- rola swatki w ożenku
- przepijanie
- obcięcie włosów pannie młodej
- orszak z muzykantami
- błogosławieństwo
- ślub
- uroczyste powitanie
- pierwszy taniec
- poczęstunek
- zabawy weselne
- zbieranie pieniędzy przez kucharki
- oczepiny
- zbieranie pieniędzy na czepiec
- powitanie panny młodej w jej nowym domu
Na przykładzie ożenku Macieja Boryny i Jagny Paczesiowej dużo miejsca zajmuje opis obyczajów weselnych - przygotowujących do ślubu i wesela. Gdy kawaler wybrał sobie kandydatkę na przyszłą żonę, wysyłał do jej rodziny swatów – osoby upoważnione przez niego do ustalania szczegółów związanych z małżeństwem. Najczęściej na takich spotkaniach zakrapianych alkoholem omawiano finansowe aspekty ślubu, przedstawiano korzyści, jakie osiągnie panna młoda i jej rodzina ze ślubu.
Dziś zwyczaj ten jest może pojmowany dosyć okrutnie – dziewczyna sama wybiera sobie męża, nie mają na to wpływu ani rodzice, ani rodzina, ani środowisko. Trzeba jednak pamiętać, że prawie dwa wieki temu w tej kwestii panowały inne zasady, a młoda kobieta winna była całkowite posłuszeństwo swym rodzicom (w powieści Jagna nie sprzeciwia się decyzji Dominikowej i zgadza się wyjść za trzy razy starszego Borynę).
Gdy już szczegóły związane z małżeństwem były ustalone, nadchodził uroczysty dzień zaślubin. Odświętnie przygotowywano izbę weselną w domu panny młodej, a pierwsi goście musieli wychylić kieliszek wódki za zdrowie pary (tak zwane „przepijanie”). Tak samo Reymont opisał ten zwyczaj w Chłopach.
W dniu ślubu Jagny jej bracia wynieśli z izby wszystkie sprzęty, stawiając na ich miejsce stoły i ławy dla gości. Panna młoda przykryła stoły cienkim płótnem, przystroiła izbę wycinankami z kolorowego papieru (otrzymanego w prezencie od narzeczonego). Po drugiej stronie sieni, w izbie, w której składowano rupiecie, teraz było czysto. Sąsiadki - Ewka z Jagustynką gotowały tam weselne potrawy.
W ramach przygotowań do wesela wybielono wapnem cały dom (na zewnątrz i w środku), ustrojono gałęziami świerczyny jego zewnętrzne ściany, opłotki udekorowano jedliną – pachniało jak w lesie.
W końcu powoli zaczęli się schodzić pierwsi goście, zaproszeni nawet z okolicznych wiosek (zwyczaj nakazywał huczną zabawę). Przychodziły kumy, krewniaczki i dawnym obyczajem znosiły kury, chleby, placki, mąkę, a nawet i srebrne ruble. Wszystko to w podzięce za zaproszenie, by wynagrodzić gospodyni poniesione straty. Kobiety „przepijały” z gospodynią po kieliszku gorzałki…
Kolejnym obrzędem weselnym było obcięcie włosów pannie młodej (najczęściej chodziło o ścięcie panieńskich warkoczy), co miało symbolizować zamkniecie pewnego etapu życia (Jagna nie chciała zgodzić się na ten zwyczaj:
„- A po dworach i miastach nie obcinają! - Pewnie, juści, bo im tak trzeba do rozpusty, żeby ludzi mogły ocyganiać i za co inszego się wydawać. Ale, będzie tu nowe porządki zakładała! Dworskie pannice niechta z siebie cudaki robią i pośmiewisko, niechta z kudłami jak Żydowice jakie chodzą - wolno im, kiej głupie, a tyś gospodarska córka z dziada pradziada, nie żadne miejskie pomietło, toś robić, winna jak pan Bóg przykazał , jak zawżdy w naszym gospodarskim stanie się robiło... Znam ja te miejskie wymysły, znam... jeszcze nikomu one na zdrowie nie wyszły! Poszła w służbę do miasta Pakulanka i co?...Mówił wójt, jaki papier przyszedł do kancelarii , że dzieciaka udusiła i w kryminale siedzi... albo i ten Wojtek, Borynów krewniak po siostrze, dorobił się w mieście sielnie, że teraz po wsiach po proszonyrn chlebie chodzi... a przódzi na Wólce gospodarstwo miał, konie miał i chleba po grdykę... zachciało mu się bułek, a ma kij i torbę na starość... Ale Jagna mądrych przykładów nie słuchała, a o obcięciu i gadać sobie nie dała. Namawiała ją Ewka, a ta znająca była, niejedną wieś znała i rok w rok do Częstochowy z kompaniami chodziła, przekładała i Jagustynka , ale jak to ona, zawżdy z przekpinami i naśmieszliwie, bo w końcu rzekła: - Ostaw warkocz, ostaw, zda się Borynie, okręci se nim rękę, ostrzej przytrzyma i mocniej cię kijem zleje...sama go obetniesz potem... Znałam taką niejedną ... - nie mówiła więcej”).
