W WILNIE - SALA PRZEDPOKOJOWA; NA PRAWO DRZWI DO SALI KOMISJI ŚLEDCZEJ.  GDZIE PROWADZĄ WIĘŹNIÓW I WIDAĆ OGROMNE PLIKI PAPIERÓW - W GŁĘBI DRZWI DO POKOJÓW  SENATORA. GDZIE SŁYCHAĆ MUZYKĘ - CZAS: PO OBIEDZIE - U OKNA SIEDZI SEKRETARZ NAD  PAPIERAMI; DALEJ NIECO NA LEWO STOLIK, GDZIE GRAJA W WISKA - NOWOSILCOW PIJE KAWĘ; KOŁO  NIEGO SZAMBELAN BAJKOW, PELIKAN I JEDEN DOKTOR - U DRZWI WARTA I KILKU LOKAJÓW  NIERUCHOMYCH.
  
  SENATOR
  (do Szambelana)
  Diable! quelle corvée! - przecież po obiedzie.
  La princesse nas zwiodła i dziś nie przyjedzie.
  Zresztą, en fait des dames, stare, albo głupie: -
  Gadać, imaginez-vous, o sprawach przy supie!
  Je jure, tych patryjotków nie mieć a ma table,
  Avec leur franc parler et leur ton detestable.
  Figurez-vous - ja gadam o strojach, kasynie,
  A moja kompanija o ojcu, o synie: -
  "On stary, on zbyt młody, Panie Senatorze,
  On kozy znieść nie może, Panie Senatorze,
  On prosi spowiednika, on chce widzieć żonę,
  On..." - Que sais-je! - piękny dyskurs w obiady proszone.
  Il y a de quoi oszaleć; muszę skończyć sprawę
  I uciec z tego Wilna w kochaną Warszawę.
  Monseigneur mnie napisał de revenir bientot,
  On się beze mnie nudzi, a ja z tą hołotą -
  Je n'en puis plus -
  
  DOKTOR
  (podchodząc)
  Mówiłem właśnie, Jaśnie Panie,
  Że ledwie rzecz zaczęta, i sprawa w tym stanie,
  W jakim jest chory, kiedy lekarz go nawiedzi
  I zrobi anagnosin. Mnóstwo uczniów siedzi,
  Tyle było śledzenia, żadnego dowodu;
  Jeszcześmy nie trafili w samo jądro wrzodu.
  Coż odkryto? wierszyki! ce sont des maux legers,
  Ce sont, można powiedzieć, accidents passagers;
  Ale osnowa spisku dotąd jest tajemną,
  I...
  
  SENATOR
  (z urazą)
  Tajemną? - to, widzę, Panu w oczach ciemno!
  I nie dziw, po obiedzie - więc, signor Dottore,
  Adio, bona notte - dzięki za perorę!
  Tajemną! sam śledziłem i ma być tajemną?
  I vous osez, Docteur, mówić tak przede mną?
  Któż kiedy widział formalniejsze śledztwa?
  (pokazując papiery)
  Wyznania dobrowolne, skargi i świadectwa,
  Wszystko jest, i tu cały spisek świętokradzki
  Stoi spisany jasno jak ukaz senacki. * -
  Tajemną! - za te nudy, owoż co mam w zysku.
  
  DOKTOR
  Jaśnie Panie, excusez, któż wątpi o spisku!
  Właśnie mówię - że..,
  
  LOKAJ
  Człowiek kupca Kanissyna
  Czeka i jakiś Panu rejestr przypomina.
  
  SENATOR
  Rejestr? jaki tam rejestr? - kto?
  
  LOKAJ
  Kupiec Kanissyn,
  Co mu Pan przyjść rozkazał...
  
  SENATOR
  Idźże precz, sukisyn!
  Widzisz, że ja zajęty.
  
  DOKTOR
  (do Lokajów)
  A głupie bestyje!
  Przychodzić - Pan Senator,widzisz, kawę pije.
  
  SEKRETARZ
  (wstając od stolika)
  On powiada, że jeśli Pan zapłatę zwleka,
  On zrobi proces.
  
  SENATOR
  Napisz grzecznie, niechaj czeka.
  (zamyśla się)
  A propos - ten Kanissyn - trzeba mu wziąć syna
  Pod śledztwo. - Oj, to ptaszek!
  
  SEKRETARZ
  To mały chłopczyna.
  
  SENATOR
  Oni to wszyscy mali, ale patrz w ich serce -
  Najlepiej ogień zgasić, dopóki w iskierce.
  
  SEKRETARZ
  Syn Kanissyna w Moskwie.
  
  SENATOR
  W Moskwie? - a, voyez-vous,
  Emisaryjusz klubów. - Czas zabieżeć temu,
  Wielki czas.
  
  SEKRETARZ
  On podobno u kadetów służy.
  
  SENATOR
  U kadetów? - voyez-vous, on tam wojsko burzy.
  
  SEKRETARZ
  Dzieckiem z Wilna wyjechał.
  
  SENATOR
  Oh! cet incendiaire
  Ma tu korespondentów.
  (do Sekretarza)
  Ce n'est pas ton affaire,
  Rozumiesz! - Hej, deżurny! - We dwadzieście cztery
  Godzin wysłać kibitkę i zabrać papiery.
  Zresztą ojciec lękać się nas nie ma przyczyny,
  Jeśli syn dobrowolnie przyzna się do winy.
  
  DOKTOR
  Właśnie jak miałem honor mówić Jaśnie Panu,
  Są tam ludzie różnego i wieku, i stanu; -
  To najniebezpieczniejsze -jest spisku symptoma,
  A wszystkim rusza pewna sprężyna kryjoma,
  Którą...
  
  SENATOR
  (z urazą)
  Kryjoma?
  
  DOKTOR
  Mówię, tajemnie skrywana,
  Odkryta dzięki przezorności Jaśnie Pana.
  (SENATOR odwraca się)
  (do siebie)
  To szatan niecierpliwy, - z tym człowiekiem bieda!
  Mam tyle ważnych rzeczy; wymówić mi nie da.
  
  PELIKAN
  (do Senatora)
  Co Pan Senator każe z Rollisonem robić?
  
  SENATOR
  Jakim?
  
  PELIKAN
  Co to na śledztwie musiano go obić.
  
  SENATOR
  Eh bien?
  
  PELIKAN
  On zachorował.
  
  SENATOR
  Wieleż kijów dano?
  
  PELIKAN
  Byłem przy śledztwie, ale tam nie rachowano. -
  Pan Botwinko śledził go.
  
  BAJKOW
  Pan Botwinko; cha, cha -
  O! nieprędko on kończy, gdy się raz rozmacha.
  Ja zaręczam, że on go opatrzył nieszpetnie -
  Parions, że mu wyliczył najmniej ze trzy setnie.
  
