Judym świadomie rezygnuje z leczenia zamożnych pacjentów. Wie, że jest dużo bardziej potrzebny w dzielnicach nędzy. Osobiście leczy najbiedniejszych, zgłasza nadużycia i nieprawidłowości systemu, szuka rozwiązań. Jego działania uderzają jednak w interesy najbogatszych. To dlatego zarządca w Cisach nie robi nic z zanieczyszczonymi wodami w stawach. Problem nie dotyczy bogatych kuracjuszy, więc nie jest wart uwagi. W Cisach Judym słyszy, że:
„Higiena jest, ale dla ludzi bogatych. Chłopy i ich bydło niech piją muł z naszego stawu”.
Judym nieustannie próbował poruszać sumienia interesownych, warszawskich lekarzy. Na spotkaniu u doktora Czernisza mówi:
„Umiemy (…) pilnie tępić mikroby w sypialni bogacza, ale ze spokojem wyłączamy z zakresu naszego widzenia fakt przemieszkiwania dzieci pospołu z prosiętami”.
Judym dosadnie komentuje wyrachowanie lekarskiego środowiska:
„Zamiast ująć w ręce ster życia, zamiast według praw nieomylnej nauki wznosić mur odgradzający życie od śmierci, wolimy doskonalić wygodę i ułatwiać życie bogacza, ażeby pospołu z nim dzielić okruchy zbytku. Lekarz dzisiejszy — to lekarz ludzi bogatych (…).
Lekarz dzisiejszy nie chce nawet zrozumieć, a raczej usiłuje nie zrozumieć tej prawdy, że sprowadzając do zera posłannictwo swoje współdziała z chytrym, jak mówi dr Płowicz, światem-przemysłowcem. Nie należy służyć „mamonie”. Mieć ją można — mnie to ani grzeje, ani ziębi”.