[…] szczęścia szukam, ot w tej księdze […]– mówi.
Wiersz, który właśnie powstaje jest wynikiem silnej wewnętrznej potrzeby:
Chcę coś okropnie, coś pisać miłośnie.
O strachach i o Maryli
Maryla, jego ukochana, okazała się kobietą zimną, nieczułą:
Maryla słodkiej miłości wyrazy.
Dzieliła skąpo w rachubie;
Choć jej kto kocham mówił po sto razy,
Nie rzekła nawet i lubię
Nieliczne chwile wspólnego szczęścia są już przeszłością, teraz bohater może je jedynie wspominać, pociechy szukając w swoim pisarstwie. Przyjaciołom, do których kieruje swój wstępny utwór, chce opowiedzieć, „jakie z nią miał zabawy”. Odporną na zaloty Marylę zakochany młodzieniec „straszył”, opowiadając w nocy historie pełne postaci z zaświatów:
Za to więc w Rucie, przed północną chwilę,
Kiedy się wszyscy spać kładą,
Ja na dobranoc żegnając Marylę
Taką straszyłem balladą.
Teraz poeta przystępuje do odtworzenia owej historii, jaką wcześniej opowiadał Maryli. Zaczyna bezpośrednim zwrotem do swojej słuchaczki („Spojrzyj, Marylo”), przed którą rysuje obraz najbliższej okolicy. Strofy pierwsza i druga przynoszą konkretne informacje topograficzne: gaj, dolina, rzeka, mostek, stara cerkiew – wymieniane są szczegóły lokalnego tła. W dalszej części pada nawet konkretna nazwa miejscowości – Ruta (o której Mickiewicz wspomina w wierszu Do przyjaciół i która naprawdę istnieje na Nowogródczyźnie). Sceneria opisywana przez poetę jest niezwykła i straszna. Stara cerkiew, spróchniała dzwonnica, cmentarz…
Czy bies tam siedział, czy dusza zaklęta,
Że o północnej godzinie
Nikt, jak najstarszy człowiek zapamięta,
Miejsc tych bez trwogi nie minie.
O północy bowiem drzwi cerkwi otwierają się z głośnym trzaskiem, dzwony dzwonią same i słychać jakieś dziwne, tajemnicze dźwięki. Ale nie koniec to jeszcze okropieństw: mogiły poruszają się i widać zmarłych („trup po drodze bez głowy się toczy, / To znowu głowa bez ciała”). Podróżni zapuszczający się w te okolice narażeni są także na liczne inne przeszkody:
Ten złamał dyszel, ten wywrócił wozy,.
Innemu zwichnął koń nogę
Narrator, który przedstawia siebie jako racjonalistę, osobę niezwykle sceptyczną, w końcu sam doświadcza tych dziwów.
Śmiałem się z diabłów, nie wierzyłem w czary[…]– tak mówi o sobie, choć stary Andrzej, osoba zapewne dobrze znana jemu i słuchającej Maryli, wielokrotnie przestrzegał bohatera przed niebezpieczną okolicą. On jednak, nic sobie z tych ostrzeżeń nie robiąc, często tamtędy podróżował. Aż pewnego razu, gdy przemierzał tę drogę nocą, na moście pękł dyszel od wozu. Bohater nie przejął się tym jednak i stwierdził:
Zostać na polu samemu i w nocy,
„To lubię – rzekłem – to lubię!”
Ledwie zdążył dokończyć swoje zdanie, a tu
[…] straszna martwica
Wypływa z bliskich wód toni;
Białe jej szaty, jak śnieg białe lica,
Ognisty wieniec na skroni […]
Krzyknę: „Niech będzie Chrystus pochwalony!”
„Na wieki wieków” – odpowie.
Dziewczyna, która ukazała się bohaterowi okazała się pokutującą grzesznicą, którą – niespodziewanie zachwycony straszliwością miejsca – młodzieniec wyzwolił od wiecznej męki „jednym słówkiem: To lubię”. Winą dziewczyny była jej nieczułość – Maryla, bo tak miała ona na imię, opowiedziała, jak to dawniej gardziła wszystkimi zalotnikami, jak lekko traktowała ich uczucia. Wśród nich był również młodziutki Józio:
[…] młody, cnotliwy, nieśmiały;.
Obce dla niego wyrazy miłośne,
Choć czuł miłośne zapały
Maryla lekceważyła go, doprowadzając do tragedii chłopca.
Lecz próżno nędzny w oczach prawie znika,– tak komentuje swoje ówczesne zachowanie.
Próżno i dzień, i noc płacze;
W boleściach jego dla mnie radość dzika,
Śmiech obudzały rozpacze.
„Ja pójdę” – mówił ze łzami. „Idź sobie!”
