Nie czuje niechęci do Żydów, choć sama jest chrześcijanką. Przeszła na katolicyzm w pierwszych tygodniach wojny, kiedy męczyła się, patrząc na otaczające ją niesprawiedliwość i okrucieństwo. Myśl o męce Jezusa pomagała jej znosić to wszystko. Uzyskała polskie nazwisko i polskie dokumenty, w obozie była Polką, a nie Żydówką. Nie wie, kim byli jej rodzice, nie widziała ich nigdy. Wychowywała ją babka, która już nie żyje. Nagle pyta narratorkę, czy wie, co to jest wiza. Po chwili wyjaśnia, że w obozie od samego rana esesmanki wołały, by szły na wizę. Było to w październiku. Wszystkie kobiety szły na wizę i zostawały tam przez cały dzień, ponieważ pomieszczenia musiały być posprzątane. Wizą nazywano łąkę pod lasem. Kobiety stały tam przez cały dzień, bez jedzenia. Blok był sprzątany przez kilka dni, a one stały zziębnięte pod drzewami. Było ich dużo: Francuzki, Holenderki, Belgijki, Greczynki, które były w najgorszym stanie. Najsilniejsze okazały się Polki i Rosjanki. Starały się stać blisko siebie. Były brudne, owrzodzone, niektóre chore i umierające. W obozie mieszkały już siedem miesięcy, kiedy je zobaczyła po przyjeździe z nowym transportem.
Następnego dnia jej transport również stał na wizie. Nie bała się, choć wiedziała, że za jakiś czas będzie wyglądała tak, jak te kobiety. Kiedy ją bili, modliła się, żeby nie czuć nienawiści. Niewiele mówi o swoim kalectwie – noga źle się zrosła i trzeba na nowo zestawić kość. Na razie nie chce iść do szpitala, ponieważ musi pozałatwiać niektóre sprawy. Chce jechać do Gdańska, by zobaczyć morze i odwiedzić koleżankę z obozu, która mieszka w Poznaniu. Opowiada dalej o kobietach, które przez tydzień stały na wizie. Wszystkie starały się stać w środku, gdzie było najcieplej. Każdego dnia umierało kilka z nich. Pewnego dnia w południe zaświeciło słońce.
Kobiety stojące na łące przesunęły się tam, gdzie drzewa nie zasłaniały promieni. Tego dnia Greczynki śpiewały hymn narodowy. Śpiewały po