Głową rodziny jest Wiktor Młodziak, inżynier-konstruktor i urbanista. Ten pozbawiony przesądów pacyfista nauki pobierał w Paryżu:
„Europejczyk, inżynier i uświadomiony urbanista, który kształcił się w Paryżu i stamtąd przywiózł dryg europejski, czarniawy, w ubraniu — swobodny, w bucikach żółtych, giemzowych, nowych, które na nim bardzo się uwydatniały, w kołnierzyku a la Słowacki i w rogowych okularach, pozbawiony przesądów czerstwy pacyfista i wielbiciel naukowej organizacji pracy, z dowcipami i anegdotami naukowymi oraz dowcipami z kabaretów”.
Zawód zobowiązywał go do zachowania powagi i stateczności, więc w chwilach, gdy pozostawał sam – pokazywał swe prawdziwe „ja”. Ujawnił je na przykład w łazience („typowy inteligent-chamuś z gębą tak kretynicznie krotochwilną, obmierzle sprośną i plugawo zbaranialą”) oraz podczas rozmowy z żoną w sypialni, gdzie używał zdrobnień i posługiwał się „sprośnymi”, infantylnymi wyrazami:
„Majteczki! (…)Majtaski, hi, hi, hi, majtaski! (…)— Dobrze, dobrze, tłusta, tłusta langusta — hi, hi, hi — tłusta langusta wpadaPrzy stole nie stosuje się do panujących zasad, smarując grubą warstwą masła chleb i wpychając go łapczywie do buzi.
mi w usta. Mimo dość tłustego cielska była bardzo marzycielska. Ale jemu już wychłódło, bo już było stare pudło... (…)Zdradunia (…)Zdradeczka (…)Plasnę, plasnę w karczusio, karczunio, karczątko(...)”.
Jego żona: „Młodziakowa, kobieta dość otyła, lecz inteligentna i uspołeczniona, z bystrym i bacznym wyrazem twarzy, członkini komitetu dla ratowania niemowląt lub dla zwalczania plagi żebraniny dziecięcej w stolicy”. Joanna Młodziakowa nie pracuje zawodowo, ale aktywnie uczestniczy w społecznej działalności, realizując się jako „członkini komitetu dla ratowania niemowląt lub dla zwalczania plagi żebraniny dziecięcej w stolicy”.
Przyjętą maskę nowoczesności zdejmuje jedynie podczas czynności wykonywanych w łazience:
„Inżynierowa, goła, wycierała udo prześcieradłem kąpielowym, a twarz jej, ciemniejsza w karnacji, mądra, zaostrzona, zwisała nad tłustobiałą, cielęco niewinną, beznadziejną łydką, jak sęp nad cielakiem. I była w tym straszliwa antyteza, zdawało się, że orzeł krąży bezsilnie nie mogąc porwać cielaka, który beczy wniebogłosy, a to inżynierowa Młodziakowa przypatrywała się higienicznie i inteligentnie swojej babskiej, klępowatej nodze. Podskoczyła. Stanęła w pozycji, rękami ujęła się pod boki i dokonała półobrotu tułowiem z prawa w lewo z wdechem i wydechem. Z lewa w prawo z wydechem i wdechem! Wyrzuciła do góry nogę, a stopę miała drobną i różową. Potem drugą nogę z drugą stopą! Puściła się w przysiady! Dwanaście przysiadów odwaliła przed lustrem, oddychając przez nos - raz, dwa, trzy, cztery - aż biusty klaskały(...)”.
Młodziakowie mają nastoletnią córkę Zutę. Wszyscy zachowują się bardzo nowocześnie, hołdują postępowym prądom. W domu czczą racjonalizm, wyolbrzymiają rolę sportu i w ogóle wszelkiej innej aktywności fizycznej. Szczycą się swoimi wyzwolonymi z formy zasadami i wolnomyślicielstwem, czego najbardziej widocznym przykładem są stosowane metody wychowawcze.
Chcąc uchodzić za nowoczesnych, czyli tolerancyjnych pod względem obyczajowym, rodziców, namawiają córkę do łamania zasad. Gdy matka widzi Zutę w towarzystwie odprowadzającego ją do domu chłopca, od razu proponuje jej sponsoring ich wspólnego wyjazdu: „A może chcesz pojechać na week-end i nie wracać na noc? Nie wracaj w takim razie – rzekła usłużnie – nie wracaj śmiało! Albo może chcesz wybrać się bez pieniędzy, może chcesz, żeby on za ciebie płacił, a może wolisz płacić za niego, żeby on był na twoim utrzymaniu – w takim razie dam ci pieniędzy”.
strona: - 1 - - 2 -