Rozdział 1
Wieczorem 4 stycznia Marcinek Borowicz wraz z rodzicami udaje się do szkoły w Owczarach. Chłopiec ma osiem lat, ubrano go odświętnie, opowiadano o wspaniałych rzeczach, które go czekają w szkole. Spokojnie palący fajkę ojciec i zapłakana matka wiozą Marcina saniami. Chłopiec nigdy nie opuszczał domu w Gawronkach. Marcin podejrzewa z niepokojem, że życie szkolne nie będzie tak obiecujące, jak mówili wszyscy. Poza tym dopiero teraz chłopiec zdaje sobie sprawę, że zostanie u obcych ludzi sam, z dala od rodzinnego domu.
Nowego ucznia wita nauczyciel, Ferdynand Wiechowski i jego żona, Marcjanna z Pilaszów. W domu nauczyciela Marcinek zauważa dyscyplinę (skórzany bat) i dziwną atmosferę wokół swojej osoby. Wszyscy nazywają go „chlubą” rodziny i natarczywie domagają się od Marcinka zrozumienia i przykładania się do szkolnych sprawunków. Z Wiechowskimi mieszka dziewczyna, Józia, o której pani Marcjanna mówi „siostrzenica księdza”. Usługuje w tym domu brudna Małgośka. W pewnym momencie Marcinek czuje się jak towar na sprzedaż.
Rodzice targują się z Wiechowską o cenę za wykształcenie i wychowanie syna. Borowiczów nie stać na wynajęcie korepetytora (chodzi o przygotowanie dziecka do pierwszej klasy), dlatego oddają syna pod opiekę nauczyciela w zamian za dostarczanie plonów. Kiedy rodzice młodego Borowicza odjeżdżają, chłopiec długo za nimi biegnie. Żona nauczyciela siłą wprowadza Marcinka do domu. Nadchodzi pierwsza samotna noc chłopca.
Pierwszy dzień w szkole rozpoczyna się niespodziankami. Najpierw Marcinek musi się zmierzyć z samodzielnym umyciem i ubraniem się. Pani Wiechowska otwiera przed nim drzwi do sali lekcyjnej, która kojarzy się chłopcu z kościołem. W sali są dzieci w różnym wieku, różnie poubierane. Jest zimno i nieładnie pachnie. Starszy kolega z ławy, Piotr Michcik, wprowadza młodego Borowicza w tajniki języka rosyjskiego.
Marcin nie rozumie ani słowa, co jest przyczyną jego zawstydzenia i wielkich rumieńców na twarzy. Gdy wchodzi nauczyciel – surowy, oschły, ze znudzoną miną – klasa milknie. Przestraszone dzieci próbują zrozumieć rosyjską listę obecności. Z poprawianego przez profesora słowa jest na jest`, robi się jeść. Marcinek jest skonsternowany.
Po egzaminowaniu dzieci, które wychodziły kolejno na środek i w trudach odpowiadały przy tablicy z czytania chrestomatii rosyjskiej albo z alfabetu rosyjskiego, nauczyciel rozpoczyna śpiewanie pieśni cerkiewnej. Dzieciom myli się ona czasem z katolicką melodią „Święty Boże, Święty mocny...”, co wprawia Wiechowskiego w złość. Z wielkim wysiłkiem profesor próbuje zagłuszyć polską pieśń.
Rozdział 2
W ciągu dwumiesięcznej bytności w szkole Marcinek "zdumiewające uczynił w naukach postępy"– tak zaczyna się rozdział drugi. O „zdumiewających postępach” pisze Borowiczom żona nauczyciela. Rodzice nie odwiedzają syna przez całe dwa miesiące. Tymczasem Marcinek ma ogromne kłopoty ze zrozumieniem arytmetyki. Często też czytanie bądź słuchanie po rosyjsku jest dla chłopca mechanicznym „wkuwaniem”. Pełen strachu i wstydu Marcin nie nadąża za tokiem myślowym nauczyciela, nie potrafi skupić się na tłumaczeniu sobie obcej mowy i rozumieniu wiedzy.
Marcin spędza całe dnie w domu nauczyciela. Nie wolno mu bawić się z dziećmi. Chłopiec usilnie więc ćwiczy kaligrafię i uczy się wierszyków na pamięć. Tęsknie patrzy za okno. Podczas jedynego spaceru z panią nauczycielową i Józią zaczyna płakać za domem rodzinnym. Po powrocie nauczyciel obwieszcza, że do szkoły w Owczarach przyjeżdża dyrektor. W domu Wiechowskich rozpoczyna się popłoch przygotowań do tej wizyty.
