Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
Marek Edelman jest jedynym, który przeżył spośród 400 000 Żydów wyprowadzonych na Umschlagplatz i skazanych na śmierć poprzez zagazowanie. Dwa razy ocalał dzięki przypadkowi: za pierwszym mierzył do niego Niemiec cierpiący na astygmatyzm, przez co strzelał niecelnie, a za drugim „ściągnął” go z wozu dostarczającego codzienny „kontyngent” kolega Mietek.

Jako ten, który codziennie ocierał się o śmierć, a jednak pozostawał przy życiu, może mówić o obydwu pojęciach. Każde przedstawia jako swoistą wartość, jednak to śmierć jest dominującym motywem w jego relacji.

Śmierć pojawia się nie tylko we wspomnieniach o getcie, ale również później (w czasie wolności), kiedy Edelman pracował jako lekarz – kardiochirurg.

Według bohatera reportażu ważniejsze są dla niego czasy obecne, bo jako medyk zobligowany jest do ratowania ludzkiego życia. W getcie panowały inne reguły, tam dla nikogo nie rokowano szansy życia, za to zawsze istniało ryzyko śmierci:

„Nic większego niż śmierć, zawsze chodziło przecież o śmierć, nigdy o życie (...) tam wszystko było z góry przesądzone.”

Stojąc jako goniec szpitalny przy bramie Umschlagplatzu, Edelman miał za zadanie wyprowadzać chorych, ale starał się również wychwytywać i „przemycać” działaczy podziemia. Został mimowolnym świadkiem pochodu czterystu tysięcy ludzi na śmierć, uratował tylko niektórych z nich. Później – już jako lekarz pamięta o tamtym obowiązku i przystając pod drzewem – palmą zdobiąca wnętrze kliniki, czuje się jak wtedy – w bramie Umschlagplatzu:

„Moje zadanie polegało na tym, żeby możliwie jak najwięcej spośród nich ocalić – i uprzytomniłem sobie kiedyś pod palmą, że to jest to samo zadanie, co tam. Na Umschlagplatzu.”

Opowiadający szczegółowo przedstawia Hannie Krall metody eliminowania Żydów przez Niemców, którzy, by osiągnąć jak najwyższą cyfrę ofiar, posługiwali się szantażem i kłamstwem. Mamili mieszkańców getta obietnicą chleba, bo wiedzieli, że zaspokojenie głodu jest sprawą nadrzędną:

„Słuchaj, moje dziecko. (mówi Edelman do reporteki – Hanny Krall) Czy ty wiesz, czym był chleb w getcie? Bo jak nie wiesz, to nigdy nie zrozumiesz, dlaczego tysiące ludzi mogło dobrowolnie przyjść i z chlebem jechać do Treblinki.”

Hitlerowcy urządzili akcję likwidacyjną, pod pretekstem zmiany miejsca położenia i celowego przemieszczenia ludności, lecz w gruncie rzeczy chodziło o unicestwienie narodu. Dla zachowania pozorów rozdawali „numerki na życie”, uzurpując sobie całkowitą władzę nad człowiekiem, decydowali o możliwej ilości ocalonych. By zwolnić się z odpowiedzialności, powierzali to zadanie innym, m.in. policji żydowskiej i Gminie. Tak jakby istniała jakaś miara, „według której możemy rozstrzygnąć, kto ma prawo żyć.”

Policja i Gmina Żydowska (na czele Gminy do 23 lipca 1942 roku stał Adam Czerniaków, który potem popełnił samobójstwo) w trakcie akcji likwidacyjnej miały pilnować codziennych dziesięciotysięcznych „dostaw” na Umschlagplatz. Niektórzy, upatrując w powierzonym zadaniu szansę przeżycia, stali się donosicielami i kolaborantami (Lejkin). Natomiast Umschlagplatz, z którego odjeżdżały wagony, stał się symbolicznym miejscem kaźni. Siłą wyciągano ludzi do transportu, czasem oszczędzano chorych, ale, aby „zasłużyć” na status chorego, niektórzy specjalnie łamali sobie kończyny.