  SENATOR
  (zadziwiony)
  Trois cents coups et vivant? trois cents coups, le coquin;
  Trois cents coups sans mourir - quel dos de jacobin!
  Myśliłem, że w Rosyi la vertu cutanee
  Surpasse tout - ten łotr ma une peau mieux tannee!
  Je n'y concois rien! - ha, ha, ha, ha, mon ami!
  (do grającego w wiska, który czeka na swego kompana)
  Polaki nam odbiorą nasz handel skórami.
  Un honnete soldat en serait mort dix fois!
  Quel rebelle -
  (podchodzi do stolika)
  dla Pana mam un homme de bois -
  Chłopiec drewniany; dał mu sam Botwinko kije.
  Trzysta kijów dziecięciu - figurez-vous? żyje!
  (do Pelikana)
  Nic nie wyznał?
  
  PELIKAN
  Prawie nic; - zęby tylko zaciął,
  Krzyczy, że nie chce skarżyć niewinnych przyjaciół.
  Ale z tych kilku słówek odkrywa się wiele -
  Widać, że ci uczniowie - jego przyjaciele.
  
  SENATOR
  C'est juste: jaki upór!
  
  DOKTOR
  Właśnie powiadałem
  Jaśnie Panu, że młodzież zarażają szalem,
  Ucząc ich głupstw: na przykład, starożytne dzieje!
  Któż nie widzi, że młodzież od tego szaleje.
  
  SENATOR
  (wesoło)
  Vous n'aimez pas l'histoire, - ha, ha, un satirique
  Aurait dit, że boisz się devenir historique.
  
  DOKTOR
  I owszem, uczyć dziejów, niech się młodzież dowie
  Co robili królowie, wielcy ministrowie.
  
  SENATOR
  C'est juste.
  
  DOKTOR
  (ucieszony)
  Właśnie mówię, widzi Pan Dobrodziéj,
  Że jest sposób wykładać dzieje i dla młodzi.
  Lecz po co zawsze prawić o republikanach,
  Zawsze o Ateńczykach, Spartanach, Rzymianach.
  
  PELIKAN
  (do jednego ze swoich towarzyszów, pokazują Doktora)
  Patrz, patrz, jak za nim łazi pochlebca przeklęty,
  I wścibi się mu w łaskę - co to za wykręty!
  (podchodzi do Doktora)
  Ale cóż o tym mówić, czy to teraz pora;
  Zważ no, czy można nudzić pana Senatora.
  
  LOKAJ
  (do Senatora)
  Czy Pan rozkaże wpuścić te panie - kobiety -
  Pan wie - co wysiadają tu co dzień z karety.
  Jedna ślepa, a druga -
  
  SENATOR
  Ślepa? ktoż to ona?
  
  LOKAJ
  Pani Rollison.
  
  PELIKAN
  Matka tego Rollisona.
  
  LOKAJ
  Co dzień tu są.
  
  SENATOR
  Odprawić było -
  
  DOKTOR
  Z Panem Bogiem!
  
  LOKAJ
  Odprawiamy, lecz siada i skwierczy pod progiem.
  Kazaliśmy brać w areszt, - ze ślepą kobiétą
  Trudno iść, lud się skupił, żołnierza wybito.
  Czy mam wpuścić?
  
  SENATOR
  E! rady sobie dać nie umiesz -
  Wpuścić; tylko aż do pół schodów, czy rozumiesz?
  A potem ją sprowadzić - aż w dół - o tak
  (z gestem)
                  tęgo;
                    Żeby nas nie nudziła więcej swą włóczęgą.
  (Drugi Lokaj wchodzi i oddaje list Baikowowi)
  No, czegoż stoisz, pódźże -
  
  BAJKOW
  Elle porte une lettre.
  (oddaje list)
  
  SENATOR
  Ktoż by to za nią pisał?
  
  BAJKOW
  La princesse peut-etre.
  
  SENATOR
  (czyta)
  Księżna! skąd jej to przyszło? na kark mi ją wpycha.
  Avec quelle chaleur! - Wpuścić ją, do licha.
  (Wchodzą dwie Damy i Ksiądz Piotr)
  
  PELIKAN
  (do Bajkowa)
  To stara czarownica, mere de ce fripon,
  
  SENATOR
  (grzecznie)
  Witam, witam, któraż z pań jest pani Rollison?
  
  P. ROLLISON
  (z płaczem)
  Ja - mój syn! Panie Dobrodzieju...
  
  SENATOR
  Proszę - chwilę,
  Pani masz list, a po coż przyszło tu pań tyle?
  
  DRUGA DAMA
  Nas dwie.
  
  SENATOR
  (do Drugiej)
  I po coż Panią mam tu honor witać?
  
  DRUGA
  Pani Rollison trudno drogi się dopytać,
  Nie widzi. -
  
  SENATOR
  Ha! nie widzi - a to wącha może?
  Bo co dzień do mnie trafia.
  
  DRUGA
  Ja tu ją przywożę,
  Ona sama i stara, i nie bardzo zdrowa.
  
  P. ROLLISONOWA
  Na Boga...!
  
  SENATOR
  Cicho.
  (do Drugiej)
  Pani któż jesteś?
  
  DRUGA
  Kmitowa.
  
  SENATOR
  Lepiej siedź w domu i miej o synach staranie.
  Jest na nich podejrzenie.
  
  KMITOWA
  (bladnąc)
  Jak to, jak to? Panie!
  (Senator śmieje się)
  
  P. ROLLISONOWA
  Panie! litość - ja wdowa! Panie Senatorze!
  Słyszałam, że zabili - czyż można, mój Boże!
  Moje dziecko! - Ksiądz mówi, że on jeszcze żyje;
  Ale go biją, Panie! ktoż dzieci tak bije! -
  Jego zbito - zlituj się - po katowsku zbito.
  (płacze)
  
  SENATOR
  Gdzie? kogo? - gadaj przecie po ludzku, kobito.
  
  P. ROLLISONOWA
  Kogo? ach, dziecko moje! Mój Panie - ja wdowa -
  Ach, wieleż to lat, póki człek dziecko wychowa!
  Mój Jaś już drugich uczył;niech Pan wszystkich spyta,
  Jak on uczył się dobrze. - Ja biedna kobiéta!
  On mnie żywił ze swego szczupłego dochodu -
  Ślepa, on był mnie okiem - Panie, umrę z głodu.
  
  SENATOR
  Kto poplótł, że go bili, nie wyjdzie na sucho.
  Kto mówił?
  
  P. ROLLISONOWA
  Kto mnie mówił? ja mam matki ucho,
  Ja ślepa; teraz w uchu cała moja dusza,
  Dusza matki. - Wiedli go wczora do ratusza;
  Słyszałam -
  
  SENATOR
  Wpuszczono ją?
  
