Katarynka, instrument dziś już nieobecny w panoramie miast, w XIX w. cieszyła się ogromną popularnością. Podwórkowi muzykanci wydobywali melodie z przenośnego pudła grającego za pomocą korby, której powolne obracanie tłoczyło powietrze do piszczałek, a te z kolei uwalniały dźwięki zapisane na wałku melodycznym.
Monotonia ruchu katarynkowego pokrętła „prowadzonego” ręką kataryniarza, stały repertuar wygrywanych melodii przywodzą na myśl niezmienną od 30 lat trasę codziennych przechadzek pana Tomasza, pokonywaną w tym samym zamyśleniu i tempie („posuwał się z wolna”). Z tym samym namaszczeniem stary adwokat „około Kapucynów” dotykał kapelusza, po czym niemal mechanicznie przechodził na druga stronę ulicy, by zerknąć u Pika na barometr i termometr. Zamieniwszy lewą stronę ulicy na przeciwległą, spoglądał jeszcze na wystawę Mieczkowskiego i fotografie Modrzejewskiej. Wszystko to czynił raczej bez entuzjazmu.
W domu podobnie. Jeśli akurat nie przebywał poza nim, dnie przepędzał w gabinecie, czytając książki, pisząc listy, udzielając porad prawnych. Dla człowieka, który w okresie bujnej młodości z tak samo dobrym efektem uskuteczniał miłosne podboje, co działał na prawniczej niwie (pokaźny majątek świadczy o tym najlepiej) oswajanie się z nieodwracalnym upływem czasu musiało być doświadczeniem trudnym:
Pan Tomasz trzydzieści lat chodził ulicą Miodową i nieraz myślał, że się na niej wiele rzeczy zmieniło. Toż samo ulica Miodowa pomyśleć by mogła o nim.
strona: - 1 - - 2 -