Katarynka, instrument dziś już nieobecny w panoramie miast, w XIX w. cieszyła się ogromną popularnością. Podwórkowi muzykanci wydobywali melodie z przenośnego pudła grającego za pomocą korby, której powolne obracanie tłoczyło powietrze do piszczałek, a te z kolei uwalniały dźwięki zapisane na wałku melodycznym.
Monotonia ruchu katarynkowego pokrętła „prowadzonego” ręką kataryniarza, stały repertuar wygrywanych melodii przywodzą na myśl niezmienną od 30 lat trasę codziennych przechadzek pana Tomasza, pokonywaną w tym samym zamyśleniu i tempie („posuwał się z wolna”). Z tym samym namaszczeniem stary adwokat „około Kapucynów” dotykał kapelusza, po czym niemal mechanicznie przechodził na druga stronę ulicy, by zerknąć u Pika na barometr i termometr. Zamieniwszy lewą stronę ulicy na przeciwległą, spoglądał jeszcze na wystawę Mieczkowskiego i fotografie Modrzejewskiej. Wszystko to czynił raczej bez entuzjazmu.
W domu podobnie. Jeśli akurat nie przebywał poza nim, dnie przepędzał w gabinecie, czytając książki, pisząc listy, udzielając porad prawnych. Dla człowieka, który w okresie bujnej młodości z tak samo dobrym efektem uskuteczniał miłosne podboje, co działał na prawniczej niwie (pokaźny majątek świadczy o tym najlepiej) oswajanie się z nieodwracalnym upływem czasu musiało być doświadczeniem trudnym:
Pan Tomasz trzydzieści lat chodził ulicą Miodową i nieraz myślał, że się na niej wiele rzeczy zmieniło. Toż samo ulica Miodowa pomyśleć by mogła o nim.
A może owo pogodzenie się nigdy nie nastąpiło, co zdaje się sugerować narrator?
Tak jak katarynka wyrzuca z siebie niezmienny zestaw odgrywanych melodii, tak i pan Tomasz mechanicznie wykonywał codzienne czynności. Sumiennie, ale jednak mechanicznie. Czy w zarysowanym kontekście jego bunt przeciw katarynkom nie był w istocie buntem przeciw
własnemu życiu, które już dawno utraciło dawny smak? A niewidoma dziewczynka wielką, bo ostatnią nadzieją na tak oczekiwaną przez starego mecenasa odmianę losu - celem i środkiem zarazem?
Inny sposób patrzenia na motyw katarynki przynosi znajomość techniki pisarskiej Prusa, a zwłaszcza kompozycji drobnych form literackich - nowel i opowiadań. Aleksander Głowacki całą twórczą energię przekuwał w opisy ludzi i czynności. Jeśli już decydował się na nobilitację przedmiotu z tła przedstawianych wydarzeń, musiał to być niewątpliwie przedmiot, którego pojawienie się mogło zaskoczyć czytelnika i ukazać mu wielostronność psychologiczną, chciałoby się rzec, typowych postaci.
Jednym z ulubionych zabiegów stosowanych przez autora Lalki do pokazania, jak pod wpływem takiej „niespodzianki” zmienia się pozornie przewidywalny w swych wyborach i reakcjach bohater, jest paralelizm scen. Jak pisze Zygmunt Szweykowski, sceny
pokazane w różnych warunkach, znakomicie uzmysławiają dwoistość perspektyw życiowych.
( Zygmunt Szweykowski, Twórczość Bolesława Prusa, PIW, 1972, s. 87).
Takiego paralelizmu można dopatrzeć się w scenach z dozorcą, które w Katarynce są dwie, ale obie mają diametralnie inny przebieg. W pierwszej mecenas kategorycznie żąda, by stróż nie ważył się wpuszczać kataryniarzy na teren podwórza, w drugiej - wspaniałomyślnie odwołuje swoje zarządzenie. Zmiana nastawienia jest pośrednio następstwem działania przedmiotu z drugiego planu. Trywialnie powszedni w XIX stuleciu instrument staje się środkiem do osiągnięcia celu, gdyż to widok rozradowanego, niewidomego dziecka usensownia kawalerskie życie pana Tomasza, popycha je na innego tory, czego najlepszym dowodem jest scena wypisywania nazwisk okulistów z podręcznego kalendarza.
Katarynka pozwoliła panu Tomaszowi nawiązać łączność z rzeczywistością, od której swego czasu szczelnie się odgrodził. Za jej sprawą zrozumiał zapewne, że świat sztuki pozostaje fascynujący do momentu, gdy nie zaczyna zastępować rzeczywistości. Prawdziwie życie niewiele ma wspólnego ze wzniosłymi uczuciami, wywołanymi przez najszlachetniejsze dźwięki czy mistrzowskie pociągnięcia pędzla. Życie to ludzkie dramaty, kalectwo, niedostatek. Pan Tomasz w jednej chwili pojmuje, że jego życiowe zadanie polega na dołożeniu wszelkich starań, by zmienić los niewidomej dziewczynki.