Nastała pora posiłku. Dziewczynki podgrzały szpinak i zaczęły karmić Kerstin. Ta, o dziwo – bardzo ładnie jadła. Gdy zaczęły ją chwalić, powiedziała „hej, hej”i trąciła łyżkę tak, że cały szpinak poleciał Lisie prosto w oczy. Potem nie chciała już więcej jeść, w pewnym momencie odepchnęła łyżkę tak mocno, że połowa szpinaku znalazła się na białej sukience. Podobny los spotkał zupę owocową z filiżanki. Sukienka nie była już wcale biała, tylko zielona i czerwona, miała białe plamki w miejscach, których nie udało jej się zachlapać szpinakiem lub zupą owocową.
Gdy nadszedł czas drzemki, dziewczynki przebrały Kerstin w nocną koszulkę, włożyły ją do łóżeczka i wyszły do kuchni. Wówczas mała zaczęła wrzeszczeć, jak tylko potrafiła najgłośniej. Spotykając się z brakiem reakcji, krzyczała jeszcze głośniej niż przedtem.
Lisa i Anna nie wytrzymały i weszły do jej pokoiku. Kerstin zrobiła się zaraz wesoła, stanęła w łóżeczku, zaczęła skakać i wołać „hej, hej”. Próby usypiania trwały jeszcze wiele minut. Za każdym razem mała zaczynała krzyczeć wniebogłosy.
W końcu – po wielu trudach – w pokoiku Kerstin zapanowała zupełna cisza. Dziewczynki już miały nadzieję, że zasnęła, aż nagle usłyszały z sąsiedniego pokoju jakiś dziwny dźwięk. Brzmiało to jak pełne zadowolenia mamrotanie, jakie wydają małe dzieci, gdy są zajęte czymś, co im się szczególnie podoba. Okazało się, że dziewczynka siedziała w otwartym kominku w sypialni rodziców:
„był świeżo pobielony na lato. B y ł pobielony, mówię. Bo teraz nie był już biały. Kerstin siedziała na kominku i miała w rączce pudełko z pastą do butów. Była nią cała uczerniona od góry do dołu, tylko gdzieniegdzie wysmarowana była na biało kredą. Miała pastę do butów we włosach i na rękach, i na koszulce nocnej, a jej łzy wyglądały zupełnie jak małe, czarne, murzyńskie łezki. Cały kominek wysmarowany był pastą do butów”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 -