nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę.
Walka z formą, czyli z fałszem i zakłamaniem, jest więc z góry skazana na niepowodzenie. J. Jarzębski uważa, że:
[…] człowiek, chcąc nie chcąc, grzęźnie wciąż w gotowych językach i konwenansach, które nie tylko mu świat objaśniają, ale i jemu samemu wyznaczają w nim gotową rolę do odegrania. I jak – próbując się z tego więzienia form wyzwolić – nieustannie popada w nowe uzależnienie, bo przecież bez formy w ogóle żyć nie może. Odbywa się to na wielu różnych poziomach: od poziomu zwyczajnych gestów do poziomu refleksji filozoficznej nad światem.
Sam Gombrowicz również jest zdania, iż człowiek nie może się pozbyć definitywnie swojej maski – poza nią nie ma bowiem żadnej twarzy,
[…] tu można tylko żądać, aby uprzytomnił sobie swoją sztuczność i ja wyznał.– twierdzi pisarz. Skazany na fałsz, niemogący być nigdy całkowicie sobą człowiek, może zdobyć się jedyną szczerość, na jaką go stać – wyznać, że szczerość jest mu niedostępna. I to wyznanie pozwala go ocalić, uratować od zagłady jego osobowość, a to dzięki samej już woli autentyczności, głębokiemu przekonaniu, że chce być sobą, uparcie i wbrew wszystkiemu. Niestety, ten bunt przeciwko deformacji musi być tragiczny i beznadziejny. Tak streszcza jego istotę sam pisarz:
Nie mogę być sobą, a jednak chcę być sobą i muszę być sobą – oto antynomia, z tych nie dających się uładzić… i nie oczekujcie ode mnie lekarstw na nieuleczalne choroby. Ferdydurke stwierdza jedynie to wewnętrzne rozdarcie człowieka – nic więcej.