Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie;
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drewna, lecz podmurowany;
Świeciły z daleka pobielane ściany, [...].
Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek
I obiegłszy dziedziniec zawrócił nad ganek,
Wysiadł z powozu; [...].
Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście
Kończył nauki, końca doczekał wreszcie.
Stała młoda dziewczyna – Białe jej ubranie
Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję. [...]
Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
Krótkie były Sędziego z synowcem witania;
Dał mu poważnie rękę do pocałowania
I w skroń ucałowawszy uprzejmie pozdrowił; [...].
Tadeusz się od przodków swoich nie odrodził:
Dobrze na koniu jeździł, pieszo dzielnie chodził,
Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił,
Choć stryj na wychowanie niczego nie skąpił.
[...] Wtem pan Podkomorzy,
wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,
a młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki
rzekł: <
kilku młodych od stołu i pannom służyło.
Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.
Niełatwą, bo nie na tem kończy się, jak nogą
Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;
Bo taka grzeczność modna zda mi się kupiecka,
Ale nie staropolska, ani też szlachecka.
Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.
Weszła nowa osoba, przystojna i młoda; [...]
Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,
Suknię materyjalną, różową, jedwabną,
Gors wycięty, kołnierzyk z koronek, [...].
Ukazał się pan Hrabia pod zamkowym lasem.
[...] I dziś zaspał poranek, więc na sługi zrzędził, [...]
surdut swój angielskiego kroju, biały, długi,
połami na wiatr puścił, z tyłu konno sługi.
Nieboszczyk pan mój, Stolnik, pierwszy pan w powiecie,
Bogacz i familijant, miał jedyne dziecię,
Córkę piękną jak anioł [...]
I już miał się oświadczać, lecz pomiarkowano
I czarną polewkę do stołu podano.
Bo każda chmura inna: na przykład jesienna
Pełźnie jak żółw leniwa, ulewa brzemienna,
I z nieba aż do ziemi spuszcza długie smugi
Jak rozwite warkocze, to a deszczu smugi;
Żyd stary i powszechnie znany z poczciwości, [...]
Żyd poczciwy, Ojczyznę jak Polak kochał.
Muzykę znał, sam słynął muzycznym talentem;
Z cymbałami, narodu swego instrumentem,
Chadzał niegdyś po dworach i graniem zdumiewał,
I pieśniami, bo biegle i uczenie śpiewał.
Głupi niedźwiedziu! Gdybyś w mateczniku siedział,
Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział; [...]
Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty
Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,
Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął
Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb dół brzucha
I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha.
Jeden zwał się Doweyko, a drugi Domeyko.
Do niedźwiedzia obaj razem wystrzelili;
Kto zabił, trudno dociec, strasznie się kłócili
I przysięgali strzelać się przez niedźwiedzią skórę.
[...] I siostrzenicę wszystkim z kolei przedstawia:
naprzód Tadeuszowi, jako krewną bliską;
[...] Uczuł się nieszczęśliwym bardzo – poznał Zosię!
Po wzroście i po włosach światłych, i pogłosie;
[...] <
Szukałeś rozmów ze mną, dziś uszy zamykasz,
Jakby w słowach, we wzorku mym była trucizna!
Dobrze mi tak, wiedziałam kto jesteś! – mężczyzna!
[...] <
ale uważ no sama, wszak nas widzą, śledzą,
czyż można tak otwarcie? Cóż ludzie powiedzą?
Wszak to nieprzyzwoicie, to, dalbóg, jest grzechem.
[...] Czas już, żebym ci powiedział
to, o czymem z pewnością wczoraj się dowiedział,
że nasz Tadeusz szczerze zakochany w Zosi.
Niechajże przed odjazdem o rękę jej prosi;
Mówiłem z Telimeną, już nam nie przeszkadza,
Zosia także się z wolą opiekunów zgadza.
Robak, nim zaczął mówić, w Klucznika oblicze
Wzrok utkwił i milczenie zachował tajemnicze. [...]
<
[...] Jam się ożenił,
z pierwszą, którąm napotkał, dziewczyną ubogą!
Źlem zrobił – jakże byłem ukarany srogo!
Nie kochałem jej, biedna matka Tadeusza,
Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza [...].
Tadeusz krzyknął: <
Rzekł Dąbrowski; lud krzyknął: <
Było cymbalistów wielu,
Ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu [...].
Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie
Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.
Poloneza czas zacząć. – Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,
I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi
I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą parę prosi.
I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem;
A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.