Już sam tytuł utworu: „Zdążyć przed Panem Bogiem” można dwojako interpretować. W odniesieniu do okupacyjnej rzeczywistości należy go rozumieć jako dążenie do wyboru rodzaju śmierci, uprzedzenia Boga w Jego decyzjach. Nim Bóg „wyda” wyrok, należy być pierwszym i samemu rozstrzygnąć, w jaki sposób chce się umrzeć. Tak czynili niektórzy bohaterowie prezentowani w reportażu np. Jurek Wilner czy Mordechaj Anielewicz. Edelman wspomina również o samobójstwie zbiorowym.
Ludzie, zdając sobie sprawę, że czeka ich śmierć, (najczęściej w obozie zagłady w Treblince), sami woleli wybrać jej charakter i skrócić mękę oczekiwania oraz wiążące się z „niewiadomym” konaniem cierpienia. Zażywali truciznę (cyjanek, luminal), strzelali do siebie lub prosili o tę „przysługę” kogoś bliskiego, niejednokrotnie skakali z wysokości, chwalebna była śmierć w walce:
„Chodziło przecież o to, żeby nie dać się zarżnąć (...) Chodziło tylko o wybór sposobu umierania.” – mówi Edelman.
Powojenne losy doktora oraz wybór profesji lekarza ściśle łączą się z czasami okupacji, są jej następstwem. Zadaniem Edelmana w getcie było stanie w bramie na Umschlagplatzu i wychwytywanie jednostek z tłumu, a następnie wyprowadzanie ich jako chorych:
„Byłem wtedy gońcem w szpitalu i to byłą moja praca: stać przy bramie na Umschlagplatzu i wyprowadzać chorych.”
„(...) moje zadanie polegało na tym, żeby możliwie najwięcej spośród nich ocalić”.
Widział wtedy przemarsz 400 000 ludzi skazanych na zagładę. Nie mógł wiele uczynić. Pozostawał bierny.
Pracę lekarza podjął w odwecie za śmierć. W getcie nie miał zbytnich szans na ratowanie życia, jako kardiochirurg ma ich dużo więcej. I choć zdaje sobie sprawę, że nie zawsze może mu się to udać, podejmuje ryzyko. Wie, że jeżeli nie uda mu się przedłużyć życia pacjentowi, to jest w stanie zapewnić mu godną śmierć. Współcześnie denerwuje się bardziej niż wtedy, w getcie. Tam wszyscy pogodzeni byli ze swoim losem i niewielu można było uratować, teraz jest inaczej, bo wiele zależy od niego. Jeżeli, choć na trochę przedłuży ludzkie istnienie, tym samym stwarza człowiekowi kolejną szansę życia - szansę na poznanie i doświadczanie tego, co wartościowe: miłości, przyjaźni...
Swoją misję – powołanie określa w kategoriach „wyścigu z Bogiem”. Jak sam mówi:
„Pan Bóg chce już zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć troszkę dłużej, niż On by sobie życzył.”
Obecna rola doktora Edelmana ma charakter metafizyczny. Nigdy nie ma pewności, czy wygra się walkę ze Stwórcą, zwłaszcza, że On czasami nie szczędzi małych złośliwości, bywa nieprzewidywalny, ale być może czegoś nie zauważy – coś przeoczy, wtedy można wykorzystać okazję i ubiec Go i niczym On podarować szansę życia.
Edelman, mimo doświadczeń wojennych, grozy okupacji i bliskości śmierci, nie utracił wiary w Boga, tak jak było to w przypadku ojca Mietka Dąba, który niegdyś rzekł:
„Jaki Bóg?! Ty nie widzisz, co się dzieje? Ty nie widzisz, że Boga już dawno tu nie ma? A jeżeli nawet jest (...) to on jest po ich stronie.”
Doktor ma wrażenie stałej obecności Boga, a on sam jest w pewnym sensie Jego sługą, partnerem i graczem. Bierze udział w wyścigu z Nim – w igraszkach o życie – aż o Życie...