  P. ROLLISONOWA
  Wypchnęli mię z progu
  I z bramy, i z dziedzińca. Siadłam tam na rogu,
  Pod murem; - mury grube, - przyłozyłam ucho -
  Tam siedziałam od rana. - W północ, w mieście głucho,
  Słucham - w północ, tam z muru - nie, nie zwodzę siebie;
  Słyszałam go, słyszałam, jak Pan Bóg na niebie;
  Ja głos jego słyszałam uszami własnemi -
  Cichy, jakby spod ziemi, jak ze środka ziemi. -
  I mój słuch wszedł w głąb muru, daleko, głęboko;
  Ach, dalej poszedł niźli najbystrzejsze oko.
  Słyszałam, męczono go -
  
  SENATOR
  Jak w gorączce bredzi!
  Ale tam, moja Pani,wielu innych siedzi?
  
  P. ROLLISONOWA
  Jak to? - czyż to nie był głos mojego dziecięcia?
  Niema owca pozna głos swojego jagnięcia
  Śród najliczniejszej trzody - ach, to był głos taki! -
  Ach, dobry Panie, żebyś słyszał raz głos taki,
  Ty byś już nigdy w życiu spokojnie nie zasnął!
  
  SENATOR
  Syn Pani zdrów być musi, gdy tak głośno wrzasnął.
  
  P. ROLLISONOWA
  (pada na kolana)
  Jeśli masz ludzkie serce...
  (Otwierają się drzwi od sali - słychać muzykę - wbiega Panna ubrana jak na  bal)
  
  PANNA
  Monsieur le Sénateur -
  Oh! je vous interromps, on va chanter le choeur
  De "Don Juan"; et puis le concerto de Herz...
  
  SENATOR
  Herz! choeur! tu także była mowa około serc.
  Vous venez a propos, vous belle comme un coeur.
  Moment sentimental! il pleut ici des coeurs.
  (do Bajkowa)
  Żeby le grand-duc Michel ten kalambur wiedział,
  Ma foi, to już bym dawno w radzie państwa siedział.
  (do Panny)
  J'y suis - dans un moment.
  
  P. ROLLISONOWA
  Panie, nie rzucaj nas.
  W rozpaczy, ja nie puszczę -
  (chwyta za suknię)
  
  PANNA
  Faites-lui donc grace!
  
  SENATOR
  Diable m'emporte, jeśli wiem, czego chce ta jędza.
  
  P. ROLLISONOWA
  Chcę widzieć syna.
  
  SENATOR
  (z przyciskiem)
  Cesarz nie pozwała.
  
  KS. PIOTR
  Księdza!
  
  P.ROLLISONOWA
  Księdza przynajmniej poszlij, syn mój prosi księdza.
  Może kona; gdy ciebie płacz matki nie wzruszy,
  Bój się Boga, dręcz ciało, ale nie gub duszy.
  
  SENATOR
  C'est drole; - kto te po mieście wszystkie plotki nosi,
  Kto Wać Pani powiedział, że on księdza prosi?
  
  P. ROLLISONOWA
  (pokazując Księdza Piotra)
  Ten Ksiądz poczciwy mówił; on tygodni tyle
  Biega, błaga, lecznie chcą wpuścić i na chwilę.
  Spytaj księdza, on powie...
  
  SENATOR
  (patrząc bystro na Księdza)
  To on wie? - poczciwy! -
  No zgoda, zgoda, - dobrze, - Cesarz sprawiedliwy;
  Cesarz księży nie wzbrania, owszem sam posyła,
  Aby do moralności młodzież powróciła.
  Nikt jak ja religiji nie ceni, nie lubi -
  (wzdycha)
  Ach, ach, brak moralności, to, to młodzież gubi.
  Eh bien, żegnam więc Panie.
  
  P. ROLLISONOWA
  (do Panny)
  Ach, Panienko droga!
  Wstaw się ty jeszcze za mną, ach, na rany Boga!
  Mój syn mały! - rok siedzi o chlebie i wodzie,
  W zimnym, ciemnym więzieniu, bez odzieży, w chłodzie.
  
  PANNA
  Est-il possible?
  
  SENATOR
  (w ambarasie)
  Jak to, jakto? on rok siedział?
  Jak to, imaginez-vous - jam o tym nie wiedział!
  (do Pelikana)
  Słuchaj, trzeba tę sprawę najpierwej rozpatrzyć,
  Jeśli to prawda, uszy komisarzom natrzyć.
  (do Rollisonowe)
  Soyez tranquille, przyjdź tu o siódmej godzinie.
  
  P. KMITOWA
  Nie płacz tak, pan Senator nie wie o twym synie,
  Jak się dowie, obaczysz, może oswobodzi.
  
  P.ROLLISONOWA
  (uradowana)
  Nie wie? - chce wiedzieć? o, ruech mu Pan Bóg nagrodzi.
  Ja to zawsze mówiłam ludziom; być nie może
  Tak okrutny, jak mówią, on stworzenie Boże,
  On człowiek, jego matka mlekiem wykarmiła -
  Ludzie śmieli się; widzisz, jam prawdę mówiła.
  (do Senatora)
  Tyś nie wiedział - te łotry wszystko tobie tają.
  Wierz mi, Panie, tyś łotrów otoczony zgrają;
  Nie ich pytaj, nas pytaj, my wszystko powiemy,
  Całą prawdę -
  
  SENATOR
  (śmiejąc się)
  No dobrze, o tym pomówiemy,
  Dziś nie mam czasu, adieu. - Księżnej powiedz, Pani,
  Że co można, to wszystko każę zrobić dla niej.
  (grzecznie)
  Adieu, Madame Kmit, adieu - co mogę, to zrobię.
  (do Księdza Piotra)
  Waść, Księże, zostań, parę słów mam szepnąć tobie.
  (do Panny)
  J'y suis dans un moment,
  (Wszyscy odchodzą procz dawnych osób)
  
  SENATOR
  (po pauzie do Lokajów)
  A szelmy, łajdaki!
  Łotry, stoicie przy drzwiach i porządek taki?
  Skórę wam zedrę, szelmy, służby was nauczę:
  (do jednego lokaja)
  Słuchaj - ty idź za babą -
  (do Pelikana)
  Nie, Panu poruczę.
  Skoro wyjdzie od Księżnej, daj jej pozwolenie
  Widzieć syna i prowadź aż tam - tam, w więzienie;
  Potem osobno zamknij, - tak, na cztery klucze.
  C'en est trop - a łajdaki, służby was nauczę!
  (rzuca się na krzesło)
  
  LOKAJ
  (ze drżeniem)
  Pan kazał wpuścić -
  
  SENATOR
  (schwytując się)
  Co? co? - ty śmiesz, ty! mnie gadać?
  Toś wyuczył się w Polsce panu odpowiadać.
  Stój, stój. ja cię oduczę. - Wieść go do kwatery
  Policmejstra - sto kijów i tygodnie cztery
  Na chleb i wodę -
  
  PELIKAN
  Niech Pan Senator uważy,
  Iż mimo tajemnicy i czujności straży
  O biciu Rollisona niechętne osoby
  Wieść roznoszą, i może wynajdą sposoby
  Oczernić przed Cesarzem nasze czyste chęci,
  Jeśli się temu śledztwu prędko łeb nie skręci.
  