W czasie akcji likwidacyjnej chodziło już tylko o „wybór sposobu umierania”, estetykę śmierci. Jest to także jeden z powodów wybuchu powstania, które ze względów organizacyjnych, skazane było na przegraną:

„Chodziło przecież o to, aby nie dać się zarżnąć, kiedy po nas z kolei przyszli.”(mówi Edelman)

Decyzja o wyborze śmierci dana była nielicznym
. Zdarzało się, że to personel medyczny „pomagał” skazanym przyspieszyć śmierć:

„W szpitalu chorzy leżeli na podłodze, czekając na załadowanie do wagonu, a pielęgniarki wyszukiwały w tłumie swoich ojców i matki, i wstrzykiwały im truciznę.”

Jedna z lekarek (Inka) zrezygnowała ze swojej porcji cyjanku i przeznaczyła ją dla dzieci. Uznawano ją za bohaterkę, ponieważ umożliwiła podopiecznym spokojną śmieć: „Przecież ona uratowała je od komory gazowej – tłumaczy rozmówca reporterce – przecież to było nadzwyczajne (...).”

Analogiczny przykładem jest syn Hennocha Rusa, któremu przetoczono krew z żył doktora Edelmana. Po transfuzji dziecko zmarło. Ojciec chłopca nie mówił nic, ale unikał spotkania z dawcą. Gdy zainicjowano akcję likwidacyjną wyraził mu swoją wdzięczność: „Dzięki tobie mój syn zmarł w domu, jak człowiek.” Na ogół śmierć w domu lub w szpitalu była tak nierealna, że budziła śmiech. W ten sposób umierał Mikołaj z Żegoty:

„Mikołaj chorował i umarł. Zwyczajnie, w szpitalu, na łóżku! Pierwszy ze znanych mi ludzi umarł, a nie został zabity. (wyjaśnia bohater reportażu) strasznie, żeśmy się z tej historii śmiali (...) że Mikołaj tak jakoś dziwnie umiera, leżąc w czystej pościeli na łóżku. Dosłownie pękaliśmy ze śmiechu.”

W relacji przywódcy powstania dostrzec można wyraźne rozróżnienie – podział na rodzaje śmierci: estetyczną (efektowną) i nieestetyczną (nieefektowną), godną i niegodną, cichą i dającą rozgłos, sensowną i bezsensowną.

Wizerunkiem estetycznego umierania jest śmierć legendarnej Krystyny Krahelskiej – poetki i modelki pozującej do pomnika Nike, która zginęła w powstaniu warszawskim na tle pola słoneczników: „Cóż to za piękne życie i piękna śmierć.(...) Tylko tak należy umierać. Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy umierają nieefektownie. W strachu i ciemności.” – ironizuje Edelman, który tym samym nie zgadza się na mit estetycznej śmierci.

Nieestetyczne umieranie bardziej dotyczyło mieszkańców getta. Za murem zdarzały się przypadki kanibalizmu (Rywka Urman nadgryzła kawałek swojego zmarłego dziecka). Ludzie ginęli z głodu, nad którym prowadzono szczegółowe badania, bo istniała ogromna ilość „materiału badawczego”. Z czasem badania przerwano, bo zabrakło i „materiału” i badaczy. Za to pozostał „naturalistyczny” dowód w postaci zapisu. Śmierć wszędzie zbierała pokłosie. Na ulicach leżeli nieprzytomni z głodu, nędzy i wyczerpania osobnicy, którzy zasypiali i umierali z kawałkiem chleba w ustach. Dzieci otrzymywały niewielkie racje żywieniowe, czasem była to zupa, którą wygłodzeni dorośli brutalnie próbowali im odebrać.

Śmiercią nieestetyczną ginęli ludzie w kanałach i w płomieniach, jak ów chłopiec spalony na Miłej, gdy szedł dowiedzieć się, czy pogłoski o „posiłkach” od AK w północnej części dzielnicy są prawdziwe. Własna śmiercią dopełnił tylko proporcję 1: 400 000 spalonych. On został spalony w getcie, oni w komorach gazowych i krematoriach:

„(...) czy myślisz, że to może zrobić jeszcze wrażenie na kimś – jeden spalony chłopak po czterystu tysiącach spalonych?” – zastanawia się Edelman, który jest jedynym ocalałym spośród tych czterystu tysięcy: 1: 400 000.