Gdy już wszystko było przygotowane, muzykanci i drużbowie prowadzili weselników do domu panny młodej, tworząc w ten sposób niezwykle barwne widowisko. W powieści to muzykanci i sześciu drużbów
"A wszystko chłopaki młode, dorodne, kiej sosny śmigłe, w pasie cienkie, w barach rozrosłe, taneczniki zapamiętałe , pyskacze harde, zabijaki sielne, z drogi nieustępliwe - same rodowe, gospodarskie syny”Szli środkiem drogi, śpiewając i krzycząc wesoło, a przy tym przytupując skocznie, chodziło od domu do domu i zapraszało gości na przyjęcie: "(…) gdzie im wynosili gorzałki, gdzie zapraszali do wnętrza, gdzie zaś śpiewaniem odpowiedzieli - a wszędy wychodzili przystrojeni ludzie, przystawali do nich i szli dalej społem, i już wszyscy w jeden głos śpiewali pod oknami druhen”.
Następnie ci sami rozśpiewani ludzie szli po pana młodego, by poprowadzić go do domu narzeczonej: „Rzęsisto zagrali na ganku, a Boryna w ten mig wyszedł, drzwi na rozcież wywarł, witał się a do środka zapraszał, ale wójt z Szymonem ujęli go pod boki i już prosto do Jagny powiedli, bo czas było do kościoła”. Wszyscy śpiewali, a wieś się przyglądała i podziwiała.
Kolejnym obrzędem związanym ze ślubem było uroczyste błogosławieństwo rodziców (tu młoda para otrzymała je od Dominikowej) przy użyciu świętego obrazu i święconej wody. Przyszła mężatka w takiej chwili rzewnie płakała, żegnając się i przepraszając wszystkich zebranych za wyrządzone krzywdy. Po uzyskaniu akceptacji rodziców weselny orszak prowadził zaproszonych gości i parę młodą do kościoła na ceremonię, ustawiając wszystkich w szeregu, na czele którego znajdowali się muzykanci.
Reymont poświęcił tej chwili obszerny fragment powieści: „A potem Jagnę wiedli drużbowie - szła bujno, uśmiechnięta przez łzy, co jej jeszcze u rzęs wisiały, weselna niby ten kierz kwietny i kiej słońce ciągnąca wszystkich oczy; włosy miała zaplecione nad czołem, w nich koronę wysoką, ze złotych szychów, z pawich oczek i gałązek rozmarynu, a od niej na plecy spływały długie wstążki we wszystkich kolorach i leciały za nią, i furkotały kieby ta tęcza; spódnica biała rzęsisto zebrana w pasie, gorset z błękitnego jak niebo aksamitu wyszyty srebrem, koszula o bufiastych rękawach, a pod szyją bujne krezy obdziergane modrą nicią, a na szyi całe sznury korali i bursztynów aż do pół piersi opadały. Za nią druhny prowadziły Macieja. Jako ten dąb rozrosły w boru po śmigłej sośnie, tak on następował po Jagusi, w biedrach się ino kołysał, a po bokach drogi rozglądał, bo mu się zdało, że Antka w ciżbie uwidział. A za nimi dopiero szła Dominikowa ze swatami, kowalowie, Józia, młynarzowie, organiścina i co przedniejsi. Na ostatek zaś całą drogą waliła wieś cała”.
