Słowacki już we wstępie (Liście dedykacyjnym do Zygmunta Krasińskiego) dał nam pewne wskazówki interpretacyjne. Poeta potwierdził w nim, że skonstruował dramat z „ariostycznym uśmiechem”, czyli taki, w którym wszystko będzie na opak. Rzeczywistość będzie się mieszała ze światem fantazji a patos z ironią.
W Balladynie nie odnajdziemy wątków komediowych, bardziej groteskowe i ironiczne. Trudno bowiem nazwać poważnym "konkurs na żonę" zorganizowany przez Kirkora. Oto dwie, ledwie poznane siostry miały konkurować o względy młodego rycerza, zbierając maliny. Innym przykładem jest postać Filona - poety, wieszcza wyszydzanego za oderwanie od rzeczywistości, który ideał piękna odnalazł w martwej Alinie. Najbardziej groteskowy jest chyba jednak Grabiec, który wymarzył sobie przeobrażenie w króla dzwonkowego. Jego marzenie spełniła, zakochana w nim Goplana. Grabek bawił się swoją nową rolą, przyznał sobie zapłatę "za ciężkie panowanie", a bezcenną koronę Popielów traktował, jako nakrycie uszu.
W końcu groteskowe są słowa Publiczności, która włącza się do akcji w Epilogu: „Pochlebiasz, mój łysy, / I królom, i poetom... idź precz za kulisy!” Tymi słowami zwraca się do kronikarza Wawela, co jest wyrazem gry Słowackiego z czytelnikiem. Nic nie jest jednoznaczne, wszystko może być różnie interpretowane, a do czytelnika należeć będzie ostatnie słowo.