Na godne umieranie było kilka sposobów:

„Różne mieliśmy pomysły. Dawid mówił, żeby się rzucić na mury – wszyscy ilu nas zostało w getcie, przedrzeć się na stronę aryjską, usiąść na wałach Cytadeli, rzędami, jeden nad drugim, i czekać, aż gestapowcy obstawią nas karabinami maszynowymi i rozstrzelają rząd za rzędem. Estera chciała podpalić getto, żebyśmy spłonęli razem z nim. , ale wtedy to nie brzmiało patetycznie, tylko rzeczowo.”

Godnie umierali Michał Klepfisz i Pola Lifszyc. On został odznaczony za bohaterstwo Orderem Virtuti Militari. A ona niezauważona przedostała się do pochodu, by wraz z matką iść na spotkanie ze śmiercią. O jej poświęceniu nie wie nikt. Jej martwą postać otula milczenie. Ludzie pamiętają głównie o tych wielkich, a Pola Lifszyc nie ma szans na „korczakowską” legendę.

Niegodnie i po cichu umierali wszyscy, którzy nie mieli szans walczyć w powstaniu, czyli ofiary komór gazowych ufnie wsiadające z bochenkami chleba do wagonów. Cicho, nawet nie zdążywszy zakwilić, umierały noworodki. Z konieczności i obawy przed ich przyszłym losem, „miłosierny” personel medyczny nie pozwalał im ujrzeć karykaturalnego oblicza świata.

W przypadku śmierci niegodnej i cichej toczy się między autorką a jej rozmówcą polemika:
„Śmierć w komorze gazowej nie jest gorsza od śmierci w walce, na odwrót (...) jest trudniejsza, o ileż łatwiej ginie się strzelając, o ileż łatwiej było umierać im niż matce Poli Lifszyc.”

„To jest straszna rzecz, kiedy się idzie tak spokojnie na śmierć. To jest znacznie trudniejsze od strzelania. Przecież o wiele łatwiej się umiera, strzelając – o wiele łatwiej było umierać nam niż człowiekowi, który idzie do wagonu, a potem jedzie wagonem, a potem kopie sobie dół...”
- w ten sposób przywódca powstania w getcie broni ofiar holokaustu.

[nr]Holokaust – to zaplanowana, instytucjonalnie zorganizowana i systematycznie przeprowadzona eksterminacja 6 milionów europejskich Żydów w czasie drugiej wojny światowej.[/nr]

Edelman wiedział, „że trzeba umierać publicznie, na oczach świata”. I tak umierali bojownicy o honor, uczestnicy powstańczej akcji zbrojnej – śmiercią dającą rozgłos. Sensownie zginął Michał Klepfisz, który zasłonił swoim ciałem karabin maszynowy, i tym samym umożliwił ucieczkę współtowarzyszom. Bezsensownie zginął Stefan Sawicki, siedemnastoletni młodzieniec, u którego Niemiec zauważył broń. Esesman zastrzelił go. Edelman za bezsensowną poczytuje wspólną samobójczą śmierć swoich przyjaciół, która miała charakter symboliczny.

„Nie poświęca się życia dla symboli.” – komentuje to wydarzenie bohater reportażu.

Mówiąc o śmierci współtowarzyszy, wyraża się rzeczowo, unika patosu i zbytniej emocjonalności, co dodatkowo podkreśla Hanna Krall słowami: „Wszystkie historie, które opowiadasz – prawie wszystkie – kończą się śmiercią.”

Wartość życia. Życie w getcie było niewiele warte. Za pieniądze, które płaciło się za ukrywanie Żydów po aryjskiej stronie, można było kupić dwa rewolwery niezbędne dla walczących: „(...) Więc za jeden rewolwer można było ukrywać przez miesiąc jednego człowieka. Albo dwóch. Albo trzech nawet.”

Ocalenie życia było zazwyczaj przypadkowe. Swoje istnienie Edelman uzasadnia w ten sposób. Przypadek dwukrotnie wybawił go od śmierci. Po wojnie decyduje się zostać lekarzem, by podobnie jak na Umschlagplatzu mieć wpływ na życie innych. Żeby „odreagować” zagładę 400 000,bo współcześnie uratować można już nie jedno, lecz wiele istnień człowieczych.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Zdążyć przed Panem Bogiem - streszczenie szczegółowe
2  Charakterystyka Marka Edelmana na podstawie „Zdążyć przed Panem Bogiem”
3  Geneza powstania „Zdążyć przed Panem Bogiem”