Po ślubie organista grał na organach, żegnając podziwiany przez całą wieś weselny orszak. Gdy młoda para wróciła do domu, czekało ją uroczyste powitanie: „Dominikowa rychlej pobiegła, a gdy nadciągnęli - już ona państwa młodych na progu witała obrazem i tym świętym chlebem i solą, a potem nuż się ze wszystkimi z nowa witać, a obłapiać i do izby zapraszać”. Na najważniejszym miejscu przy stole usiedli państwo młodzi, a obok goście „pierwsi po uważaniu” (po majątku, starszeństwie, aż do druhen i dzieci). Drużbowie Boryny wraz z muzykantami zabawiali gości. Organista głośno odmówił modlitwę, po której goście jedli, pili i gawędzili, a kucharki donosiły jedzenie, pilnując, by na stole niczego nie zabrakło. Gdy zjedzono pierwsze dania i wypito trochę alkoholu, z izby uprzątnięto stoły, robiąc miejsce na tańce i zabawy.
Goście zaczęli pierwszy taniec poświęcony Jagusi. Z sieni dochodziła skoczna muzyka tak, by po przestąpieniu progu każdy chwytał partnera i „puszczał się posuwistym krokiem "chodzonego" - a już tam, niby ten wąż farbami migotliwy, toczyły się dokoła izby pary, gięły się, okrążały, zawracały z powagą, przytupywały godnie, kołysały się przystojnie i szły, płynęły, wiły się, a para za parą, głowa przy głowie - niby ten rozkołysany zagon dostałego żyta, gęsto przekwiecony bławatem a makami... - a na przedzie w pierwszą parę Jagusia z Boryną!”. Wszyscy bawili się wesoło, i młodsi, i starsi. Zabawie nie było końca: „I tańcowali! ...Owe krakowiaki, drygliwe, baraszkujące, ucinaną, brzękliwą nutą i skokliwymi przyśpiewkami sadzone, jako te pasy nabijane, a pełne śmiechów i swawoli; pełne weselnej gędźby i bujnej, mocnej, zuchowatej młodości i wraz pełne figlów uciesznych, przegonów i waru krwi młodej kochania pragnącej. Hej! (...)”. Tak oto chłopski naród bawił się na najbogatszym weselu.
Ważnym elementem był poczęstunek, o które dbały kucharki, stale donoszące gorące dania. Istotne były też przy tym przyśpiewki: „Niesiem rosół z ryżem- / A w nim kurę z pierzem! / A przy drugiej potrawie: / Opieprzone słone flaki, / Jedzże, siaki taki!”. Jedzeniu stale towarzyszyła muzyka: „bych się smaczniej jadło”.
Gospodarz, czyli Boryna, „przepijał” ze wszystkimi po kieliszku gorzałki, Józka z kowalową donosiły potrawy na stoły, a kobiety „po kątach” plotkowały, zazdroszcząc Jagnie takiego dobrobytu (dowód, że nieodłącznym elementem wesela są plotki).
Kolejnym zwyczajem, opisanym przez Reymonta, było zbieranie pieniędzy przez kucharki w wielką warząchew, specjalnie ustrojoną do tego celu. Muzykant, który szedł za nimi, przygrywał na skrzypkach, a one śpiewały: „Da powoli , powoli - / Da od stołów wstawajcie! / Po trzy grosze za potrawę, / Po dziesiątku za przyprawę- / Da kuchareczkom dajcie!”. Pisarz ironicznie zauważył, że niektórzy dawali nawet srebrne monety, co wytłumaczył faktem, iż: „Naród był syty, podochocony i zmiękły dobrym jadłem i napitkiem częstym (…)”.
