Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki
Poprzedniego dnia poinformowano ich, że nowy więzień dołączy do brygady, kiedy po wygojeniu ręki skończy mu się zwolnienie. W pewnej chwili Kostylew odłożył czytaną książkę i zaczął odwijać bandaż, po czym wsunął dłoń do pieca. Gustaw usiadł przy stole i chciał mu pomóc przy bandażowaniu. Obiecał mężczyźnie, że nie zdradzi jego tajemnicy i wkrótce zyskał jego przyjaźń. W miesiąc później, 15 kwietnia, wywieziono zwłoki Kostylewa za zonę. Kostylew przez ten czas figurował na liście chorych i przed każdą wizytą w ambulatorium trzymał rękę nad ogniem.



Na pomysł samoudręczenia, które zwalniało go od pracy, wpadł podczas pracy w lesie, kiedy do ogniska wypadł mu kawałek chleba. Bez wahania wsunął wówczas rękę w płomienie i otrzymał siedem dni zwolnienia. Dzięki temu mógł zostać w baraku, gdzie czytał przez cały czas książki. W pierwszych dniach maja miała odwiedzić go matka. Misza żył w euforii, ciesząc się z tego i nie słuchał ostrzeżeń Gustawa, który radził mu, aby choć kilka razy poszedł na bazę. W pierwszych dniach kwietnia wśród więźniów zaczęła krążyć wiadomość, że przygotowują etap na Kołymę. Do obozu tego wybierano wyłącznie więźniów z wysokoprocentową utratą zdrowia i posyłano ich do pracy wymagającej ogromnej siły fizycznej. Wszyscy więźniowie zamarli z przerażenia i jedynie Kostylew regularnie odwiedzał ambulatorium.



W kilka dni później został poinformowany, że znalazł się na liście kołymskiej. Zaskoczony, z rozpaczą stwierdził, że nie zobaczy matki. Tego wieczoru Gustaw udał się do naczelnika obozu, gdzie ofiarował się na etap zamiast Miszy. Naczelnik odesłał go do baraku. Następnego dnia Dimka poinformował Gustawa, że Kostylew oblał się w łaźni wrzątkiem i leży w szpitalu. Student Szkoły Morskiej umierał w strasznych męczarniach, nie odzyskując przytomności. W pierwszych dniach maja do obozu przyjechała jego matka, której nie powiadomiono o śmierci syna. Stała w wartowni i płacząc, odbierała pamiątki po Miszy.



Dom Swidanij
Obok wartowni wybudowano nowe skrzydło baraku, nazywane „domem swidanij”. Więźniowie mogli w nim spędzać do trzech dni z krewnymi, którzy przyjeżdżali na widzenia z różnych stron Rosji. Spotkanie z rodziną połączone było z zawiłą procedurą i było dozwolone raz w roku. W praktyce więźniowie starali się o nie przez kilka lat, składając odpowiednie podania i załączniki. O widzenia mogli starać się wyłącznie skazańcy, wyrabiający sto procent normy. Wyrażenie zgody należało do NKWD. Prawo do widzenia uzyskiwał wyłącznie ten, kto mógł wykazać się nienaganną przeszłością polityczną. W chwili, kiedy krewny zjawiał się w siedzibie Trzeciego Oddziału, musiał podpisać zobowiązanie, że po powrocie do domu nie zdradzi tego, co widział. Podobną deklarację podpisywał więzień, zobowiązując się do milczenia na temat życia w obozie.



Do „domu swidanij” wkraczali więźniowie, ubrani w czyste ubrania. Często słychać było stamtąd odgłosy płaczu, który wyrażał wszystko, czego nie mogli powiedzieć głośno. W przeddzień widzenia więzień zobowiązany był do wizyty w łaźni i u fryzjera. Otrzymywał również na te dni nowe ubranie. Wydawano mu chleb i talony na zupę. Po skończeniu widzenia oddawał na wartowni do rewizji to, co dostał od krewnych i odzyskiwał stare łachmany.

„Dom Swidanij” robił przyjemne wrażenie na przyjeżdżających z miasta. Zbudowany był z sosnowych belek, pokryty ładną dachówką, a w oknach wisiały firanki. Każdemu więźniowi przysługiwał w trakcie widzenia jeden pokój z czystymi łóżkami. Krewny mógł w każdej chwili opuścić barak i udać się do miasta, natomiast więzień musiał pozostać w wyznaczonym pomieszczeniu. Sytuacja rodziny, która zdołała pokonać szereg procedur, była trudna. Na własne oczy przekonywali się, w jakich warunkach żyją więźniowie, a urzędnicy obozowi traktowali ich z pogardą jako krewnych „wrogów ludu”. W mieście omijano ich z daleka i traktowano bardzo nieufnie. Każda wizyta była ważnym wydarzeniem w obozie. Więźniowie czekali na widzenia z nadzieją i niepokojem, pisząc podania do Moskwy i odmierzając czas swego wyroku krótkimi spotkaniami z krewnymi. W najgorszej sytuacji byli samotni więźniowie i cudzoziemcy, ale i oni potrafili czerpać radość ze szczęścia współtowarzyszy. Gustaw pamiętał dzień, kiedy wszyscy cieszyli się z listu, który otrzymał jeden z więźniów o narodzinach dziecka, poczętego w trakcie widzenia.



