Chłopiec interesuje się ptakami, zbiera nawet ich jaja, wskutek czego ma własną kurę, Albertynę. Do tego finału doprowadziła bardzo zabawna historia. W ogrodzie rodzeństwa Eriksonów stało stare drzewo, nazywane przez wszystkich „Sowim Drzewem”. Pochodzenie tej nazwy wiąże się z zabawną historią. Pewnego razu Bossę wdrapał się tam i zabrał sowom jedno jajko, zastąpił je kurzym. Sowia mama nie spostrzegła różnicy. Dalej wysiadywała jajka i pewnego dnia w gnieździe były i 3 małe sówki i jedno kurczątko. Bosse, obawiając się reakcji sowy, zabrał żółtą istotkę z gniazda, przywiązał czerwoną tasiemkę do jej nogi i puścił pomiędzy kurczęta mamy. Nadał mu imię Albert. Gdy kurczątko podrosło, okazało się, że to nie jest kogucik, tylko kurka. Imię zostało zmienione na Albertyna:
„Albertyna, gdy fruwa, bije więcej skrzydłami niż inne kury. To dlatego, że urodziła się w sowim gnieździe, mówi Bossę”.
Choć czasami Lisa narzekała na braci, że jej dokuczają, Lasse i Bossę zawsze stawali w jej obronie, gdy ktoś obcy jej dokuczał, rozpieszczali młodszą siostrę cukierkami.
Chłopiec zaniżał średnią ocen całej szóstki, miał najgorsze świadectwo: („Świadectwo Bossego nie było specjalnie dobre, ale w każdym razie zupełnie możliwe”).
Bardzo lubił jeść. Podczas wycieczek to on zawsze pochłaniał największe ilości przygotowanych smakołyków, obawiając się potem o dalszą drogę. Gdy na przykład dzieci wybrały się w Góry Skaliste, a chłopcy poszli polować na dzikie bawoły, Bossę zdezerterował z przejedzenia. Jego nową rolą było pilnowanie groty. Niestety zasnął, aż obudziły do okrzyki wracających kolegów.
W przyszłości zamierzał zostać wodzem Indian (albo maszynistą – zależało od jego nastroju), myśl o ślubie z Anną nie napawała go tym samym optymizmem, co dziewczynkę.