nadziei na spotkanie.
Jednego razu w parku dziewczyna spostrzega amatora. Jedno spojrzenie w oczy trwa dla chłopaka nieskończoność. Dla Marcina jest to wyznanie miłosne i ze wzruszeniem chłopak stwierdza, że „Biruta” odwzajemnia uczucie.
Rozdział 18
Po wakacjach Marcin wraca do Klerykowa, aby załatwić jakieś jeszcze sprawy. Odwiedza „starą Przepiórzycę”, mówi o skończeniu gimnazjum i o swych planach dostania się na Uniwersytet Warszawski. Na stancji u pani Przepiórkowskiej, już staruszeczki, zaczyna się źle dziać. Kobieta musi zamknąć dom dla uczniów. Wyprzedała większość rzeczy, czeka na przeprowadzkę do jakiegoś małego lokum.
Władze miasta zamykają prywatne stancje, bo chcą wybudować bursę. Radca Somonowicz nie ma już rozmówcy. Pan Grzebicki nie żyje. Somonowicz dzieli się swoim rozgoryczeniem. Jego słowa są bolesne dla Marcina. Staruszek z rozżaleniem mówi o swojej rezygnacji, o braku sensu w jakiejkolwiek walce o wartości, o swoim wielkim zmęczeniu życiem, które go zawiodło, a nawet o zagubieniu gdzieś uczuć. Somonowicz jest wściekły i wszystkim się udziela gorycz jego wyznania.
Po wyjściu od „starej Przepiórzycy” Marcin udaje się do domu Stogowskich. Tu dowiaduje się, że lekarza wraz ze wszystkimi dziećmi zesłano w głąb Rosji.
Do pogrążonego w myślach Marcina podchodzi Andrzej Radek.
Marcin nie był w stanie rzec słowa, nie mógł patrzeć, wyciągnął tylko rękę i wspomógł się na siłach, czując uściśnienie kościstej, a jakby z żelaza urobionej prawicy Radkowej