Zmartwychwstanie
Szpital traktowany był w obozie jako przystań i każdy więzień marzył, by choć na dwa lub trzy tygodnie trafić do tego budynku. Czas, spędzony w czystym łóżku, na odpoczynku, przywracał każdemu poczucie własnej godności. Cena, jaką więźniowie płacili za te dni „normalności”, była ogromna. Życie w obozie było możliwe wówczas, jeśli we wspomnieniach i umyśle skazańca zatarło się porównywanie do czasów, kiedy przebywał na wolności. Szpital był ucieczką dla tych, którzy wbrew instynktowi samozachowawczemu, nie potrafili zapomnieć. Mieścił się w baraku obok Domu Swidanij i w salach panowała wzorowa czystość. Na korytarzach czekali chorzy na zwolnienie się łóżka. Kierownikiem szpitala był wolny lekarz z Jercewa, który co drugi dzień przychodził na przegląd chorych i ambulatorium. Podlegali mu trzej lekarze obozowi – Loevenstein, Zabielski i Tatiana Pawłowna.



Chorzy byli kierowani na leczenie przy temperaturze ciała powyżej 39 stopni, a zwalniani – powyżej 38. Lekarze obozowi, którzy sami byli więźniami, surowo przestrzegali przepisów, z obawy przed skierowaniem ich do ciężkiej pracy. Leczenie polegało na aplikowaniu odpoczynku i lekarstw na obniżenie gorączki. Za wszelką cenę starano się jak najszybciej postawić na nogi tych, którzy byli zdolni do pracy fizycznej. Warunki życia w szpitalu były dla więźniów symbolem luksusu. Każdy chory otrzymywał kartkę do łaźni, czystą bieliznę, „trzeci kocioł”, surówkę i dużą porcję białego chleba. Ponadto otoczony był niezwykle troskliwą opieką sióstr obozowych.



Więźniowie chwytali się różnych sposobów, aby otrzymać skierowanie do szpitala. W początkowym okresie taką możliwość dawały samookaleczenia. W 1940 roku władze obozowe zaczęły traktować samookaleczenie jako sabotaż i więźniów karano dodatkowym dziesięcioletnim wyrokiem.. W lutym 1941 roku Gustaw rozebrał się do pasa na 35-stopniowym mrozie i otrzymał dwa tygodnie zwolnienia. Leżał między Niemcem S. a rosyjskim aktorem Michaiłem Stiepanowiczem W. Przez pierwsze dni nie odzywali się do siebie, a Gustaw czuł się tak, jakby zmartwychwstał w ciszy i samotności. Nie myślał o swych współtowarzyszach, skupiając się wyłącznie na sobie. Choroba i izolacja od życia obozowego przywróciły mu pewność własnego istnienia i odebrały szacunek dla istnienia innych.



Po pięciu dniach ten stan minął, a Gustaw zaczął odzyskiwać siły. Nawiązał wówczas bliższą znajomość z Michaiłem Stiepanowiczem, który uważał wszystko, co stało się po jego aresztowaniu za rzecz zupełnie naturalną. Aresztowany został w 1937 roku za przesadne zaakcentowanie szlachetności bojara Iwana Groźnego w jednym z filmów. Winę swoją uważał za słuszną i opowiadał o niej z powagą. Drugi sąsiad Gustawa, Niemiec, został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Był chory na pelagrę i leżał w szpitalu od dwóch miesięcy. Po wybuchu wojny, wyrzucono go ze szpitala i wysłano z etapem do karnej Aleksiejewki Drugiej. Gustaw dowiedział się później, że S. nie dotarł do obozu. Rosjanie zostawili go w lesie razem ze starym Niemcem z biura rachmistrzów i zastrzelili.