  DOKTOR
  Właśnie ja rozmyślałem nad tym, Jaśnie Panie.
  Rollison od dni wielu cierpi pomieszanie;
  Chce sobie życie odjąć, do okien się rzuca,
  A okna są zamknięte...
  
  PELIKAN
  On chory na płuca;
  Nie należy w zamknionym powietrzu go morzyć;
  Rozkażę mu więc okna natychmiast otworzyć.
  Mieszka na trzecim piętrze - powietrza użyje...
  
  SENATOR
  (roztargniony)
  Wpuszczać mi na kark babę, gdy ja kawę piję;
  Nie dadzą chwili -
  
  DOKTOR
  Właśnie mówię, Jaśnie Panie,
  Że potrzeba mieć większe o zdrowiu staranie.
  Po obiedzie, mówiłem zawsze, niechaj Pan te
  Sprawy odłoży na czas: - ça mine la santé.
  
  SENATOR
  (spokojnie)
  Eh, mon Docteur, przed wszystkim służba i porządek.
  Potem, to owszem dobrze na słaby żołądek;
  To żółć porusza, a żółć fait la digestion.
  Po obiedzie, ja mógłbym voir donner la question,
  Kiedy tak każe służba: - en prenant son café,
  Wiesz co, to chwila właśnie widzieć auto-da-fé,
  
  PELIKAN
  (odpychając Doktora)
  Jakże Pan z Rollisonem każe decydować?
  Jeżeli on dziś jeszcze... umrze, to?...
  
  SENATOR
  Pochować;
  I pozwalam, jeżeli zechcesz, balsamować.
  A propos balsam, Bajkow! - tobie by się zdało
  Trochę balsamu, bo masz takie trupie ciało,
  A żenisz się. Czy wiecie, on ma narzeczoną;
  (Drzwi z lewei strony odmykają się - Lokaj wchodzi - Senator  pokazując drzwi)
  Tę panienkę, tam patrzaj, białą i czerwoną.
  Fi, pan młody, avec un teint si delabre,
  Powinien byś brać ślub twój jak Tyber a Capré.
  Nie pojmuję, jak oni mogli pannę zmusić
  Pięknymi usteczkami słowo tak wykrztusić.
  
  BAJKOW
  Zmusić? - Parions, że ja z mą za rok się rozwiodę
  I potem co rok będę brał żoneczki młode;
  Bez przymusu; dość spojrzeć na tę lub na ową:
  C'est beau małej szlachciance być jenerałową.
  Spytaj księdza, jeżeli zapłacze przy ślubie.
  
  SENATOR
  A propos księdza
  (do Księdza)
        pódź no, mój czarny cherubie!
      Patrzcie, quelle figure! on ma l'air d'un poete -
  Czy ty widziałeś kiedy un regard aussi bete?
  Potrzeba go ożywić. - Masz rumu kieliszek.
  
  KS.PIOTR
  Nie piję.
  
  SENATOR
  No, kapłanie, pij!
  
  KS. PIOTR
  Jestem braciszek.
  
  SENATOR
  Braciszek czy stryjaszek, skądże to Waszeci
  Wiedzieć, co po więzieniach robią cudze dzieci?
  Czy to Waszeć chodziłeś z wieściami do matki?
  
  KS.PIOTR
  Ja.
  
  SENATOR
  (do Sekretarza)
  Zapisz to wyznanie - a oto są świadki.
  (do Księdza)
  A skądżeś o tym wiedział? he? ptaszek nie lada!
  Spostrzegł się, że notują, i nie odpowiada.
  W jakim klasztorze bractwo twe?
  
  KS. PIOTR
  U bernardynów.
  
  SENATOR
  A u dominikanów pewnie masz kuzynów?
  Bo u dominikanów ten Rollison siedział.
  No gadajże, skąd ty wiesz, kto. ci to powiedział?
  Słyszysz! - ja tobie każę - nie szepc mi po cichu.
  Ja w imieniu Cesarza każę; słyszysz, mnichu?
  Mnichu! czy ty słyszałeś o ruskim batogu?
  (do Sekretarza)
  Zapisz, że milczał.
  (do Księdza)
  Wszak ty służysz Panu Bogu -
  Znasz ty teologiją - słuchaj, teologu.
  Wieszty, że wszelka władza odBoga pochodzi,
  Gdy władza każe mówić, milczeć się nie godzi.
  (Ksiądz milczy)
  A czy wiesz, mnichu, że ja mógłbym cię powiesić,
  I obaczym, czy przeor potrafi cię wskrzesić.
  
  KS. PIOTR
  Jeśli kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha;
  Bóg czasem daje władzę w ręce złego ducha.
  
  SENATOR
  Jeżeli cię powieszę, a Cesarz się dowie,
  Żem zrobił nieformalnie, a wiesz, co on powie?
  "Ej, Senatorze, widzę, że się już ty bisisz".
  A ty, mnichu, tymczasem jak wisisz, tak wisisz.
  Pódź no bliżej, ostatni raz będę cię badał:
  Wyznaj, kto tobie o tym biciu rozpowiadał?
  He? - milczysz - już od Boga ty się nie dowiedział -
  Kto mówił? - co? - Bóg? - anioł? - diabeł?
  
  KS. PIOTR
  Tyś powiedział.
  
  SENATOR
  (obruszony)
  "Tyś"? - mnie mówić: tyś? - tyś, - ha, mnich!
  
  DOKTOR
  Ha, kapcanie!
  Mówi się Panu: Jaśnie Oświecony Panie.
  (do Pelikana)
  Naucz go tam, jak mówić; ten mnich widzę z chlewa.
  Daj mu tak -
  (pokazuje ręką)
  
  PELIKAN
  (daje Księdzu policzek)
  Widzisz, ośle, Senator się gniewa.
  
  KSIĄDZ
  (do Doktora)
  Panie, odpuść mu, Panie; on nie wie, co zrobił!
  Ach, bracie, tą złą radą tyś sam się już dobił.
  Dziś ty staniesz przed Bogiem.
  
  SENATOR
  Co to?
  
  BAJKOW
  On błaznuje.
  Daj mu jeszcze raz w papę, niech nam prorokuje*
  (daje mu szczutkę)
  
  KS. PIOTR
  Bracie, i ty poszedłeś za jego przykładem!
  Policzone dni twoje, pójdziesz jego śladem.
  
