Jak każdy młody człowiek, tak i piętnastoletni Kordian przeżywa rozterki typowe dla wieku dojrzewania. Próbuje określić siebie, szuka życiowego celu, chce wybrać właściwą ścieżkę postępowania.
Gnębią go wątpliwości natury egzystencjalnej, doświadcza pierwszych uniesień miłosnych. Jego uczucie to fascynacja Laurą. Dziewczyna ignoruje młodzieńca. Zadaje mu tym ból, który prowokuje Kordiana do samobójczej próby. Żyje i już jako starszy – około dwudziestoletni mężczyzna pragnie zdobyć wiedzę o świecie, poznać siebie: „Obym się sam ocenił, skoro świat ocenię...” Wyrusza w podróż po Europie.
Stara się „wyprorokować” cel życia. Wiadomości, które zdobywa jako podróżnik nie należą do optymistycznych. Świat wydaje się zbyt trywialny, drwi z wartości, autorytetów. Rozmowa z Dozorcą w londyńskim James Parku przekonuje Kordiana o dominacji pieniądza. W Dover, na nadmorskiej skale bohater kontempluje twórczość Szekspira, ale poezja wydaje mu się bez znaczenia, jej sens ulega deformacji w zderzeniu z rzeczywistością. Poetycki urok zabija proza codzienności. Życie diametralnie różni się od lirycznych wizji i marzeń.
W bogatej włoskiej willi spotyka Wiolettę. Pomimo niemiłych doświadczeń z Laurą, nadal próbuje uwierzyć w moc miłości. Wiloletta jednak nie docenia i nie rozumie siły uczucia, ją także zdominowała potęga pieniądza. Zapewnia adoratora o miłości, lecz gdy ów wyznaje, iż stracił cały majątek złorzeczy mu. Nie stara się nawet zatrzymać kochanka. Miłość, jak się okazuje, także można kupić. Kordian wyjeżdża.
By ocalić choć jeden autorytet moralny, bohater odwiedza w Watykanie papieża. Błaga go o litość i błogosławieństwo dla cierpiącego ludu – dla Polaków. Lecz i tu boleśnie się rozczarowuje, bo ojciec święty zajmuje się bardziej swoją ulubienicą – papugą Luterkiem niż losem cierpiętników. Ignoruje prośbę przybysza:
„Niech się Polaki modlą czczą cara i wierzą... (....)
Na pobitych Polaków pierwszy klątwę rzucę.”
Świat nie przystaje do wizji Kordiana, jest zbyt trywialny, brak w nim miłości, poezji. Od nikogo nie można oczekiwać wsparcia duchowego. Bohater czuje się wyalienowany. Pozostaje sam. Wyrusza na szczyt Mont – Blanc, by zbliżyć się do Boga i Jemu opowiedzieć o swoich doświadczeniach i marnej życiowej wiedzy –
„Modlitwa ludzka, po tych lodach droga
Myślom płynącym do Boga.”
Mówi jeszcze o poezji – mógłby władać ludzkimi umysłami i być „najwyższą myślą wcieloną”, ale po co, jeśli w poezji nie tkwi żadna siła. Kordian zwierza się Stwórcy:
„Uczucia po światowych opadały drogach...
Gorzkie pocałowania kobiety – kupiłem...
Wiara dziecinna padła na papieskich progach...”
Mimo zawodu, jakie sprawiło mu życie, czuje w sobie jego moc – zamierza zbuntować się przeciwko światu. Po utracie nadziei, pozostała tylko ta jedna – bunt. W ten sposób może oprzeć się i odrzuci materialną, beznamiętną i bezduszną rzeczywistość. Nie zamierza cofać się do świata marzeń, opowiada się za praktycznym działaniem – za czynem. Hasło: „Polska Winkelriedem narodów” staje się jego mottem. Kordian przemienia się z niedojrzałego, zagubionego młodzieńca w żołnierza – patriotę. Dokonuje się w nim przemiana.
Przenosi się do Warszawy, gdzie kryje się pod maską Podchorążego. W lochach katedry św. Jana usiłuje sprowokować spiskowców do buntu. Pragnie, by poparli pomysł zamachu na cara, lecz żołnierze wahają się. Krępują ich względy moralne czynu i obawa o jego niepowodzenie. Ostatecznie nie aprobują zabójstwa. Podchorąży zrywa maskę z twarzy i zebrani odkrywają jego tożsamość: „To Kordian! Kordian! (...)”
strona: - 1 - - 2 -