Pani Wanda Okszyńska miała skończonych szesnaście lat, a jednak nie mogła przeleźć z piątej do szóstej klasy szkoły państwowej w Częstochowie. Skończyło się na tym, że jej poradzono, ażeby sobie poszła na grzyby, gdyż z jej nauki nic nie będzie.
Wanda to postać nieco dziwna, wręcz lekko przerysowana. Chuda, z długimi rękami i nogami, długim warkoczem, przykuwała wzrok oczami o niezwykły głębokim wyrazie. Była pensjonarką, usuniętą ze szkoły za brak postępów w nauce. Niezrozumiana przez nikogo, spędza pewien czas w Nawłoci, u ciotki, która pracuje u Wielosławskich jako rządczyni. Dziewczyna, mimo pewnych uszczerbków na umyśle, posiadała pewien talent. Otóż ta zdawać by się mogło niedorozwinięta panienka potrafiła przepięknie grać na pianinie, wszyscy jej nauczyciele orzekali, że jest w tym względzie wprost genialna:
Owa panna Wanda jedno tylko miała na swe usprawiedliwienie: grała na fortepianie. Nic do jej głowy nie p r z y s t ę p o w a ł o, tylko ta muzyka. Mogła grać przez cały dzień, nic nie jedząc ani pijąc – mogła nie spać, a nawet nie wiedzieć, że żyje na świecie, byleby jej tylko pozwolono bębnić na fortepianie. Toteż i bębniła. Rodzice rujnowali się na wynajem pianina i na drogie honoraria dla m e t r ó w. Ci kręcili głowami i wszyscy, jak jeden, zapewniali: nadzwyczajna zdolność, zadziwiające ucho, niesłychana pamięć, istotny talent! Panny Wandzi nie wbijało to w ambit. Ona grała dla samej muzyki. Upijała się tą swoją „wyższą” muzyką niczym pijak gorzałką.
W Nawłoci panna Wanda otrzymała przyzwolenie na korzystanie z fortepianu stojącego w domu Wielosławskich. Przy tym to instrumencie nieszczęsna „oślica” spotkała pana Baryke, który dla ośmielenia dziewczyny zagrał z nią na cztery ręce „Tańce węgierskie”. Dziewczyna z miejsca zakochała się w Czarusiu.
Panna Wandzia po prostu zachorowała duchowo. Jej stan była to nieustanna tęsknota dochodząca aż do zupełnej nieprzytomności władz umysłowych. Młoda panienka żyła w jakimś błękitnym tumanie. Osoba Cezarego zatracała się i niemal rozpływała w łagodnej, powłóczystej chmurze.
Choroba dziewczyny okazała się niebezpieczna. Wanda miała w sobie coś zwierzęcego, niezwykłą czujność i intuicję, które pozwoliły jej szybko zlokalizować swoją rywalkę w walce o serce Czarusia. Wanda zapałała szczerą nienawiścią do Karoliny, szczególnie po tym, jak Cezary wykpił jej uczucia. Dziewczyna z rozpaczy dodała strychninę do soku Karoliny, powodując w ten sposób jej śmierć. Trudno ocenić, na ile Wanda uczyniła to pod wpływem chwilowej niepoczytalności, szaleństwa, a na ile był to efekt wielodniowych przygotowań i planów. Wanda nie została ukarana za swoją zbrodnię, wszystkiego się wyparła, a nie znaleziono przeciwko niej żadnych dowodów, nie umiano podać tez motywu (te znał tylko Cezary, który konsekwentnie milczał, nie chcą robić sobie dodatkowych kłopotów).
strona: - 1 - - 2 -