Z pozycją lekarzy w obozie wiązały się wyjątkowe przywileje. Mieli dostęp do kuchni szpitalnej i do apteczki. Wśród ludzi wolnych, zatrudnionych w obozowych szpitalach, było wielu byłych więźniów. Większość lekarzy, inżynierów, urzędników i techników po zakończeniu wyroku otrzymywała drugi wyrok lub propozycję podjęcia pracy w obozie. Długie lata więzienia sprawiały, że człowiek nie potrafił normalnie funkcjonować i decydował się na pozostanie w środowisku, które znał. Dla więźniów tacy pracownicy stanowili zjawisko trudne do zniesienia. Dawni skazańcy odnosili się do nich z większą bezwzględnością i surowością niż ludzie naprawdę wolni.



Jegorow, lekarz w Jercewie, który w 1939 roku wyszedł na wolność po ośmiu latach, był człowiekiem dyskretnym i nieprzekupnym. Lekarzy obozowych trzymał na dystans, chorych traktował surowo, lecz serdecznie. Związany był z jedną z sióstr, Jewgieniją Fiodorowną, która jeszcze w więzieniu została jego żoną. Ich uczucie było czymś wyjątkowym w obozie, opierało się na wierności. Fiodorowna studiowała medycynę na uniwersytecie w Taszkiencie i została aresztowana w 1936 roku za „odchylenie nacjonalistyczne”. Została skierowana do pracy w lesie i u kresu sił została uratowana przez Jegorowa, który jako lekarz obozowy zabrał ją do pracy w ambulatorium. Nienawidziła wolnych ludzi i w jakiś sposób czuła, że jej związek z Jegorowem narusza solidarność więzienną. Gustaw był przekonany, że to uczucie nie może trwać wiecznie.



W miesiąc po wypisaniu ze szpitala odwiedził Jewgieniję. Zastał ją w towarzystwie Jarosława R. Oboje patrzyli na siebie z oddaniem i prawdziwą miłością. Więźniowie twierdzili, że mężczyzna jest z pielęgniarką wyłącznie dla szpitalnego jedzenia, lecz Gustaw był przekonany, że łączyło ich szczere uczucie. Michaił Stiepanowicz określił zmianę w zachowaniu kobiety jako „zmartwychwstanie”. Jegorow udawał, że nic nie widzi, choć w rzeczywistości głęboko przeżywał utratę kobiety, którą kochał. Pod koniec lata Jarosław R. został wezwany na etap do obozów peczorskich, co oznaczało, że lekarz próbował jeszcze walczyć o swój związek. Na dzień przed wyjazdem Fiodorowna zgłosiła się sama na etap do innego obozu. Wkrótce po tym lekarz przestał przychodzić do zony. W styczniu 1942 roku Jewgienija zmarła przy porodzie, wydając na świat dziecko mężczyzny, którego naprawdę kochała i dzięki któremu nastąpiło zmartwychwstanie jej uczuć.



Wychodnoj dień
Mijały kolejne miesiące, a więźniowie pracowali bez wytchnienia, mając nadzieję, że wkrótce władze obozowe ogłoszą „wychodnoj dień”. Zgodnie z przepisami więźniom przysługiwał całodzienny odpoczynek raz na dekadę. Szybko okazało się, że tak częste wolne dni zmniejszają plan produkcyjny obozu i zadecydowano, że „wychodnoj dień” będzie wówczas, kiedy obóz przekraczał górną granicę produkcji na kwartał. Ten system pracy miał swoje wady i zalety. Więźniowie pracowali u skraju wycieńczenia, lecz z większym podnieceniem wyczekiwali na dzień odpoczynku, który dawał im chwilę wytchnienia. Wolny dzień mijał szybko i pierwsze tygodnie pracy po nim stawały się trudne do zniesienia. Władze więzienne odsuwając proklamację dnia odpoczynku, podwyższały jego wartość i wzmagały wysiłek więźniów przy pracy w pogoni za górną granicą.



Najczęściej w przeddzień więźniowie dowiadywali się od brygadierów, że czeka ich doba wypoczynku. Wtedy ożywiali się, stając się bardziej ludzkimi i serdecznymi dla towarzyszy niedoli. Przed ósmą zona przybierała odświętny charakter. Więźniowie zbierali się przed kuchnią i na ścieżkach, z niektórych baraków dochodziły śpiewy i dźwięki muzyki. Nastrój podniecenia trwał do północy. Było to przygotowanie do dnia, który celebrowano rozrywkami i drobnymi przyjemnościami. Do późnej nocy skazańcy rozmawiali ze sobą, leżąc na pryczach. Okazywali sobie życzliwość tak różną od codziennego zobojętnienia i nienawiści. Następnego dnia budzono ich nieco później i po śniadaniu wracali do baraków, by przygotować się do rewizji, która trwała niekiedy nawet cztery godziny. Następnie musieli uporządkować baraki i po obiedzie zaczynali swoje święto.





strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 -  - 8 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Inny świat - streszczenie (z video)
2  „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jako opis państwa totalitarnego
3  Geneza „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego