Wszystko w nim było stare oprócz oczu, które miały tę samą barwę co morze i były wesołe i niezłomne. Gdy był chłopcem służył jako majtek na statku rejowym, który pływał do Afryki. Wspomnienie afrykańskich plaż i lwów pozostało w nim do późnej starości i często pojawiało się jako temat jego snów, a także rozmów z chłopcem. Wielu rybaków pokpiwało sobie ze starego, ale on się nie gniewał.
Był pełen pokory, sam nazywał siebie prostym człowiekiem, a ufność i nadzieja nigdy go nie opuszczały. Mimo iż nie był zbyt religijny w czasie walki z marlinem zaczął się żarliwie modlić. Santiago bardzo kochał to co robił, a wszelkie stworzenia morskie uważał za swych przyjaciół. Żal mu było, że musi zabijać ryby, ale tłumaczył sobie, że dzięki temu może wyżywić wiele osób. Był bardzo dokładny w tym co robi, uważał jedynie, że szczęście go już opuściło. Był uparty i zdeterminowany. Mimo iż marlin był dwie stopy większy od lodzi starego ten nie poddał się, postanowił walczyć do końca. Aby osiągnąć swój cel nie zawahał się zrezygnować ze snu i wypoczynku, nie przerażały go rany na rękach.
Jego największym przyjacielem był chłopiec – jego pomocnik. To on nauczył go wszystkiego, co chłopiec umiał, z nim prowadził dyskusje na temat baseballu i to jego najbardziej brakowało staremu podczas samotnych dni na morzu. Stary bardzo kochał chłopca.
Podczas wyprawy stary rozmawiał ze sobą, gdyż brakowało mu rozmów z chłopcem, brakowało mu również radia i wieści o baseballu. Stary wyrzucał sobie, że źle przygotował się do wyprawy, że nie przewidział pewnych zdarzeń , mimo to obiecał sobie, że się nie podda. Santiago lubił zastanawiać się nad tym wszystkim co go dotyczyło, myślał więc o grzechu, naturze i o szczęściu. Zastanawiał się czy zabicie marlina jest grzechem, ale przecież „wszystko w jakiś sposób zabija wszystko inne”, a „jeżeli kochasz go nie jest grzechem go zabić”. Według Santiago największym grzechem jest brak nadziei.
strona: - 1 - - 2 -