Pani Wiechowska przyrządza pyszne potrawy, razem z Małgosią sprzątają izby mieszkalne. Wiechowski zleca sprzątanie szkoły, szlifuje z Michcikiem czytanie po rosyjsku, uczniów Piątka i Wójcika uczy na pamięć członków rodziny carskiej. Wobec reszty klasy nauczyciel częściej stosuje dyscyplinę, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty. Sam uzupełnia dzienniki i wykazy dla naczelnika. W dzień wizyty do sąsiedniej wsi, w której uczy Pałyszewski, nauczyciel wysyła posłańca. Kiedy wiadomo, że dyrektor już się zbliża do Owczar, wszyscy są spięci i przejęci tym, co będzie. Marcinek i Józia mają nakaz ukrycia się, żeby ich naczelnik nie widział. Oboje drżą ze strachu.
Obchód dyrektora, Piotra Nikołajewicza Jaczmieniewa, wydaje się z początku bardzo udany. Michcik wspaniale czyta i deklamuje po rosyjsku, ale gdy Jaczmieniew egzaminuje pozostałe dzieci, Wiechowskiemu grozi dymisja. Dyrektor oskarża nauczyciela o polską propagandę. Dzieci nie umieją czytać po rosyjsku, natomiast wszystkie znają polski. Załamany Wiechowski płacze i upija się piwem, sprowadzonym specjalnie dla dyrektora. Po chwili jednak naczelnik wraca do domu nauczyciela i obiecuje mu podwyżkę, a nawet przeprasza za pomyłkę w ocenie pracy Wiechowskiego. Pani Marcjanna relacjonuje mężowi, jak baby ze wsi skarżyły na Wiechowskiego, że uczy po rosyjsku, że śpiewa cerkiewne, a nie katolickie pieśni. Zarzuty kobiet przyczyniają się do polepszenia wizerunku Wiechowskiego w oczach naczelnika Jaczmieniewa.
Szczęśliwy Wiechowski świętuje z żoną awans. Marcinek i Józia z przerażeniem oglądają scenę kładzenia do łóżka pijanego nauczyciela. Jaczmieniew, jadący w mroźny wieczór do miasta, wspomina młodość, tęskni za upadłymi ideałami, rozmyśla nad niemożliwymi w zasadzie warunkami rusyfikacji polskich ziem. Oto fragment myśli Jaczmieniewa:
Nie należy szerzyć oświaty w kosmopolitycznym znaczeniu tego wyrazu, lecz należy szerzyć "oświatę rosyjską". Na to zdał się cały Pestalozzi... Pragnąc za pomocą zruszczenia tych chłopów polskich istotnie przyczynić się do szybkiego rozwoju Północy na drodze cywilizacji, należałoby to zrobić tak skutecznie, ażeby chłop tutejszy ukochał Rosję, jej prawosławną wiarę, mowę, obyczaj, ażeby za nią gotów był ginąć na wojnie i pracować dla niej w pokoju. Trzeba by więc wydrzeć z korzeniem tutejszy, iście zwierzęcy konserwatyzm tych chłopów. Trzeba by zburzyć tę odwieczną, swoistą kulturę, niby stare domostwo, spalić na stosie wierzenia, przesądy, obyczaje i zbudować nowe, nasze, tak szybko, jak się buduje miasta w Ameryce Północnej. Na tym gruncie dopiero można by zacząć wypełnianie marzeń pedagogów szwajcarskich.
Rozdział 3
W budynku gimnazjum w Klerykowie zgromadzeni są rodzice wraz z dziećmi – kandydatami do pierwszej klasy, tzw. przygotowawczej. Są wśród nich urzędnicy, szlachta, księża, przemysłowcy, a nawet zamożniejsi chłopi. Na ogłoszenie terminu egzaminu, kwalifikującego do szkoły, czekają także pani Borowiczowa z Marcinkiem. Chłopiec po raz pierwszy z życiu ma szyte spodnie i kamaszki na gumie. Jest to wielka chwila zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. W kącie śpi pan Pazur, „pedel” (stróż, woźny), który mówi łamanym polskim i rosyjskim tak, że nikt go nie rozumie.
Wszyscy zgromadzeni z niecierpliwością oczekują decyzji nauczycieli w sprawie terminu egzaminów. Niektórzy szlachcice na ponad tydzień opuścili swoje folwarki. Dyrektor, który przechodzi z jednego pokoju do drugiego, patrzy na oczekujących chłopów w sposób z wyższością i tak samo się do nich zwraca. Pani Borowiczowa próbuje się czegoś dowiedzieć od pana Pazura, którego starsi uczniowie wciąż przedrzeźniają. Marcinek jest przerażony widokiem egzaminu starszych gimnazjalistów, którzy w tym czasie mają swoje poprawki. Ponadto starsi uczniowie zaczynają szydzić z ubrań Marcinka.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 -