Wtem Kopyrda, ów opalony, w spodniach flanelowych, co to na podwórku uśmiechnął się z wyższością, gdy padło słowo „pensjonarka", nasunął się memu spojrzeniu. Równie obojętny wobec Bladaczki, co wobec sporu Miętusa z Syfonem, siedział niedbale pochylony i wyglądał dobrze – wyglądał normalnie – z rękami w kieszeniach, schludny, rześki, łatwy, trafny i przyjemny, siedział dość lekceważąco, nogę założył na nogę i patrzył na nogę. Jak gdyby nogami uchylał się szkole. Sen? Jawa? „Czyżby? – pomyślałem. – Czyżby nareszcie zwykły chłopiec? Nie chłopię i chłopak, ale chłopiec zwykły? Z nim może wróciłaby utracona możność...
Z czasem, kiedy okazuje się, że Kopyrda interesuje się Zutą, Józio nie myśli o nim już tak pozytywnie, ale traktuje jak swojego rywala. Zwabia go podrobionym listem Zuty do jej pokoju, chcąc go skompromitować wobec profesora Pimki. Józio podziwia wówczas jego „nowoczesność”:
Kopyrda nie okazał zdziwienia. Nie wolno mu było dziwić się ani jej, ani sobie. Najmniejsza wątpliwość mogłaby zaprzepaścić wszystko. Musiał postępować, jakby rzeczywistość, którą wytwarzali między sobą, była czymś codziennym i zwyczajnym. O, mistrz! Tak też postępował. Wylazł na okno i zeskoczył na podłogę tak właśnie, jakby co nocy właził do jakiejś wczoraj poznanej pensjonarki. W pokoju roześmiał się cicho, na wszelki wypadek.Kiedy przybiegli zwabieni krzykiem Józia rodzice Zuty
[…]wyszedł z szafy i stanął uśmiechając się, blondyn, z marynarką w rękach, nowoczesny chłopiec sympatyczny, zdybany z dziewczyną rodziców.Młodziakowie nie wyrazili bowiem wówczas swego niezadowolenia, dopiero, kiedy ich oczom ukazał się Pimko wywiązała się awantura. Kopyrda chwycony przez Młodziaka za podbródek wdał się w ogólną bijatykę.