  SENATOR
  Hej, posłać po Botwinkę! zatrzymać tu klechę -
  Ja sam będę przy śledztwie, będziem mieć uciechę.
  Obaczym, czy on będzie milczał tak upornie.
  Ktoś go namówił.
  
  DOKTOR
  Właśnie przedstawiam pokornie,
  To jest rzecz umówiona,i te wszystkie spiski
  Kieruje, jak wiem pewnie, Książę Czartoryski.
  
  SENATOR
  (schwytuje się z krzesła)
  Que me dites-vous la, mon cher, o książęciu?
  Impossible -
  (do siebie)
  Kto wie? - e! - śledztwo lat dziesięciu,
  Nim się książę wyplącze, jeśli ja go splątam.
  (do Doktora)
  Skądże wiesz?
  
  DOKTOR
  Dawno, czynnie, sprawą się zaprzątam.
  
  SENATOR
  I Pan mnie nie mówiłeś?
  
  DOKTOR
  Jaśnie Pan nie słuchał;
  Ja mówiłem, że ktoś to ten pożar rozdmuchał.
  
  SENATOR
  Ktoś! ktoś! ale czy książę?
  
  DOKTOR
  Mam ślad oczewisty,
  Mam doniesienia, skargi i przejęte listy.
  
  SENATOR
  Listy księcia?
  
  DOKTOR
  Przynajmniej jest mowa o księciu
  W tych listach i o całym jego przedsięwzięciu,
  I wielu profesorów - a głównym ogniskiem
  Jest Lelewel. On tajnie kieruje tym spiskiem.
  
  SENATOR
  (do siebie)
  Ach, gdyby jaki dowód! choćby podejrzenie,
  Ślad dowodu, cień śladu, choćby cieniów cienie!
  Nieraz już mi o uszy obiła się mowa:
  To Czartoryski wyniósł tak Nowosilcowa".
  Obaczym teraz, kto z nas będzie mógł się chwalić,
  Czy ten, co umiał wynieść, czy ten, co obalić.
  (do Doktora)
  Pójdź - que je vous embrasse - a! a! to rzecz inna,
  Ja wraz zgadnąłem, że to sprawa nie dziecinna:
  Ja wraz zgadnąłem, że to jest książęcia sztuka.
  
  DOKTOR
  (poufale)
  I Pan zgadnął? - zje diabła, kto Pana oszuka.
  
  SENATOR
  (poważnie)
  Choć ja wiem o tym wszystkim, Panie Radco Stanu,
  Jeśli odkryć dowody udało się Panu,
  EcouteZ, daję Panu senatorskie słowo,
  Naprzód pensyję roczną powiększę połową
  I tę skargę za dziesięć lat służby policzę,
  Potem może starostwo, dobra kanonicze,
  Order - kto wie, nasz Cesarz wspaniale opłaca,
  Ja go sam będę prosił, już to moja praca.
  
  DOKTOR
  Mnie też to kosztowało niemało zabiegów:
  Ze szczupłej mojej płacy opłacałem szpiegów;
  A wszystko z gorliwości o dobro Cesarza.
  
  SENATOR
  (biorąc go pod rękę)
  Mon cher, idź zaraz, weźmij mego sekretarza.
  Wziąć te wszystkie papiery i opieczętować;
  (do Doktoro)
  Wieczorem będziem wszystko razem trutynować.
  (do siebie)
  Ja pracowałem, śledztwo prowadziłem całe,
  A on z tego odkrycia miałby zysk i chwałę!
  (zamyśla się)
  (do Sekretarza w ucho)
  Przyaresztuj Doktora razem z papierami.
  (do Bajkowa, który wchodzi)
  To ważna sprawa, musim zatrudnić się sami.
  Doktor wymknął się z pewnym słówkiem nieumyśnie,
  Zbadałem go, a śledztwo ostatek wyciśnie.
  (Pelikan, widząc względy Senatora, odprowadza Doktora i kłania mu się nisko)
  
  DOKTOR
  (do siebie)
  Niedawno mię odpychał - ho, ho, Pelikanie!
  I ja go zepchnę, i tak, że już nie powstanie.
  (do Senatora)
  Zaraz wracam.
  
  SENATOR
  (niedbale)
  O ósmej ja wyjeżdżam z miasta.
  
  DOKTOR
  (patrząc na zegarek)
  Co to? na mym zegarku godzina dwunasta?
  
  SENATOR
  Już piąta.
  
  DOKTOR
  Co, już piąta? - ledwie oczom wierzę.
  Mój indeks na dwunastej, na samym numerze
  Stanął i na dwunastej sam indeksu nosek;
  Żeby choć o sekundę ruszył, choć o włosek!
  
  KS. PIOTR
  Bracie, i twój już zegar stanął i nie ruszy
  Do drugiego południa. - Bracie, myśl o duszy.
  
  DOKTOR
  Czego ty chcesz?
  
  PELIKAN
  Proroctwo tobie jakieś burczy.
  Patrz, jak mu oczy błyszczą, istny wzrok jaszczurczy!
  
  KS. PIOTR
  Bracie, Pan Bóg różnymi znakami ostrzega.
  
  PELIKAN
  Ten braciszek coś bardzo wygląda na szpiega -
  (Otwierają się drzwi z lewej stiony, wchodzi mnóstwo dam wystrojonych,  urzędników, gości, - za nimi muzyka)
  
  P. GUBERNATOROWA
  Czy można?
  
  P. SOWIETNIKOWA
  C'est indigne!
  
  P. JENERAŁOWA
  Ah! mon cher Sénateur,
  Czekamy, posyłamy!
  
  P. SOWIETNIKOWA
  Vraiment, c'est un malheur.
  
  WSZYSTKIE
  (razem)
  Wreszcie przyszłyśmy szukać.
  
  SENATOR
  Cóż to? - jaka gala!
  
  DAMA
  I tu możemy tańczyć, dość obszerna sala.
  (stają i szykują się do tańca)
  SENATOR
  Pardon, mille pardons, j'etais tres occupé:
  Que vois-je, un menuet? parfaitement groupé!
  Cela m'a rappelé les jours de ma jeunesse!
  
  KSIĘŻNA
  Ce n'est qu'une surprise.
  
  SENATOR
  Est-ce vous, ma déesse!
  Que j'aime cette danse, une surprise? ah! dieux!
  
  KSIĘŻNA
  Vous danserez, j'espere.
  
  SENATOR
  Certes, et de mon mieux.
  (Muzyka gra menueta z "Don Juana" - z lewej strony stoja  czynownicy,czyli urzędnicy i urzędniczki - z prawej kilku z młodzieży, kilku młodych  oficerów rosyjskich, kilku starych ubranych po polsku i kilka młodych dam. - Na środku  menuet. SENATOR tańczy z narzeczoną Bajkowa; Bajkow z Księżną).
  