Potem nastąpiły weselne zabawy, którym towarzyszyły wesołe przyśpiewki muzykantów. Prym wiodła gra w „chodzi lis koło drogi; nie ma ręki ani nogi". Za lisa przebrano w wywrócony do góry wełną kożuch Jaśka – gapę i wiejskiego niedojdę, a za zajączka Józkę – córkę Boryny: „Co krok, to Jasiek się rozczapierzał i bęc jak ta kłoda na ziemię, że mu to i nogi podstawiali, a Józia tak utrafnie kicała, stawała słupka i wargami ruchała, niczym żywy zając”.
Gdy zebranym znudziła się już ta zabawa, rozpoczęła się „przepiórka", prowadzona przez Nastkę Gołębiankę. Potem z kolei grano w „świnkę", a na koniec jeden z drużbów udawał bociana, przebrawszy się w płachtę i zrobiwszy dziób z kija: „i klekotał tak zmyślnie, kiej bociek prawdziwy, aż Józia, Witek i co młodsze zaczęły za nim gonić i krzyczeć: Kle, kle, kle, Twoja matka w piekle! Co ona tam robi? Dzieciom kluski drobi. Co żłego zrobiła? Dzieci pomorzyła. I rozbiegały się z wrzaskiem, i kryły po kątach jak kuropatki, bo gonił, dziobał i bił skrzydłami. Izba aż się trzęsła od tych śmiechów, krzykań i przegonów”. Zabawa trwała ponad godzinę, a gdy starszy drużba dał znak – zebrani przycichli, ponieważ nadszedł czas na oczepiny.
Kobiety wyprowadzały z komory Jagusię nakrytą białą płachtą i posadziły ją w pośrodku na dzieży wysłanej pierzyną. W tym momencie druhny zerwały się z miejsc, by ją odbić, ale dostępu do Jagny broniła starszyzna i chłopi: „więc się zbiły naprzeciw i smutno, jakby z płakaniem w głosach zaśpiewały(…)”. Po wyśpiewaniu okolicznościowych melodii „strażnicy” w końcu odsłonili pannę młodą, na warkoczach której (zwiniętych i grubych) widniał już czepiec – znak zmiany stanu cywilnego: „jeszcze się urodniejsza wydała w tym przybraniu, bo i roześmiana była, wesoła i jarzącymi oczami wodziła po wszystkich”.
Muzyka zagrała wolno i wszyscy zebrani - starzy i młodzi, dzieci nawet – radośnie zaśpiewali „Chmiela", a po piosence nawet gospodynie brały Jagusię do tańca. „A gdy skończyli, odprawować poczęli obrządki różne, jak to jest zwyczajnie przy oczepinach”.
Najpierw Jagusia musiała „wkupywać się” w łaski gospodyń, by potem zebrani odprawiali drugie ceremonie. W końcu parobcy zrobili długi sznur z nieomłóconej pszenicy i okręcili nim ogromne koło, które druhny pilnie trzymały i strzegły. Pośrodku stała Jagusia. Gdy któryś z mężczyzn chciał z nią zatańczyć: „podchodzić musiał, wyrywać przez moc i hulać w kole, nie bacząc, że go ta i prażyły drugimi powrósłami po słabiźnie”.
Pod koniec obrzędu młynarzowa i Wachnikowa zaczęły zbierać na czepiec (posypały się srebrne ruble i „jako te listeczki na jesieni, papierki leciały”). Zebrano ponad trzysta złotych. Po oczepinach nadszedł czas na przenosiny panny młodej do męża (najpierw goście przeprowadzili krowę, potem przenieśli skrzynię, pierzynę i inne rzeczy otrzymane we wianie. Muzykanci szli przodem, prowadząc Jagusię z matką, braćmi i weselnikami), a później grali na powitanie jej w nowym domu.
Boryna czekał na nich na ganku swej chałupy wraz z kowalami j Józką. „Dominikowa wniosła przodem w węzełku skibkę chleba, soli szczyptę, węgiel, wosk z gromnicy i pęk kłosów poświęconych na Zielną, a gdy i Jaguś próg przestąpiła, kumy ciskały za nią nitki wyprute i paździerze, by zły nie miał przystępu i wiodło się jej wszystko”. Młodzi przyjmowali życzenia szczęścia i pomyślności. Nie był to jednak koniec zabawy - ponownie rozpoczęto weselną ucztę.