W rozmowie z konsulem Stanów Zjednoczonych, który szuka odpowiedniej osoby do objęcia funkcji latarnika, Skawiński przedstawia część swoich burzliwych losów. Mówi Izaakowi Falconbridge’owi o tym, że pochodzi z Polski. Później dowiadujemy się także, że opuścił kraj czterdzieści lat temu. Na pytanie o to, czy ma świadectwa służby rządowej, Skawiński wyciąga odznaczenia, które otrzymał za walkę i jedno świadectwo. Dzięki nim wiemy, że walczył w powstaniu listopadowym, hiszpańskiej wojnie domowej (1833-1840), w czasie Wiosny Ludów, w Stanach Zjednoczonych w czasie wojny północ-południe. Do jego odznaczeń należy także Legia Honorowa, czyli najwyższe odznaczenie francuskie. Wszystko to dowodzi, że Skawiński był walecznym żołnierzem.
W rozmowie z konsulem Skawiński wyjawia również, że parał się także innych zajęć. Trzy lata służył na wielorybniku. Tym, co najtrafniej opisuje dzieje tego człowieka, są jego słowa:
Nie zaznałem tylko spokojnościI rzeczywiście, z późniejszego komentarza narratorskiego dowiadujemy się o innych zajęciach, które podejmował w życiu. Skawiński był kopaczem złota w Australii, poszukiwał diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich, założył farmę w Kalifornii, próbował handlu z dzikimi plemionami w Brazylii, miał warsztat kowalski w Helenie w Arkansas, był majtkiem na statku, harpunnikiem na wielorybniku, miał fabrykę cygar w Hawanie.
Skawiński jest człowiekiem sumiennym, uczciwym i pracowitym. Nie udało mu się osiągnąć sukcesu, ponieważ na jego drodze pojawiały się zawsze jakieś przeciwności. Wydaje się, że ciąży nad nim fatum. W Kalifornii jego farmę zniszczyła susza; w Brazylii jego tratwa rozbiła się na Amazonce, a on sam ledwo przetrwał tułaczkę po tamtejszych lasach; jego warsztat kowalski w Helenie spłonął; został porwany przez Indian i cudem tylko uratowany; został okradziony przez wspólnika, z którym założył fabrykę w Hawanie. Skawiński nie obwiniał za swoje niepowodzenia ludzi; twierdził, że częściej spotykał dobrych niż złych. Uważał za to, że sprzysięgły się przeciw niemu wszystkie cztery żywioły. Pytany o przyczynę swoich niepowodzeń wskazywał ręką na Gwiazdę Polarną. W tym wskazaniu badacze Latarnika dopatrywali się wskazania na północ, czyli na Rosję carską.
On sam wreszcie stał się trochę maniakiem. Wierzył, że jakaś potężna a mściwa ręka ściga go wszędzie, po wszystkich lądach i wodach. Nie lubił jednak o tym mówić; czasem tylko, gdy go pytano, czyja to miała być ręka, ukazywał tajemniczo na Gwiazdę Polarną i odpowiadał, że to idzie stamtąd...
Mimo tak uparcie powtarzających się niepowodzeń Skawiński nie stał się cynikiem. Zachował w sobie pewien rodzaj naiwności i ufności dziecka. Była w nim szczególna dobroć: w czasie epidemii na Kubie rozdał całą chininę, którą miał, nie pozostawiając sobie nic, przez co sam także zachorował. Nie poddawał się nie tylko w czasie walki (np. na Węgrzech nie chciał skapitulować i z tego powodu dostał kilka pchnięć bagnetem), ale także w chwilach niepowodzeń. Był niczym Syzyf, który ciągle, na nowo, po każdym upadku wtacza swój kamień z ufną wiarą, że tym razem uda mu się dojść na samą górę. Ciągle żyła w nim nadzieja, że nadejdą jakieś szczęśliwe wypadki i że wszystko jeszcze będzie dobrze. Skawiński żył tą nadzieją przez długi czas, ale wraz z posuwaniem się w latach zaczęła ona słabnąć. Znikał dawny hart ducha tego zaprawionego w bojach żołnierza. Posada latarnika, którą tak niespodziewanie udało mu się otrzymać, wydawała się spełnieniem jego marzeń o upragnionym odpoczynku; była tym, co ożywiło tę dawną nadzieję.
Skawiński dość szybko przyzwyczaił się do swojego samotniczego życia na wyspie. Był tym szczęśliwszy, że uwierzył w trwałość swojego szczęścia. Początkowo toczył polityczne dyskusje ze strażnikiem Johnsem, który przywoził mu jedzenie, jeździł w niedzielę do kościoła, czytał gazety i szukał w nich wiadomości z kraju. Później stopniowo zanikała w nim potrzeba zbierania wiadomości o świecie poza jego wysepką. Przestał odczuwać nostalgię (tęsknotę za krajem), zaakceptował, że resztę życia spędzi w samotności na wyspie. Było mu z tym uczuciem dobrze. Intuicyjnie odczuwał swoje zjednoczenie z przyrodą.
Przebudzenie nadeszło w chwili otrzymania paczki z polskimi książkami. Ojczysta mowa odnalazła go w jego samotni. Lektura Pana Tadeusza stała się przyczyną przywołania przez Skawińskiego wspomnień z lat młodości. Napełniła go ogromnym wzruszeniem i oderwała od otaczającej go rzeczywistości – zapomniał włączyć latarni. Zaniedbanie obowiązków stało się przyczyną zwolnienia z pracy i konieczności powrotu do dawnego trybu życia. Pod wpływem tych wydarzeń latarnik postarzał się. Na dalszą drogę miał jednak książkę – przyczynę jego zguby i największy skarb.
W jednym z pism krytycznych dotyczących Latarnika napisano, że Sienkiewicz pisząc ten utwór stopił się z duszą narodu. Wydaje się, że Skawiński jest bohaterem, który doskonale oddaje to stopienie się z uczuciami, które towarzyszyły także innym dziewiętnastowiecznym emigrantom: niezależnie od przygód, jakich doświadczyli, i miejsc, w których się znaleźli, nie mogli zapomnieć o opuszczonej ojczyźnie.