  BAL
  SCENA ŚPIEWANA
  
     Z PRAWEJ STRONY
    
  DAMA
  Patrz, patrz starego, jak się wije,
  Jak sapie, oby skręcił szyję.
  (do Senatora)
  Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan!
  (na stronę)
  Il crévera dans l'instant.
  
  MŁODY CZŁOWIEK
  Patrz, jak on łasi się i liże,
  Wczora mordował, tańczy dziś;
  Patrz, patrz, jak on oczyma strzyże,
  Skacze jak w klatce ryś.
  
  DAMA
  Wczora mordował i katował,
  I tyle krwiniewinnej wylał;
  Patrz, dzisiaj on pazury schował
  I będzie się przymilał.
  
     Z LEWEJ STRONY
    
  KOLESKI REGESTRATOR *
  (do Sowietnika)
  Tańczy Senator, czy widzicie,
  Ej, Sowietniku, pódźmy w tan.
  
  SOWIETNIK
  Uważaj, czy to przyzwoicie,
  Byś ze mną tańczył Pan.
  
  REGESTRATOR
  Ale tu znajdziem kilka dam.
  
  SOWIETNIK
  Ale nie o to idzie rzecz;
  Ja sobie wolę tańczyć sam
  Niż z tobą - pódźże precz.
  
  REGESTRATOR
  Skądże to?
  
  SOWIETNIK
  Jestem sowietnikiem.
  
  REGESTRATOR
  Ja jestem oficerski syn.
  
  SOWIETNIK
  Mój Panie, ja nie tańczę z nikim,
  Kto ma tak niski czyn.
  (do Pułkownika)
  Pódź, Pułkowniku, pódźże w taniec,
  Widzisz, że tańczy sam Senator.
  
  PUŁKOWNIK
  Jaki tam gadał oszarpaniec?
  (pokazując Regestratora)
  
  SOWIETNIK
  Koleski Regiestrator!
  
  PUŁKOWNIK
  Ta szuja, istne jakubiny!
  
  DAMA
  (do Senatora)
  Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan.
  
  SOWIETNIK
  (z gniewem)
  Jak tu pomieszały się czyny!
  
  DAMA
  Il crévera dans l'instant,
  
     LEWA STRONA, CHOREM.
    
  DAMY
  Ah! quelle beauté, quelle grace!
  
  MĘŻCZYŹNI
  Jaka to świetność, przepych jaki!
  
      PRAWA STRONA, CHOREM.
     
  MĘŻCZYŹNI
  Ach, łotry, szelmy, ach, łajdaki?
  Żeby ich piorun trzasł.
  
  SENATOR
  (tańcząc, do Gubernatorowej)
  Chcę zrobić znajomość Starosty,
  On piękną żonę, córkę ma;
  Ale zazdrośny -
  
  GUBERNATOR
  (biegąc za Senatorem)
  To człek prosty;
  Niech Pan to na nas zda.
  (podchodzi do Starosty)
  A żona Pańska?
  
  STAROSTA
  W domu siedzi.
  
  GUBERNATOR
  A córki?
  
  STAROSTA
  Jedną tylko mam.
  
  GUBERNATOROWA
  I córka balu nie odwiedzi?
  
  STAROSTA
  Nie!
  
  GUBERNATOROWA
  Pan tu sam?
  
  STAROSTA
  Ja sam.
  
  GUBERNATOR
  I żona nie zna Senatora?
  
  STAROSTA
  Dla siebie tylko żonę mam.
  
  GUBERNATOROWA
  Chciałam wziąć córkę Pańską wczora.
  
  STAROSTA
  Usłużność Pani znam.
  
  GUBERNATOR
  Tu w menuecie para zbywa,
  Senator potrzebuje dam.
  
  STAROSTA
  Moja córka w parach nie bywa,
  Jej parę znajdę sam.
  
  GUBERNATOROWA
  Mówiono, że tańczy i grywa,
  Senator chciał zaprosić sam.
  
  STAROSTA
  Widzę, że pan Senator wzywa
  Na raz po kilka dam.
  
     LEWA STRONA, CHOREM.
    
  Jaka muzyka, jaki śpiew,
  Jak pięknie meblowany dóm.
  
     PRAWA STRONA, CHOREM.
    Te szelmy z rana piją krew,
  A po obiedzie rum.
  
  SOWIETNIK
  (pokazując Senatora)
  Drze ich, to prawda, lecz zaprasza,
  Takiemu dać się drzeć nie żal.
  
  STAROSTA
  Po turmach siedzi młodzież nasza,
  Nam każą iść na bal. *
  
  OFICER ROSYJSKI
  (do Bestużewa)
  Nie dziw, że nas tu przeklinają,
  Wszak to już mija wiek,
  Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
  Samych łajdaków stek.
  
  STUDENT
  (do Oficera)
  Patrz, jak się Bajkow, Bajkow rucha,
  Co to za mina, co za ruch!
  Skacze jak po śmieciach ropucha,
  Patrz, patrz, jak nadął brzuch.
  Wyszczerzył zęby, nazbyt łyknął,
  Patrz, jak otwiera gębę on,
  Słuchaj, ach, słuchaj, Bajkow ryknął.
  (Bajkow nuci)
  (do Bajkowa)
  Mon Général, quelle chanson!
  
  BAJKOW
  (śpiewa pieśń Beranżera)
  Quel honneur, quel bonheur!
  Ah! monsieur le sénateur!
  Je suis votre humble serviteur, etc. etc.
  
  STUDENT
  Général, ce sont vos paroles!
  
  BAJKOW
  Oui.
  
  STUDENT
  Je vous en fais compliment.
  
  JEDEN Z OFICERÓW
  (śmiejąc się)
  Ces couplets sont vraiment fort droles,
  Quel ton satirique et plaisant!
  
  MŁODY CZŁOWIEK
  Pour votre muse sans rivale
  Je vous ferais académicien.
  
  BAJKOW
  (w ucho, - pokazując Księżnę)
  Senator dziś będzie rogal.
  
  SENATOR
  (w ucho, pokazując narzeczona Bajkowa)
  Va, va, je te coifferai bien.
  
  PANNA
  (tańcząca, do Matki)
  Nazbyt ohydni, nazbyt starzy.
  
  MATKA
  (z prawej strony)
  Jeśli ci zbrzydnął, to go rzuć.
  
  SOWIETNIKOWA
  (z lewej strony)
  Jak mojej córeczce do twarzy.
  
  STAROSTA
  Jak od nich rumem czuć.
  
  SOWIETNIKOWA DRUGA
  (do córki stojącej obok)
  Tylko, Zosieńku, podnieś wzrok.
  Może Senator cię obaczy.
  
  STAROSTA
  Jeżeli o mnie się zahaczy,
  Dam rękojeścią
  (biorąc za karabelę)
             - w bok.
              
     LEWA STRONA, CHOREM.
    
