Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl Lektury Analizy i interpretacje Motywy literackie Epoki

I. Diabeł wyskakuje z pudełka



Pan profesor Gąsowski znany był z niekonwencjonalnego podejścia do nauczania historii. O niektórych postaciach historycznych wypowiadał się z lekceważeniem, natomiast o ukochanych osobistościach mówił z zapałem. Podczas lekcji zdarzało się, że nieoczekiwanie przerywał wykład i długo wpatrywał się w jakiś punkt.

Cała siódma klasa kierowała wówczas wzrok w to samo miejsce, lecz nikt nie był w stanie niczego dojrzeć. Kiedy pan Gąsowski wyrywał się z zamyślenia, spoglądał na uczniów tak, jakby widział ich po raz pierwszy w życiu. Trzydzieści par oczu patrzyło na niego ciepło, ponieważ uczniowie uwielbiali swojego nauczyciela.

Profesor zdumiewał również swoim roztargnieniem. Nie znał dobrze nazwisk uczniów i wielokrotnie zdarzało się, że je mylił. Podczas egzaminowania, które odbywało się dwa razy w tygodniu, odczytywał je z notesu, zawsze wybierając trzy nazwiska.

W klasie siódmej historia stała na wysokim poziomie, a wezwani do odpowiedzi uczniowie odpowiadali celująco. Pan Gąsowski z uznaniem kiwał głową, dumny, że jego uczniowie zapałali do historii prawdziwą namiętnością.

Klasa siódma wyróżniała się spośród innych radością, rozbrykaniem i szczerą przyjaźnią. Składała się z samych dobrych i serdecznych chłopców, którzy zadziwiali znajomością historii.

Pan Gąsowski był dumny jak paw i wiedział doskonale, że każdy siódmoklasista, wywołany do odpowiedzi, okaże się pierwszorzędnym historykiem. W pierwszych dniach czerwca wydarzyło się jednak coś, co wprawiło poczciwego profesora w zdumienie.

Wywołany do odpowiedzi Kaczanowski w pierwszej chwili osłupiał, a potem odparł, że musiała zajść pomyłka. Zrezygnowany, zbliżył się do katedry, a po klasie przebiegł zatrwożony szmer.

Chłopcy dawali nieszczęśnikowi dziwaczne znaki, a Cisowski, siedzący w pierwszej ławce, zduszonym szeptem poradził, aby Kaczanowski zaczął mówić o Napoleonie. Była to dobra rada, ponieważ cesarz należał do ulubionych postaci historycznych profesora. Tym razem pan Gąsowski uważnie przyjrzał się uczniowi i spytał, co oznaczały jego słowa.

Kaczanowski odparł, że nie jest przygotowany, lecz nie potrafił wyjaśnić dlaczego, po czym odmaszerował do ławki. Koledzy popatrzyli na niego ze współczuciem, a nauczyciel spojrzał w roztargnieniu na ścianę i zaczął nerwowo przerzucać kartki w notesie. Wykrzyknął nazwisko „Ostrowicki” i wszyscy zerknęli na kolegę, który omal nie zemdlał.

Uczeń ruszył w stronę katedry, błagając o pomoc. Profesor Gąsowski zwrócił się do niego łagodnym głosem, lecz Ostrowicki cicho wyjaśnił, że on również nie jest przygotowany do odpowiedzi. Potem z rozpaczą dodał, że gdyby został wezwany do odpowiedzi w sobotę, to były świetnie przygotowany.

Nauczyciel popatrzył na niego jak na wariata i kazał wrócić do ławki. Uczniowie wpatrywali się w profesora z niepokojem. Mężczyzna usiadł za katedrą i ukrył twarz w dłoniach. Z pierwszej ławki dobiegł ściszony głos jednego z uczniów, lecz pan Gąsowski poprosił, aby nikt się nie odzywał.

Chłopcy ze smutkiem patrzyli na poczciwego profesora. Nagle usłyszeli jego cichy głos, pełen żalu i bezsilności. Mówił, że uczy już od trzydziestu lat, jest zmęczony i prawdopodobnie odejdzie ze szkoły. Nigdy nie skarżył się i do tej pory był dumny z siódmej klasy, która w zamian za to zakpiła z niego.

Przeprosił uczniów za to, że rozżalił się i zapewnił, że nie będzie się mścił. Wówczas z pierwszej ławki podniósł się Adam Cisowski i oznajmił, że wszystko wyjaśni. Oświadczył, że to on jest winny temu, co zaszło, ponieważ nie przewidział pomyłki nauczyciela.