Poszedł i umarł z miłości;
Tu nad rzeczułką, w tym zielonym grobie
Złożone są jego kości.
Konsekwencją śmierci Józia były spóźnione wyrzuty sumienia Maryli i późniejsza zemsta Józia, który niespodziewanie nawiedził dom Maryli jako upiór. Porwał dziewczynę, „w czyscowe rzucił potoki” i tam usłyszała wyrok za nieczułość swego serca:
Za taką srogość, długie, długie lata
Dręcz się w czyscowej zagubie,
Póki mąż jaki z tamecznego świata
Nie powie na cię choć: lubię.
Prosił Józio niegdyś o to słowo,
Gorzkie łzy lał nieszczęśliwy;
Prośże ty teraz; nie łzą, nie namową,
Ale przez strachy i dziwy.
I tak od stu lat męczyła się dziewczyna, aż w końcu usłyszała upragnione słowo. Chcąc wynagrodzić swojego wyzwoliciela przepowiada mu przyszłość:
„Za to ci spadnie wyroków zasłona,
Przyszłość spod ciemnych wskażę chmur:
Ach! i ty poznasz Marylę; lecz ona…”
Wtem na nieszczęście zapiał kur.
Dziewczyna znika, nie kończąc przepowiedni. Zepsuty pojazd jest już naprawiony i można ruszać dalej w drogę. Bohater prosi jeszcze, by
[…]za dusze w czyśćcu bolejące.
Zmówić trzy Zdrowaś Maryja
Sceneria opisywanych zdarzeń: noc, stara cerkiew, cmentarz, woda oraz wszystko to, co się dzieje na drodze do Ruty, pojawianie się „strasznej martwicy” i upiora Józia w opowiadaniu dziewczyny wydają się wprowadzać nastrój potworności i grozy. W istocie jednak wcale tak nie jest – poetyka grozy staje się wręcz poetyką żartu. Według Czesława Zgorzelskiego
[…] To lubię opowiada o przygodzie na mostku z udaną powagą przerażenia, które – w ujęciu narratora – śmieszy raczej niż „straszy”. Upiór, dwukrotnie do akcji wprowadzony, wnosi ze sobą nie tyle romantyczną atmosferę „dziwów”, ile maskowaną żartobliwość racjonalistyczno-salonowego podkpiwania sobie z przesądów o strachach przychodzących rzekomo po śmierci z innego świata.
Z baśniami dla dzieci kojarzy wręcz Mickiewiczowskie upiory J. Przyboś:
„Strachów” nie brał poeta całkiem na serio i właśnie ten ton opowiadania wzięty na pół serio, a na pół dla zabawy, ton właściwy bajarzowi bawiącemu baśniami dzieci, czaruje nas w balladach. […] „Straszył” nimi, żeby się wdzięcznie przypodobać.
Komu? Zapewne niewzruszonej dotychczas Maryli, której zachowanie przecież opisuje w swojej balladzie. Nie była to historia, którą chciał ją przestraszyć, ale raczej zabawić i zainteresować swoją osobą.
Badacze twierdzą, że utwór To lubię w rozwoju sztuki balladowej Mickiewicza zajmuje stanowisko przejściowe. Stefania Skwarczyńska:
Ballada To lubię stoi w twórczości Mickiewicza na skrzyżowaniu kończącego się racjonalizmu, pełni sentymentalizmu i początkowego romantyzmu… Balladę tę kreśli romantyk, którego racjonalizm już nie pociąga, ale który romantyzmu nie pogłębił należycie i nie przeżył.
Szczególnie w sferze ukształtowania językowego ballady widzimy splot tych różnych tendencji. Poeta stara się przełamać zwyczaje dotychczasowej praktyki literackiej, dąży do osiągnięcia prostoty i naturalności języka, ale też pozostaje jeszcze pod wpływem dawnych przyzwyczajeń. Stara się uprościć składnię i wprowadzać wyrazy właściwych dotąd jedynie mowie potocznej, takie, jak: „chrośniak”, „ksyka”, „zrąbnica”, dyszel”, „szruba” czy nawet całe wyrażenie „roztwiera gębę i wytrzeszcza oczy”.
W balladzie To lubię odnajdziemy jednak jeszcze bardzo liczne słownictwo typowe dla poezji sentymentalnej: „piękna dolina”, „płomyk blady”, „słodki wyraz”, „gorzkie łzy”, „bladawy obłoczek”, „zefiry”. Poeta stosuje także bardzo popularny w sentymentalnych dumach układ stroficzny: wersy jedenasto- i ośmiozgłoskowe ułożone w przeplocie. Potrafi go jednak wykorzystać dla zbudowania bardzo rytmicznego tekstu. Rytmikę tę tworzą także liczne powtórzenia i konstrukcje paralelne, a wszystko to już składa się na balladową melodyczność i śpiewność.