Nie warto chyba jednak doszukiwać się w tej zbieżności głębszego sensu. Sam Gombrowicz w żadnym miejscu Ferdydurke ani w żadnym komentarzu do niej nie wypowiedział się nigdy na temat etymologii tytułu swego dzieła. Trudno uznać to za kwestię jakiegoś zaniedbania czy przypadku. M. Głowiński uważa wręcz, że gdyby pisarz komentował stworzoną przez siebie formułę
Ferdydurke utraciłaby […] wszelki sens. Bo – paradoksalnie – słowo to znaczy przez to, że nic nie znaczy. Brak sensu jest jego sensem.Badacz próbuje określić jednak pełnioną przez nie funkcję:
Tytuł pozostaje do całego dzieła w stosunku osobliwym, odbiegającym od obowiązujących w literaturze zwyczajów. Bezpośrednio go nie interpretuje, nie wyjaśnia jego zasadniczego sensu, nie wskazuje na jakiś szczególnie ważny składnik świata przedstawionego. A dla czytelnika nie jest przewodnikiem, raczej ma go zbijać z tropu niż bezpośrednio wskazywać mu właściwą drogę.Taka postawa wobec odbiorcy utworu jest charakterystyczna dla Gombrowicza. Głowiński wyjaśnia to następująco:
Podsuwając odbiorcy tytuł, który nic nie znaczy, pisarz nie tylko chce go podrażnić, chce go także zmusić do wysiłku, ale przede wszystkim pragnie też coś mu powiedzieć o swojej powieści. Może to: nie szukaj w niej, drogi i szanowny czytelniku, sensów z góry danych, bo ich nie znajdziesz?
Autor Ferdydurke prowokuje czytelnika, prowadzi z odbiorcą grę, która zaczyna się już na stronie tytułowej powieści i trwa do samego końca utworu.