  Ach, jaka świetność, przepych jaki!
  Ah, quelle beauté, quelle grace!
  
     PRAWA STRONA
    
  Ach, szelmy, łotry, ach, łajdaki!
  Żeby ich piorun trzasł.
  
     Z PRAWEJ STRONY MIĘDZY MŁODZIEŻA
    JUSTYN POLl
  (do Bestużewa, pokazując na Senatora)
  Chcę mu scyzoryk mój w brzuch wsadzić
  Lub zamalować wpysk.
  
  BESTUŻEW
  Coż stąd, jednego łotra zgładzić
  Lub obić, co za zysk?
  Oni wyszukają przyczyny,
  By uniwersytety znieść,
  Krzyknąć, że ucznie jakubiny,
  I waszą młodzież zjeść.
  
  JUSTYN POL
  Lecz on zapłaci za męczarnie,
  Za tyle krwi i łez.
  
  BESTUŻEW
  Cesarz ma u nas liczne psiarnie,
  Cóż, że ten zdechnie pies.
  
  POL
  Nóż świerzbi w ręku, pozwól ubić.
  
  BESTUŻEW
  Ostrzegam jeszcze raz!
  
  POL
  Pozwól przynajmniej go wyczubić.
  
  BESTUŻEW
  A zgubić wszystkich was.
  
  POL
  Ach, szelmy, łotry, ach, zbrodniarze!
  
  BESTUŻEW
  Muszę ciebie wywieść za próg.
  
  POL
  Czyż go to za nas nikt nie skarze?
  Nikt się nie pomści?
  (odchodzą ku drzwiom)
  
  KS. PIOTR
             - Bóg!
          
  (Nagle muzyka się zmienia i gra aria Komandora)
  
  TAŃCZĄCY
  Co to jest? - co to?
  
  GOŚCIE
  Jaka muzyka ponura!
  
  JEDEN
  (patrząc w okna)
  Jak ciemno, patrz no, jaka zebrała się chmura.
  (zamyka okno - słychac z dala grzmot)
  
  SENATOR
  Coż to? Czemu nie grają?
  
  DYREKTOR MUZYKI
  Zmylili się.
  
  SENATOR
  Pałki!
  
  DYREKTOR
  Bo to miano grać różne z opery kawałki,
  Oni nie zrozumieli, i stąd zamieszanie.
  
  SENATOR
  No, no, no - arrangez donc - no, Panowie - Panie.
  (Słychać krzyk wielki za drzwiami)
  
  PANI ROLLISON
  (za drzwiami, okropnym głosem)
  Puszczaj mię! puszczaj...
  
  SEKRETARZ
  Ślepa!
  
  LOKAJ
  (strwożony)
  Widzi - patrz, jak sadzi
  Po schodach, zatrzymajcie!
  
  DRUDZY LOKAJE
  Kto jej co poradzi!
  
  PANI ROLLISON
  Ja go znajdę tu, tego pijaka, tyrana!
  
  LOKAJ
  (chce zatrzymąć - ona obala jednego z nich)
  A! patrz, jak obaliła - a! a! opętana.
  (uciekają)
  
  PANI ROLLISON
  Gdzie ty! - znajdę cię, mozgi na bruku rozbiję -
  Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie żyje!
  Wyrzucili go oknem - czy ty masz sumnienie?
  Syna mego tam z góry, na bruk, na kamienie.
  Ha, ty pijaku stary, zbryzgany krwią tylu
  Niewiniątek, pódź! - gdzie ty, gdzie ty, krokodylu?
  Ja ciebie tu rozedrę, jak mój Jaś, na sztuki. -
  Syn! wyrzucili z okna, z klasztoru, na bruki.
  Me dziecię, mój jedynak! mój ojciec-żywiciel-
  A ten żyje, i Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel!
  
  KS. PIOTR
  Nie bluźń, kobieto; syn twój zraniony, lecz żyje.
  
  PANI ROLLISON
  Żyje? syn żyje? - czyje to są słowa, czyje?
  Czy to prawda, mój Księże? - Ja. zaraz pobiegłam -
  "Spadł" krzyczą, biegę, wzięli - i zwłok nie dostrzegłam:
  Zwłok mego jedynaka. - Ja biedna sierota!
  Zwłok syna nie widziałam. Widzisz - ta ślepota!
  Lecz krew na bruku czułam - przez Boga żywego
  Tu czuję - krew tę samę, tu krew syna mego,
  Tu jest ktoś krwią zbryzgany - tu, tu jest kat jego!
  (Idzie prosto do Senatora - Senator umyka się - Pani Rollison pada  zemdlona na ziemię - Ks. Piotr podchodzi do niej ze Starostą - słychać uderzenie  piorunu)
  
  WSZYSCY
  (zlęknieni)
  Słowo stało się ciałem! - To tu!
  
  INNI
  Tu! tu!
  
  KS. PIOTR
  Nie tu.
  
  JEDEN
  (patrząc w okno)
  Jak blisko - w sam róg domu uniwersytetu.
  
  SENATOR
  (podchodzi do okna)
  Okna Doktora!
  
  KTOŚ Z WIDZÓW
  Słyszysz w domu krzyk kobiéty?
  
  KTOŚ NA ULICY
  (śmiejąc się)
  Cha - cha - cha - diabli wzięli.
  
  (Pelikan wbiega zmieszany)
  
  SENATOR
  Nasz Doktor?
  
  PELIKAN
             - zabity
          Od piorunu. Fenomen ten godzien rozbiorów:
  Około domu stało dziesięć konduktorów,
  A piorun go w ostatnim pokoju wytropił,
  Nic nie zepsuł i tylko ruble srebrne stopił,
  Srebro leżało w biurku, tuż u głów Doktora,
  I zapewne służyło dziś za konduktora.
  
  STAROSTA
  Ruble rosyjskie, widzę, bardzo niebezpieczne.
  
  SENATOR
  (do dam)
  Panie zmieszały taniec - jak Panie niegrzeczne.
  (widząc, że ratują Panią Rollison)
  Wynieście ją, wynieście - pomóc tej kobiecie.
  Wynieście ją.
  
  KS. PIOTR
  Do syna?
  
  SENATOR
  Wynieście, gdzie chcecie.
  
  KS. PIOTR
  Syn jej jeszcze nie umarł, on jeszcze oddycha,
  Pozwól mnie iść do niego.
  
  SENATOR
  Idź, gdzie chcesz, do licha!
  (do siebie)
  Doktor zabity, ah! ah! ah! c'est inconcevable!
  Ten ksiądz mu przepowiedział - ah! ah! ah! c'est diable!
  (do kompanii)
  No i cóż w tym strasznego? - wiosną idą chmury,
  Z chmury piorun wypada: - taki bieg natury.
  
