Plac Broni był niewielkim skrawkiem ziemi, ogrodzonym od ulicy Pawła rozwalającym się płotem, a z pozostałych stron otoczonym przez mury kamienic. W czasach, kiedy był ulubionym miejscem spotkań i zabaw chłopców, był pusty i przeznaczony pod budowę. Na tyłach placu znajdowało się miejsce, które czyniło go niezwykle atrakcyjnym. Mieścił się tam drugi, ogromny plac, wydzierżawiony przez zarząd tartaku na skład drewna. Stały na nim liczne sągi drewna, ułożonego w potężne sześciany, tworzące siatkę regularnych uliczek, które prowadziły do kolejnego, niewielkiego placu z małym budynkiem, w którym mieścił się tartak parowy. Budynek tartaku był ponury i dość tajemniczy. Latem jego ściany pokrywały gałęzie dzikiej winorośli i widać było tylko smukły, czarny komin, z którego miarowo wydobywały się kłęby czystej, białej pary. Wokół stały duże wozy do przewożenia drewna, które kolejno podjeżdżały pod okap, gdzie mieścił się otwór ze spadzistym korytem. Przed tartakiem rosły karłowate drzewka morwowe, a pod jednym z nich stała sklecona z desek budka, w której mieszkał Słowak.
Nieco inaczej wyglądał Plac Broni w oczach chłopców. Dla nich stawał się on rozległą amerykańską prerią, a sągi drewna przeobrażały się dzięki wyobraźni w miasteczko na Dzikim Zachodzie. Na ich szczytach chłopcy zbudowali fortece i twierdze, w których spędzali większość czasu po skończonych lekcjach.