Gdy w końcu wszyscy wyjechali, dziewczynki rozpoczęły opiekę nad Kerstin: „O godzinie dwunastej miałyśmy jej dać jeść. Jedzenie było przygotowane do odgrzania. Potem miałyśmy ją położyć spać na parę godzin po obiedzie”. Zamierzały mówić do niej łagodnie i uprzejmie, nie przewidywały żadnych problemów w tej prostej czynności.
Lisa i Anna zamierzały zabrać małą na spacer w jej drewnianym wózeczku. Gdy próbowały ją posadzić, ona chciała stać wyprostowana w wózku i skakać w górę i w dół i mówić „hej, hej”. Wpadły więc na kontrowersyjny pomysł: przywiązały dziewczynkę grubym sznurkiem do wózka, a ta zaczęła krzyczeć w niebogłosy.
Krzyk sprowadził przerażonego Ollego. Był przekonany, że przyjaciółki biją jego siostrzyczkę. W końcu poradził, by pozwoliły jej robić to, na co ma ochotę: wówczas nie będą miały problemów:
„Tak, Olle z pewnością najlepiej wiedział, jak należy się obchodzić z jego siostrą, więc pozwoliłyśmy Kerstin stać w wózku i wołać „hej, hej”, ile tylko chciała. Musiałyśmy zrobić tak, że ja ciągnęłam wózek, a Anna biegła obok i chwytała Kerstin, ilekroć z niego wypadała”.
W ten sposób dziewczynki dojechały do głębokiego rowu, do którego ich podopieczna wskoczyła, upadając głową wprost do wody. Była zupełnie mokra, krzyczała i patrzyła ze złością, gdy Lisa i Anna ją wyciągały.
Po dotarciu do domu Kerstin została szybko przebrana w suche rzeczy i posadzona – za poleceniem Ollego - na nocniczku. Niestety, mała nie chciała grzecznie siedzieć:
„Anna i ja wytężałyśmy wszystkie siły i naciskałyśmy Kerstin, żeby usiadła na nocniczku, ale nie zdało się to na nic. Robiła się sztywna jak kołek, darła się wniebogłosy i nie chciała usiąść”.
Opiekunki były bardzo zmęczone. Na szczęście Kerstin przestała w końcu płakać, wlazła pod stół kuchenny i zrobiła tam małe „jeziorko”, następnie wstała i ściągnęła ze stołu ceratę, a z nimi – kilka filiżanek. Lisa i Anna sprzątnęły ten bałagan, zdjęły podopiecznej mokre majteczki i zaczęły szukać suchych, a w tym czasie Kerstin była już w połowie drogi do obory. Całe zdarzenie obserwował wściekły Olle.
W końcu dziewczynkom udało się zabrać Kerstin do domu i przebrać ją w suchą bieliznę. Było to nie lada wyzwaniem, ponieważ cały czas wywijała się w prawo i w lewo i krzyczała. Założyły jej najładniejszą sukienkę - białą z malutkimi zakładeczkami i zmarszczkami. Prośby, aby uważała, na nic się zdały. Siostrzyczka Ollego pobiegła do pieca robiąc sobie dużą plamę z sadzy na samym przedzie sukienki, śmiała się i była bardzo zadowolona, gdy Lisa i Anna czyściły jej sukienkę.
Nastała pora posiłku. Dziewczynki podgrzały szpinak i zaczęły karmić Kerstin. Ta, o dziwo – bardzo ładnie jadła. Gdy zaczęły ją chwalić, powiedziała „hej, hej”i trąciła łyżkę tak, że cały szpinak poleciał Lisie prosto w oczy. Potem nie chciała już więcej jeść, w pewnym momencie odepchnęła łyżkę tak mocno, że połowa szpinaku znalazła się na białej sukience. Podobny los spotkał zupę owocową z filiżanki. Sukienka nie była już wcale biała, tylko zielona i czerwona, miała białe plamki w miejscach, których nie udało jej się zachlapać szpinakiem lub zupą owocową.
Gdy nadszedł czas drzemki, dziewczynki przebrały Kerstin w nocną koszulkę, włożyły ją do łóżeczka i wyszły do kuchni. Wówczas mała zaczęła wrzeszczeć, jak tylko potrafiła najgłośniej. Spotykając się z brakiem reakcji, krzyczała jeszcze głośniej niż przedtem.
Lisa i Anna nie wytrzymały i weszły do jej pokoiku. Kerstin zrobiła się zaraz wesoła, stanęła w łóżeczku, zaczęła skakać i wołać „hej, hej”. Próby usypiania trwały jeszcze wiele minut. Za każdym razem mała zaczynała krzyczeć wniebogłosy.
W końcu – po wielu trudach – w pokoiku Kerstin zapanowała zupełna cisza. Dziewczynki już miały nadzieję, że zasnęła, aż nagle usłyszały z sąsiedniego pokoju jakiś dziwny dźwięk. Brzmiało to jak pełne zadowolenia mamrotanie, jakie wydają małe dzieci, gdy są zajęte czymś, co im się szczególnie podoba. Okazało się, że dziewczynka siedziała w otwartym kominku w sypialni rodziców:
„był świeżo pobielony na lato. B y ł pobielony, mówię. Bo teraz nie był już biały. Kerstin siedziała na kominku i miała w rączce pudełko z pastą do butów. Była nią cała uczerniona od góry do dołu, tylko gdzieniegdzie wysmarowana była na biało kredą. Miała pastę do butów we włosach i na rękach, i na koszulce nocnej, a jej łzy wyglądały zupełnie jak małe, czarne, murzyńskie łezki. Cały kominek wysmarowany był pastą do butów”.
Lisa i Anna nie wiedziały, jak usunąć pastę do butów z małego dziecka. Britta im nie pomogła, podsumowała jedynie, że kiepskie z nich piastunki, a potem poszła spać. Gdy Olle zobaczył siostrzyczkę, wpadł w prawdziwy szał: „- Czy postradałyście rozum?! - krzyczał. - Pomalowałyście ją na czarno?!”.
Lisa i Anna zagrzały wody w kociołku i wyniosły go na trawę. Udało im się wsadzić do niego Kerstin, która zdążyła ubrudzić podłogę w całym domu. Szorowanie szło dobrze do momentu, gdy trochę mydła dostało się do oczu dziewczynki. Wówczas zaczęła wrzeszczeć tak okropnie, że słychać to było w całym Bullerbyn. Lasse i Bossę przybiegli i pytali, czy Lisa i Anna zarzynają prosiaka, zaś Olle odpowiedział: „- Nie (…) to tylko te dwie świetne piastunki się wprawiają”.
Pasty do butów nie udało się zmyć tak zupełnie. Ciało Kerstin stało się dziwnie szare, przyjaciele obstawiali, że do Gwiazdki będzie ponownie różowe.
Potem Olle położył Kerstin do łóżeczka, nawet nie pisnęła nawet, lecz momentalnie usnęła. Zmęczone opiekunki doszły do wniosku, że wszystko, co na temat wychowywania dzieci zostało napisane w gazecie, to kłamstwo: „:Bo to zupełnie wszystko jedno, jak się mówi do małych dzieci. Czy się mówi łagodnie i uprzejmie, czy się na nie krzyczy, robią i tak, co chcą”.