  SOWIETNIKOWA
  (do męża)
  Już gadajcie, co chcecie, a strach zawsze strachem.
  Ja nie chcę dłużej z wami być pod jednym dachem?
  Mówiłam: mężu, nie leź do tych spraw dziecinnych;
  Pókiś knutował Żydów, chociaż i niewinnych,
  Milczałam - ale dzieci; - a widzisz Doktorą?
  
  SOWIETNIK
  Głupia jesteś.
  
  SOWIETNIKOWA
  Do domu wracam, jestem chora.
  (Słychać znowu grzmot - wszyscy uciekają; naprzód lewa, potem  prawa strona. - Zostają Senator, Pelikan, Ks. Piotr)
  
  SENATOR
  (patrząc za uciekającymi)
  Przeklęty Doktor! żyjąc nudził mię do mdłości,
  A jak zdechł, patrzaj, jeszcze rozpędza mi gości.
  (do Pelikana)
  Voyez, jak ten Ksiądz patrzy - voyez, quel oeil hagard;
  To jest dziwny przypadek, un singulier hasard.
  Powiedz no, mój księżuniu, czy znasz jakie czary,
  Skąd przewidziałeś piorun? - może Boskie kary?
  (Ksiądz milczy)
  Prawdę mówiąc, ten Doktor troszeczkę przewinił,
  Prawdę mówiąc, ten Doktor nad powinność czynił.
  On aurait fort a dire - kto wie, są przestrogi -
  Mój Boże, czemu prostej nie trzymać się drogi!
  No i cóż, Księże? - milczy!... milczy i zwiesił nos.
  Ale go puszczę wolno: - on dirait bien des choses!...
  (zamyśla się)
  
  PELIKAN
  Cha! cha! cha! jeśli śledztwo jest niebezpieczeństwem,
  Toć by nas przecie piorun zaszczycił pierwszeństwem.
  
  KS.PIOTR
  Opowiem wam dwie dawne, ale pełne treści...
  
  SENATOR
  (ciekawy)
  O piorunie? - Doktorze? - mów!
  
  KS. PIOTR
             - dwie przypowieści.
              Onego czasu w upał przyszli ludzie różni
  Zasnąć pod cieniem muru; byli to podróżni.
  Między nimi był zbójca; a gdy inni spali,
  Anioł Pański zbudził go: "Wstań, bo mur się wali".
  On zbójca był ze wszystkich innych najzłośliwszy:
  Wstał, a mur inne pobił. On ręce złożywszy
  Bogu dziękował, że mu ocalono zdrowie.
  A Pański anioł stanął przed nim i tak powie:
  "Ty najwięcej zgrzeszyłeś! kary nie wyminiesz,
  Lecz ostatni najgłośniej, najhaniebniej zginiesz".
  A druga powieść taka. - Za czasu dawnego.
  Pewny wódz rzymski pobił króla potężnego;
  I kazał na śmierć zabić wszystkie niewolniki,
  Wszystkie rotmistrze pułków i wszystkie setniki.
  Ale króla samego przy życiu zostawił,
  Tudzież starosty, tudzież pułkowniki zbawił. -
  I mówili do siebie głupi więźnie owi:
  "Będziem żyć, podziękujmy za życie wodzowi".
  Aż jeden żołnierz rzymski, co im posługował,
  Rzekł im: "Zaprawdę wódz was przy życiu zachował;
  Bo was przykuje przy swym tryumfalnym wozie
  I będzie oprowadzał po całym obozie,
  I do miasta powiedzie; bo wy z tych jesteście,
  Których wodzą po Rzymie, onym sławnym mieście,
  Aby lud rzymski krzyknął: "Patrzcie, co wódz zrobił,
  On takie króle, takie pułkowniki pobił."
  Potem, gdy was w łańcuchach złotych oprowadzi,
  Odda was w ręce kata,a kat was osadzi
  Na głębokie, podziemne i ciemne wygnanie,
  Kędy będzie płacz wieczny i zębów zgrzytanie".
  Tak mówił żołnierz rzymski; do żołnierza tego
  Król gromiąc rzekł: "Twe słowa są słowa głupiego,
  Czyś ty kiedy na ucztach z twoim wodzem siedział,
  Ażebyś jego rady, jego myśli wiedział?"
  Zgromiwszy, pił i śmiał się z swymi współwięźniami,
  Ze swymi hetmanami i pułkownikami.
  
  SENATOR
  (znudzony)
  Il bat la campagne... Księże, gdzie chcesz, ruszaj sobie.
  Jeśli cię jeszcze złowię, tak skórę oskrobię,
  Że cię potem nie pozna twa matka rodzona
  I będziesz mi wyglądał jak syn Rollisona.
  (Senator odchodzi do swoich pokojów z Pelikanem. Ks. Piotr idzie ku  drzwiom i spotyka Konrada, który, prowadzony na śledztwo od dwóch żołnierzy,  ujrzawszy Księdza wstrzymuje się i patrzy nań długo)
  
  KONRAD
  Dziwna rzecz, nie widziałem nigdy tej postaci,
  A znam go, jak jednego z mych rodzonych braci.
  Czy to we śnie? - tak, we śnie, teraz przypomniałem,
  Taż sama twarz, te oczy, we śnie go widziałem.
  On to, zdało się, że mię wyrywał z otchłani.
  (do Księdza)
  Mój Księże, choć jesteśmy mało sobie znani,
  Przynajmniej Ksiądz mię nie znasz: przyjmij dziękczynienie
  Za łaskę, którą tylko zna moje sumnienie.
  Drodzy są i widzianiwe śnie przyjaciele,
  Gdy prawdziwych na jawie widzim tak niewiele.
  Weź, proszę, ten pierścionek, przedaj; daj połowę
  Ubogim, drugą na mszę za dusze czyscowe;
  Wiem, co cierpią, jeżeli czyściec jest niewolą;
  Mnie, kto wie, czy już kiedy słuchać mszy pozwolą.
  
  KS. PIOTR
  Pozwolą - Za pierścionek ja ci dam przestrogę.
  Ty pojedziesz w daleką, nieznajomą drogę;
  Będziesz w wielkich, bogatych i rozumnych tłumie,
  Szukaj męża, co więcej niźli oni umie;
  Poznasz, bo cię powita pierwszy w Imię Boże.
  Słuchaj, co powie...
  
  KONRAD
  (wpatrując się)
  Coż to? tyżeś?... czy być może?
  Stój na chwilę... dla Boga...
  
  KS. PIOTR
  Bywaj zdrów! nie mogę.
  
  KONRAD
  Jedno słowo...
  
  ŻOŁNIERZ
  Nie wolno! każdy w swoję drogę. -
 
Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij
  Dowiedz się więcej 
Zobacz inne opracowania utworów Adama Mickiewicza:
Konrad Wallenrod - Pan Tadeusz - Ballady i romanse - Sonety krymskie
 klp.pl
 klp.pl