„(…) cała wieś: i parobki, i gospodarze, i wszystkie, to ino go kulasem przezywali, a niezgułą, a darmozjadem, a nikto dobrego słowa nigdy nie dał, nikto nie pożałował - chyba ino te koniska abo i te pieski... a przecież rodowy był... gospodarski syn... nie znajda żaden... nie obieżyświat, a chrześcijan prawy, katolik...”.
W miarę rozwoju akcji poznajemy koleje życia tego mężczyzny, a mianowicie jego powstańcze losy. Swą historię opowiada Witkowi, osieroconemu pracownikowi Boryny, chłopcu, którym się opiekował.
Kuba urodził się w gospodarskiej rodzinie, jako syn Magdaleny i Pietera, którzy:
„gront swój mieli, ale służyli we dworze za furmana... w ogiery ino jeździli ze starszym panem...”.Po śmierci ojca jego ziemię przejęli wujostwo, pozostawiając małego Kubę na służbie u dziedzica:
„A potem dziedzic do koni mnie wziął, bym w ogiery po ojcu jeździł... to ino na polowania we świat, do drugich panów jeździlim cięgiem... strzylałem i ja niezgorzej... że młodszy dziedzic strzelbę mi dali... a matka ino ze starszą panią siedziała we dworze...”.
Gdy nadszedł czas powstania styczniowego, Socha wraz z innymi chłopami odważnie walczył o niepodległość ojczyzny: „Dobrze baczę... i kiej wszystkie szły... wzieni i mnie... Bez cały rok byłem... a co kazali, robiłem... juści, nie jednego burka zakatrupiłem... nie dwóch...”. Właśnie w czasie jednej z takich walk uratował młodszego brata dziedzica – Jacka: „(…) a młodszy dziedzic dostał we flaki... wątpia mu wypłynęły... Pan mój przecie... dobry człowiek... na bary wziąłem i wyniesłem...”.
Po powrocie do dworu okazało się, że został on prawie zrównany z ziemią przez najeźdźcę:
„Dworu nie ma, gumien nie ma:.. płotów nawet nie ostało... do cna wszystko spalone... a stary pan i pani starsza, i matula moja... i ta Józefka, co za pokojówkę była... pobite leżą na śmierć w ogrodzie!... Jezu! Jezu! baczę wszystko... juśći... Mario!”.
Bohatera poznajemy jako człowieka dobrego, wrażliwego na krzywdę innych, zaangażowanego w obyczajowe życie wsi. Swą uczciwość potwierdza, odmawiając właścicielowi karczmy okradania Boryny, o inwentarz którego dbał jak o własny.
Czerpał dodatkowe dochody z innego niż kradzieże, źródła – od czasu do czasu zastawiał sidła na kuropatwy, które przekazywał potem księdzu (ten sporadycznie wynagradzał prezenty monetą).
Po śmierci Kuby wskutek postrzelenia przez leśniczego (w gorączce odrąbał sobie nogę, by powrócić do zdrowia), do wsi przyjechał Jacek – szlachcic, któremu niegdyś uratował życie. Spóźnił się jednak z zadośćuczynieniem i podziękowaniem, dowiedział się jedynie, jak dobrym i życzliwym lipczaninem był Socha:
„:- Długo był u was? - A zawżdy, jak ino pamięcią sięgnę, to zawżdy służył u Borynów. - Poczciwy był podobno? - pytał nieśmiało. - I jak jeszcze, cała wieś może przyświadczyć, wszyscy, nawet dobrodziej płakali na pochowku i nic nie wzięli za nabożeństwo. - A mnie pacierza uczył i strzylać uczył, i kiej rodzony ociec opiekę trzymał nade mną! I po dziesiątku czasem dawał i... - wybuchnął płaczem na przypomnienie. - A pobożny był, cichy, pracowity parobek, że nieraz dobrodziej sam go chwalił...”.