Według jego obliczeń tego dnia do odpowiedzi mieli być wezwani: Napiórkowski, Stankiewicz i Wilczek, jednak pan Gąsowski przez roztargnienie zaczął szukać w notesie o jedną kartkę bliżej i wezwał do odpowiedzi uczniów, którzy mieli być pytani w sobotę. Następnie wyjawił zaskoczonemu profesorowi, że już dawno odkrył metodę, według której egzaminuje on uczniów i zawsze wybiera ich wedle niezmiennego porządku – pierwszego, jedenastego i dwudziestego pierwszego.



Pan Gąsowski spojrzał na chłopca osłupiały, wyjął notes i zaczął przeglądać kartki. Po chwili przyznał rację Adamowi, mówiąc, że istotnie pomylił się, ponieważ kartki zlepiły się. Cisowski wyjaśnił, że metodę nauczyciela odkrył w miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego i przeprosił w imieniu kolegów.

Stał ze skruszoną miną, a profesor z trudem mógł uwierzyć, że jego tajemnica, strzeżona przez niemal czterdzieści lat nauczania, została odkryta. Gąsowski zbliżył się do Adama i wykrzyknął, że w ten sposób jego uczniowie, przygotowani do odpowiedzi według wskazówek kolegi, nic się nie nauczyli.

Z rozpaczą załamał ręce, lecz Cisowski zapewnił go, że jego koledzy doskonale znają to, z czego mieli być odpytywani, pozostały zaś materiał w sposób wystarczający. Pozostali uczniowie poparli go, a ta zbiorowa deklaracja stanowiła delikatny promyczek pociechy dla strapionej duszy profesora.

Pan Gąsowski był wstrząśnięty świadomością, że został okradziony z mrocznej tajemnicy i poprzysiągł sobie, że zmieni nie tylko swoje postępowanie, ale również system odpytywania uczniów. Popatrzył na Cisowskiego, sądząc, że urwipołeć chełpi się swoją rozwagą.

Spojrzał na Adasia podejrzliwie, pytając, czy nigdy się nie pomylił. Cisowski wyjaśnił, że nigdy i dodał, iż zdarzało się, że jeden z wytypowanych uczniów był chory, lecz wówczas nauczyciel egzaminował pozostałych dwóch chłopców, aby nie psuć porządku.

Zdumiony nauczyciel pomyślał, że ma przed sobą chytrego lisa. Groźnie spojrzał na klasę, zapewniając, że od tej pory nie będą wiedzieli, co ich czeka. Potem pogroził Adasiowi palcem, oświadczając, że kolejny raz nie da się oszukać.

Chłopiec nieśmiało zaproponował, aby nauczyciel pozwolił mu spróbować. Bezczelność ta zadziwiła pana Gąsowskiego. Staruszek zakrzyknął gromkim głosem, zgadzając się na podjęcie wyzwania. Ciskowski zawahał się, słysząc za sobą trwożny szmer, jaki przebiegł wśród kolegów.

Nauczyciel pomyślał, że chłopiec tchórzy i kazał mu usiąść. Cisowski odparł jednak, że zamierza spróbować. Profesor oświadczył, że w sobotę wybierze trzech uczniów do odpowiedzi i napisze ich nazwiska na karteczce.

Podobnie miał zrobić Adaś i jeśli nie zgadnie, to siódma klasa zostanie na zawsze wyrzucona z serca pana Gąsowskiego. Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco i opuścił klasę. Ledwie zatrzasnął za sobą drzwi, chłopcy rozpoczęli burzliwą naradę. Wielu było zatrwożonych zaistniałą sytuacją, lecz znaleźli się i tacy, którzy wierzyli w bystrość Cisowskiego i jego umiejętność rozwiązywania nawet najbardziej zawiłych zagadek.

Adaś uciszył zgiełk i wyjaśnił, że zrobili ukochanemu profesorowi przykrość i należało jak najszybciej odzyskać stracone zaufanie.

Zaproponował, aby wszyscy przerobili cały materiał. Poprosił, aby w sobotę byli przygotowani w sobotę i tak musiało już być do końca roku. Zapewnił, że całą winę weźmie na siebie.

W nastoju pełnym oczekiwania minął czwartek i piątek. W sobotę nadszedł sądny dla klasy siódmej dzień. Adaś był skupiony i milczący. Profesor Gąsowski wszedł do klasy raźnym krokiem, lecz był również skoncentrowany i milczący.

Ciszę przerwał Cisowski, prosząc, aby nauczyciel ukarał wyłącznie jego. Zapewnił, że wszyscy chłopcy od tej pory będą uczyli się systematycznie i nikt nie przyniesie nauczycielowi wstydu. Staruszek uśmiechnął się łagodnie, zapewniając, że może o wszystkim zapomnieć. Adaś pomimo tego postanowił podjąć wyzwanie i wyciągnął karteczkę z wypisanymi nazwiskami uczniów, którzy mieli zostać wezwani do odpowiedzi.

