Ballada rozpoczyna się sceną samobójstwa głównej bohaterki, skrzywdzonej dziewczyny z ludu:
Od dworu, spod lasa, z wioski,
Smutna wybiega dziewica,
Rozpuściła na wiatr włoski
I łzami skropiła lica.
„Głosem zdradzonej kochanki” żali się:
Kochałam pana tak szczerze,
On mię przysięgał zaślubić,
Dziś księżnę za żonę bierze,
Krysię ubogą chce zgubić.
Uwiedziona i porzucona dziewczyna, nie widząc sensu dalszej egzystencji, wybiera samobójstwo:
Dla opuszczonej kochanki
Cóż pozostało na świecie?
Przyjmijcie mię, Świtezianki!
Postanawia zakończyć swoje życie, topiąc się w płynącej nieopodal dworu rzece. Jest zdeterminowana, chociaż w ostatniej chwili pojawia się w niej element wewnętrznej walki, wtedy, kiedy przypomina się jej, że pozostawi na świecie osierocone dziecko. Ostatecznie jednak decyduje się na ten dramatyczny krok:
I z brzegu do wody skacze,
I w bystrej nurza się toni.
W tym samym czasie w dworze rozbrzmiewa głośna muzyka, zjeżdżają się goście – trwa huczne wesele niewiernego kochanka z księżną. Wśród tych wszystkich hałasów słychać jeszcze płacz małego dziecka. To wierny sługa niesie dziecko, szukając jego matki. Idzie w kierunku rzeki, wołając:
Niestety!
Ach, któż da piersi dzieciątku?
Ach! Gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?
Krysia zmieniona w Świteziankę wiedzie swój nowy, podwodny żywot. Tak go sama opisuje:
Tutaj drżę cała od chłodu,.
A żwir mnie oczki wyjada.
Przez żwir, przez ostre kamuszki
Fale mnie gwałtownie niosą,
Pokarm mój koralki, muszki,
A zapijam zimną rosą
Odpowiadając na wołanie sługi, Krysia po postacią rybki teraz wynurza się na powierzchnię i przechodzi metamorfozę – z ryby zmienia się w pół-kobietę pół-rybę. Dzięki temu, że do pasa ma kobiece ciało może nakarmić swoje głodne dziecko. Od tej pory każdego ranka i każdego wieczora sługa przynosi dziecko nad rzekę, gdzie za każdym razem pojawia się Świtezianka. Pewnego dnia jednak nie może tego zrobić, musi zaczekać, bo oto właśnie pan z żoną wybrali się na przechadzkę nad rzekę. Schował się w krzakach i czeka, jednak bardzo długo nikt nie wraca. Odważył się w końcu zbliżyć ku rzece i wówczas stanął zdumiony:
Przebóg! cudy, czy moc piekła!
Uderza go widok nowy.
Gdzie pierwej rzeczułka ciekła,
Tam suchy piasek i rowy.
Widzi tylko porozrzucaną na brzegu odzież, nigdzie natomiast nie ma śladu dziedzica i jego żony. To, co zwraca jeszcze jego uwagę, to wielki głaz wystający z zatoki i przypominający dwa ludzkie ciała. Nie pokazuje się również Krysia. Sługa, dumając przez długi czas, przeżywa w końcu moment olśnienia:
Patrzy na rów i na głazy,
Otrze pot na licu zbladłem,
I kiwnie głowa trzy razy,
Jakby chciał mówić: już zgadłem.
Dzieciątko na ręce bierze,
Śmieje się dzikim uśmiechem,
I odmawiając pacierze
Wraca do domu z pośpiechem.
W świetle tego zakończenia Rybka jest utworem podejmującą problematykę moralną, zadaje pytanie o sprawiedliwość, o odpowiedzialność za swoje czyny. Zgodnie z ludową wiarą za popełnione winy trzeba odpokutować. Toteż, kiedy sprawca nieszczęść Krysi pojawia się w miejscu jej samobójstwa, zostaje osądzony. Dzieje się to za sprawą ingerencji świata nadziemskiego, który osądza winnego, karze i tym samym wprowadza ład na ziemi. Czesław Zgorzelski tę cechę ballady podsumowuje następująco:
[…]Rybka snuje opowieść o losach Krysi w tonie zgrzebnej prymitywności współczującego człowieka z ludu. Właśnie tę prostą naiwność należy uznać za największą zaletę ballady – w ten sposób poeta zbliża się do sfery ludowych wierzeń w tajemniczą siłę przyrody i przekonania o sprawiedliwości, która zawsze zwycięża.