Pan Gąsowski zaczął przekornie przewracać kartki w notesie, aż w końcu chwycił pióro i zapisał swój wybór. Ciskowski nie odrywał wzroku z posuwającego się szybko pióro, aż odetchnął z ulgą.

Profesor podał swoją kartkę jednemu z uczniów, a cała klasa zamarła w oczekiwaniu. Adaś wymienił nazwiska: Kaczanowski, Ostrowicki i Wnuk, na dźwięk których poczciwy staruszek podskoczył jak oparzony. Chłopiec poprosił, aby kolega odczytał nazwiska z kartki pana Gąsowskiego. Po chwili wszyscy usłyszeli te same nazwiska, które wymienił Cisowski.

Profesor patrzył na Adasia z wyraźnym strachem i z niedowierzaniem odczytał nazwiska na kartce, którą chłopiec położył na katedrze. O pomyłce nie było mowy. Spytał, w jaki sposób uczeń odgadł, kto będzie dziś pytany.

Cisowski wyjaśnił, że starał się myśleć podobnie jak pan Gąsowski i ostatecznie doszedł do wniosku, że profesor wybierze najprostszą kombinację, a więc wymieni nazwiska tych uczniów, którzy według kolejności mieli być egzaminowani w sobotę. Kiedy nauczyciel zaczął zapisywać ostatnie nazwisko na kartce, był już pewien, że wygrał. Profesor przez parę chwil chodził zadumany po klasie.

Z niepewnym uśmiechem zbliżył się do Adasia, prosząc o rozwikłanie zagadki, która nie dawała mu spokoju. Otóż w ubiegłą sobotę napisał trzy listy do trzech swoich przyjaciół z prośbą, aby przyszli do niego w niedzielę zagrać w preferansa.

Okazało się jednak, że żaden z nich nie przyszedł i nawet nie raczył odpisać. Cisowski zamyślił się, a po jakimś czasie odrzekł, że żaden z zaproszonych mężczyzn nie mógł przyjść ani odpisać, ponieważ pan Gąsowski nie wysłał listów i miał je nadal przy sobie.

Staruszek łypnął na niego okiem i szybko przeszukał kieszenie, w końcu wydobywając z jednej trzy listy. Chłopcy roześmiali się serdecznie, a profesor przyglądał się zdumionym wzrokiem listom, które trzymał w dłoni.

II. Dwie awantury, a jedna gorsza od drugiej


Adaś Cisowski pochodził z uczciwej rodziny. Jego ojciec był szanowanym lekarzem, a matka zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem czwórki młodszego rodzeństwa chłopca.

Dzieci, rozbrykane i hałaśliwe, odznaczały się niespotykaną umiejętnością wywracania domu do góry nogami i najczęściej działały solidarnie. O każdej porze dnia w domu Cisowskich rozlegały się donośne wrzaski, a pani Cisowska załamywała ręce w przypływie niemej rozpaczy.

Adam, uczący się w sąsiednim pokoju, musiał zatykać sobie uszy rękoma, a wszelka próba interwencji, aby uciszyć krnąbrne maluchy, kończyła się jego porażką. Pewnego wieczoru pani Cisowska obdzieliła dzieci lodami, a jedną porcję postawiła na stole w pokoju najstarszego syna. Adaś, który musiał odejść do telefonu, po powrocie stwierdził brak deseru.

Z groźną miną zapytał młodsze rodzeństwo, co się stało z jego lodami i zagroził, że jeśli winowajca nie przyzna się, to spierze wszystkich. W odpowiedzi usłyszał wrzask. Pan Cisowski wybiegł przerażony ze swojego gabinetu, a jego żona opadła na krzesło i zamarła w bezruchu.

Adam popatrzył malcom w oczy, a potem nalał wody do miednicy i postawił ją w ciemnym pokoju. Nakazał, aby każde z dzieci zanurzyło w wodzie obie ręce. Malcy, sądząc, że zapowiada się niezła zabawa, uczyniły, co kazał. Najstarszy brat obejrzał dokładnie ich dłonie i stwierdził, że tylko Jaś nie zanurzył rąk w miednicy. Mały winowajca ze zdumieniem przyznał się do zjedzenia lodów.



strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 


Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie Szatana z siódmej klasy w pigułce
2  Profesor Gąsowski – charakterystyka postaci
3  Jak Adaś odgadł, które z jego rodzeństwa zjadło lody - opis